A A+ A++

Wielu ozdrowieńców nie wraca do formy sprzed zakażenia koronawirusem. COVID-19 zostawia ślady w tkance płucnej, w mięśniu sercowym, a nawet w mózgu. Szybciej odczuwamy zmęczenie, mamy problemy z oddychaniem po uszkodzeniu płuc, zaczynamy odczuwać dolegliwości sercowo-naczyniowe. Ozdrowieńcy cierpią na zaburzenia neurologiczne i psychiczne. Mają stany lękowe a nawet zespół stresu pourazowego (zwłaszcza ci, którzy walczyli o życie w szpitalach). Co to oznacza w praktyce? Że wielu ozdrowieńców czeka długa rehabilitacja. Narodowy Fundusz Zdrowia podpisuje właśnie pierwsze kontrakty z lecznicami.

Lubuski oddział NFZ przekazał już do resortu zdrowia listę ośrodków, które mogą wejść do „Programu pilotażowego w zakresie rehabilitacji leczniczej dla świadczeniobiorców po przebytej chorobie COVID-19”.

– Pacjenci po przebyciu COVID-19, mający problemy z układem oddechowym, mogą korzystać z opieki medycznej w każdej poradni pulmonologicznej, posiadającej umowę z Funduszem. Finansujemy także świadczenia w zakresie opieki domowej dla pacjentów wymagających wentylacji mechanicznej. Ponadto pacjenci w zależności od schorzeń i zaleceń lekarza mogą korzystać z rehabilitacji ogólnoustrojowej, kardiologicznej lub neurologicznej oraz fizjoterapii ambulatoryjnej – informuje Joanna Branicka z lubuskiego NFZ.

W szpitalu ćwiczą

Rehabilitację pocovidową włącza się już do planu leczenia na klinicznym oddziale zakaźnym Szpitala Uniwersyteckiego w Zielonej Górze. Choć lekarze przyznają, że bywa z tym ciężko. Bo? U niektórych trudno o motywację. O ile pacjenci młodzi i w średnim wieku chętnie ćwiczą, to starsi niekoniecznie.

– Tu widać podział wśród społeczeństwa. Ci, którzy jeszcze pracują, mają życiowe plany, chcą jak najszybciej wrócić do sprawności. Są posłuszni, ćwiczą chętnie i wykonują każde polecenie. Starsze osoby są najczęściej podłamane psychicznie, nie widać u nich woli walki, nie mają motywacji. Do tego często wielu z nich ma inne schorzenia, które tę rehabilitację ogólnoustrojową utrudniają. Doznali w przeszłości urazów kręgosłupa, mieli złamane biodra, piszczele. Są pacjentami leżącymi. Ciężej ich rehabilitować – mówi Jacek Smykał, szef klinicznego oddziału zakaźnego Uniwersyteckiego Szpitala.

Turnus ratunkiem

Dla niektórych turnus rehabilitacyjny może być ostatnią deską ratunku, by nadal być samodzielnym w życiu. Bo COVID-19 ujawnił duży problem społeczny dotyczący osób starszych. Wiele samotnie żyjących osób, które były leczone na szpitalnych oddziałach, nie może wrócić do swoich domów, choć do tej pory radziły sobie dobrze ze starością, albo wymagały drobnej pomocy pracowników OPS-ów. Po przebytej chorobie wymagają jednak całodobowej opieki, pomocy.

– I okazuje się, że nie ma kto ich przyjąć. Rodziny, o ile takie mają, nie kwapią się, by zabrać babcię, dziadka do siebie. Szukanie miejsc w domach opieki społecznej też kończy się fiaskiem, bo DPS-y raczej się „zamykają” przed światem, niż nastawiają na przyjmowanie nowych pensjonariuszy. Często nie wiemy, co zrobić z takim pacjentem. Wyzdrowiał, ale nie może wrócić jeszcze sam do domu, bo jest zbyt słaby – mówi Smykał.

Pokolenie przedwojenne

Zdarzają się dziarscy 80-latkowie, którzy utrzymują sprawność, prawidłową wagę i przeszli zakażenie łagodnie. Kilka takich osób było hospitalizowanych, ale tylko dlatego, że gdy chorowali, wytyczne ministerstwa były inne. Dziś chorobę przechodziliby w domu.

