A A+ A++

Sosnowiec nigdy nie miał rynku z prawdziwego zdarzenia. Miał jednak plac i ulicę, na których koncentrowało się życie miasta. Najlepiej można było je śledzić z okien niepozornego budynku z wapiennego kamienia, który znajdował się u zbiegu ulic Kościelnej i Małachowskiego, a nie wiedzieć czemu został określony adresem Modrzejowska 32.

Został wybudowany około 1860 roku dla pracowników pobliskiej huty cynku „Romania”, która wcześniej pod nazwą „Anna” rozgrzewała swoje piece w miejscu, gdzie dziś znajduje się Urząd Miasta.

W domu z kamienia mieszkali również pracownicy walcowni blachy cynkowej „Emma”. Ci mieli do pracy nieco dalej. „Emma” stała bowiem tam, gdzie dziś zakręcają koliste zjazdy „Ślimaka”. Starsi sosnowiczanie wciąż wspominają strzelisty komin cynkowni, a pewnie znajdą się tacy, którzy pamiętają, gdy tę część miasta określano właśnie „Emmą”.

Hale Rozwoju w Sosnowcu. Zdjęcie wykonano od strony ulicy Modrzejowskiej. Na pierwszym planie ul. Kościelna, a w tle Małachowskiego i Mościckiego Narodowe Archiwum Cyfrowe

Dom z kamienia stał w cieniu nieużytków, na których sosnowiczanie wypasali krowy i kozy oraz hałdy, którą przez lata usypywała właśnie Huta „Romania”. To miejsce znajdowało się w pobliżu dzisiejszej ulicy Mościckiego – w okolicach budynku, który w czasach PRL-u „zdobił” napis „Cement, Wapno, Gips”. W pierwszych dniach wojny u podnóża tej niewielkiej hałdy hitlerowcy stracili dziesięciu mieszkańców Sosnowca.

Zapach kolonialnych przypraw

Dom z kamienia zmieniał swoje przeznaczenie tak, jak zmieniała się historia Sosnowca. Budynek stał się z czasem siedzibą koszar rosyjskiej straży granicznej, a już za polskich czasów na krótko czymś w rodzaju więzienia. Osadzano w nim niemieckich wywiadowców, którzy wyprawiali się za Brynicę, by zdobyć informacje o polskich przygotowaniach do powstań śląskich. Problem w tym, że te same szynki i restauracje, które upodobali sobie szpiedzy, odwiedzali często oficerowie polskiego kontrwywiadu z ekspozytury Kontrwywiadu II Oddziału Sztabu Generalnego 19 WP z ulicy Targowej w Sosnowcu.

Zatrzymanych szpiegów (albo takich, których tylko o szpiegostwo podejrzewano) było tak wielu, że w areszcie zabrakło miejsca, więc zaadaptowano w tym celu „dom z kamienia”.

Mniej więcej w tym samym czasie (na początku lat 20. minionego wieku) budynek z wapienia zyskał ważne sąsiedztwo. U zbiegu ulic Modrzejowskiej, Kościelnej i Małachowskiego powstają bowiem hale targowe. Wybudowano je z inicjatywy kupca Izydora Rydzewskiego. Miały być polską odpowiedzią na dominację Żydów w handlu. Inwestycję sfinansowało Towarzystwo Wspierania Handlu Polskiego „Rozwój”. Stąd późniejsza, utrwalona wśród mieszkańców nazwa – „Hale Rozwoju”. Stoiska skryte w cieniu kolumn przywoływały u niektórych skojarzenie z krakowskimi Sukiennicami.

Magazyn galanteryjny miał tutaj Stanisław Dusza, który mieszkał z rodziną nad swoim sklepem, bo i takie pomieszczania skrywały “Hale”. Zachowały się szklane płytki, na których miejscowy grafik opracował reklamy “magazynu”.

Reklamy składu galanteryjnego Stanisława Duszy z SosnowcaReklamy składu galanteryjnego Stanisława Duszy z Sosnowca arch. Pawła Duszy

W czasie II wojny światowej mieszkańcy „domu z kamienia” znowu byli świadkami historii. Na placu przed kamienicą hitlerowcy powiesili kilku, a niektóre źródła podają, że nawet kilkunastu Żydów. 23 marca 1942 roku życie stracili tutaj Robert Mangiel i Marek Aleksander Liberman, których oskarżono o fałszowanie dokumentów. 13 kwietnia tego samego roku powieszono na drzewie przed domem Nuchyma Kohna z synem Majerem Dawidem oraz Herschla Pfeffera i Judkę Warmunda. Ich nazwiska – już po wojnie – umieszczono na drewnianej, pomalowanej na biało tabliczce, którą przybito gwoździem do drzewa rosnącego przed domem.

Hale przetrwały do przełomu lat 50. i 60. Potem je rozebrano, ale handel w tym miejscu wciąż kwitł. Zostały bowiem sklepiki i stragany znajdujące się w podcieniach przylegających do placu przy “domu z kamienia” od strony ul. Kościelnej. Można tam było kupić artykuły spożywcze, mięso, pachnące słońcem kolonialne przyprawy, ale i galanterię. Dzieci chodziły tam po oranżadę i landrynki pakowane do papierowych tytek. Wzięcie miały też kapiszony i korki od „Pana Kucybały”. Za kilkadziesiąt groszy można było nieźle postrzelać.

Ubikacja na korytarzu

Pod adresem Modrzejowska 32 pojawili się też nowi mieszkańcy. Jednym z nich był wracający z niemieckiej niewoli Wacław Szparadziński – urodzony w 1904 roku uczeń Szkoły Aleksandryjskiej w Sosnowcu-Pogoni − placówki ufundowanej przez Heinricha Dietla – który przed wojną był księgowym kopalni “Renard”. W czasie wojny więzień KL Auschwitz, Gross-Rosen, Mauthausen-Gusen, Dachau, Wildflecken, gdzie był członkiem Obozowego Ruchu Oporu. W PRL-u pracował w Dąbrowskim Zjednoczeniu Przemysłu Węglowego.

Budynek miał już prawie sto lat, ale nadal zapewniał przytulny kąt. Składał się z czterech klatek, które skrywały po pięć mieszkań – dwa na parterze i trzy na pierwszym piętrze. Ubikacje były w korytarzu. Warto to docenić, bowiem przy pobliskiej ulicy Dekerta za potrzebą biegało się jeszcze wtedy na podwórko.

W początkowym okresie, ale jeszcze i po wojnie, z budynku można było wyjść zarówno na stronę ulicy Modrzejowskiej, jak i Małachowskiego. Pod oknami były małe ogródki. Mieszkańcy cenili też sobie, że naprzeciwko ich domu – w kamienicy przy Małachowskiego 42 – mieszkała i przyjmowała chore dzieci oraz gruźlików Nadzieja Berdo, dyrektor szpitala na sosnowieckim Pekinie.

Byli i tacy, którzy bardziej cenili sobie sąsiedztwo baru “Podhalanka” przy ul. Modrzejowskiej. Lokal miał opinię „mordowni”, gdzie można było się upić za niewielkie pieniądze, ale także solidnie dostać po głowie.

W “domu z kamienia” mieszkali wtedy także państwo Adamkowie i pani Toba. Każda rodzina miała do dyspozycji dwa lub trzy pokoje oraz kuchnię, a mieszkania na parterze także usytuowane pod schodami prowadzącymi na piętro pomieszczenie gospodarcze.

Dzieci bezpiecznie bawiły się na placu przed domem, który dochodził do ul. Modrzejowskiej. Oddzielał go wysoki na 80 centymetrów drewniany płot. Miejsca było dość, żeby zagrać w piłkę, pobawić się w „Indian” lub „Zorro”. Dzieci improwizowały tutaj nawet sceny z kryminalnej „Kobry”.

Jacek Walczyński bez pomocy, którego nie powstałby ten tekst, a w tle 'dom z kamienia'. Rok 1964Jacek Walczyński bez pomocy, którego nie powstałby ten tekst, a w tle ‘dom z kamienia’. Rok 1964 arch. Jacka Walczyńskiego

Tragiczny skok

W rogu placu – od strony Kościelnej i Małachowskiego – znajdował się mały ogródek o wielkości 10 na 10 metrów, gdzie rosła zielenina. Po drugiej stronie, naprzeciw apteki przy Modrzejowskiej, stał zaś kiosk Ruchu. Tam papierosy i codzienną prasę sprzedawał „Pan Bolesław”. Postać tak charakterystyczna i lubiana, że mówiło się „u Bolka”. Pan Bolesław miał po wylewie wykrzywioną twarz, ale mówił dość zrozumiale.

Od strony ulicy Kościelnej znajdowały się też komórki lokatorskie. To właśnie do nich przylegały „plecami” sklepiki, które pozostały po „Halach Rozwoju”. Do komórek wchodziło się po dwóch schodkach. Miały też niewielką piwniczkę.

Hale Rozwoju w SosnowcuHale Rozwoju w Sosnowcu Narodowe Archiwum Cyfrowe

W 1965 roku mieszkańcy „domu z kamienia” zadzierali wysoko głowy. Po drugiej stronie ulicy budowano bowiem wieżowiec. Dziw bierze, że wśród zabytkowej zabudowy stanął w centrum miasta dziesięciopiętrowy blok. Mieszkania zajęli w nim przede wszystkim pracownicy Zjednoczenia Przemysłu Szklarskiego. Wiąże się z nim także tragiczna historia. Z jego 10 piętra skoczyła potem 16-letnia piękna dziewczyna. Prawdopodobnie była uczennicą 2 klasy Liceum im. Staszica, a życie odebrała sobie z powodu miłosnego zawodu.

Przez ulicę Kościelną jeździł też i tramwaj. Tysiące osób przyjeżdżało na targ, ale tak naprawdę wszyscy mówili, że na „hale”. Te „hale” to pozostałość właśnie po „Halach Rozwoju”, które tak mocno wyryły się w pamięci starszych sosnowiczan, że do dziś używają tego określenia.

Hitlerowcy w oknach

W końcu i płot wokół „domu z kamienia” zniknął i to właśnie w tym miejscu kwitnął handel. Pod drzewem, które było symbolem stracenia Żydów, siedziała niemal zawsze otyła kobieta, która sprzedawała „mydło i powidło”.

Zaglądali też tutaj filmowcy, którzy w 1976 roku w zabudowaniach kręcili zdjęcia do filmu „Ptaki ptakom” w reżyserii Pawła Komorowskiego. To adaptacja powieści Wilhelma Szewczyka – tego samego, który do niedawna był patronem placu przed dworcem PKP w Katowicach – opowiadająca o pierwszych dniach wojny i obronie wieży spadochronowej w Katowicach. Mieszkańcy kamienicy opuścili wtedy swoje mieszkania, a z okien wpatrywali się w oko kamery niemieccy żołnierze.

'Dom z kamienia' w Sosnowcu w roku 1993‘Dom z kamienia’ w Sosnowcu w roku 1993 arch. Gazety Wyborczej

Z czasem atrakcją tego miejsca stają się również strzelnica, budka ze śląską grą liczbową „Karolinka”, rurki z kremem, frytki. W czasie odpustu można było też zrobić sobie tutaj zdjęcie na koniu i w bryczce. Targ zlikwidowano, ale ludzie dalej chodzą na „hale” tyle że to już „wiekowy” targ przy ul. Szklarnianej, gdzie przed laty można było kupić nawet wieprzka i krowę. Przed „domem z kamienia” powstał z czasem parking, a w budynku zamieszkali również Romowie.

„Zniszczyć ten dom to barbarzyństwo”

Budynek Huty “Romania” przetrwał do 2002 roku. Rzeszowska spółka Deweloper kupiła wtedy od gminy działkę, na której stał, żeby wybudować w tym miejscu kino Helios. Z niszczejącego domu wykwaterowano lokatorów. W oknach straszyły powybijane szyby. Nikt nie przejmował się bogatą historią tego miejsca, które niestety nie zostało wpisane do rejestru zabytków.

Miasto co prawda najpierw chciało dom wyremontować, a na placu urządzić skwer, ale w końcu zdecydowano, by plac sprzedać.

Ściana 'domu z kamienia' wkomponowana w budynek kina Helios w SosnowcuŚciana ‘domu z kamienia’ wkomponowana w budynek kina Helios w Sosnowcu Wojciech Todur

– Zniszczyć ten dom to barbarzyństwo – mówił nam Jan Bogdan, prezes Dewelopera. – Za projekt kina Helios zapłaciliśmy dużo więcej niż zwykle, bo miasto postawiło warunek, żeby fragmenty budynku wtopić w nowoczesną bryłę kina. – Wyburzymy mniej niż połowę budynku, który i tak się sypie – opisywała architekt Małgorzata Lisiak, autorka projektu. – Zachowamy całą oryginalną pierzeję od ul. Małachowskiego. Przez drzwi w kamiennej ścianie widzowie będą wchodzić [w rzeczywistości wychodzić – przyp. red.] do kina – mówiła. Tak się rzeczywiście stało. Na murze powieszono jeszcze pamiątkową tablicę przypominającą nazwiska straconych nieopodal Żydów.

Pamiątkowa tablica na ścianie kina Helios w SosnowcuPamiątkowa tablica na ścianie kina Helios w Sosnowcu Wojciech Todur

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułWielka rozbudowa Akwarium Gdyńskiego na jego 50-lecie
Następny artykułEkspertyza pod znakiem zapytania? Lipa wywróciła się w Parku Miejskim