– To pokolenie, które przeżyło wojnę, przybyło tu z Kresów Wschodnich, jest wyjątkowo zahartowane – mówi Smykał. I dodaje, że kluczowa jest prawidłowa masa ciała. – Dodatkowe kilogramy nadwyrężają układ krwionośny, powodują cukrzycę, nadciśnienie. Dlatego pacjenci z otyłością, zwłaszcza mężczyźni, przechodzą COVID-19 dużo ciężej. Dłużej trwa ich rehabilitacja.

Zamiast do sanatorium, na operację

Zdarzyć się także może, że zamiast na turnus rehabilitacyjny pacjent pojedzie na oddział torakochirurgii. Czasami, nawet po kilku miesiącach od wyzdrowienia, okazuje się, że COVID-19 nadwyrężył płuca. I co ciekawe, zdarzają się pacjenci, u których zmiany w płucach pojawiły się nawet po kilku miesiącach od wyzdrowienia.

– W grudniu konsultowałem pacjenta, który przechorował koronawirusa w sierpniu. Na profilaktycznej tomografii wyszła „dziura” w płucu, której na pewno nie było jeszcze latem, tuż po zakończeniu leczenia. Przez te kilka miesięcy utworzyło się coś na kształt ropnia. Obyło się bez cięcia, bo udało się ustalić leczenie farmakologiczne – mówi dr n. med. Roman Lewandowski, torakochirurg, szef klinicznego oddziału klatki piersiowej. I przyznaje, że na oddziale leczono wielu pacjentów, których przyjęto po przebytej chorobie COVID-19. Najczęściej trafiali z odmami, wodą w płucach, zwłóknieniami.

– Te ostatnie zmiany należałoby stale obserwować. Na razie nie ma badań, ani doniesień, które mówią o tym, jak groźne mogą być właśnie te pocovidowe powikłania np. pod względem późniejszego występowania nowotworów. Dlatego na razie nie pobieraliśmy wycinków płuc, by badać laboratoryjnie materiał – mówi dr Lewandowski i radzi, by wykonywać cyklicznie diagnostykę obrazową płuc. I dodaje, że w powikłaniach nie ma reguł – dotyczą starszych i młodszych, chorobę przechodzących lekko i ciężko.

Ścieżka do zdrowia

Dojście do pełnej formy może zająć kilka tygodni albo miesięcy. Jedni pacjenci wracają szybko do formy, innym zajmie to sporo czasu. Nawet, jeśli przed chorobą uprawiali zdrowy tryb życia, np. biegali, dziś męczą się robiąc kilka kroków.

– Powrót do formy powinien być powolny, nic na siłę. Zaczynamy od wolnych spacerów, najlepiej z kijkami. Trasy wybieramy niezbyt długie do trzech kilometrów. Powoli zwiększamy ich długość, tempo, częstotliwość, aż wrócimy do formy – mówi Radosław Brodzik, biegacz, lider drużyn biegackich, organizator maratonów.

Pomocny być także koncentrator tlenu. O ile w chorobie, przy niskiej saturacji nie jest w stanie pomóc pacjentowi, bo stężenie tlenu jest zbyt niskie, by pomóc (a może być niebezpieczny dając złudne poczucie bezpieczeństwa), w przypadku rekonwalescencji może się przydać.

– Wtedy działa świetnie – mówi dr Smykał.

Jedź do Torzymia

Rehabilitacją pulmonologiczną w szpitalu w Torzymiu lekarze zajmują się od lat, mają kontrakt z NFZ. Lecznica już latem ub. leczyła pierwszych ozdrowieńców. Teraz z turnusami – trwają trzy lub pięć tygodni – ruszy w marcu.

– Mamy świetnie wykwalifikowany personel. Lekarzy różnych specjalności: pulmonologii, kardiologii, geriatrii, ortopedii, onkologii, ale także zespół doświadczonych rehabilitantów – wyjaśnia Katarzyna Lebiotkowska, prezes szpitala.

– Wykorzystujemy sprzęt do kinezyterapii, fizykoterapii, treningów interwałowych oraz inhalatorium. Pacjenci poprawiają także wydolność układu krążenia i oddechowego na zajęciach w salach gimnastycznych. Mamy bieżnie, cykloergometry, siłownię i piękny las wokół ośrodka. Proponujemy spacery, marsze, nordic walking. Oczywiście wszystko pod nadzorem fizjoterapeutów – wylicza prezes. Fizjoterapię oddechową wspomaga laser, leczenie polem magnetycznym wysokiej intensywności.

– Uczymy różnych technik oddychania, dbamy o właściwą pielęgnację drzewa oskrzelowego, pozycje drenażowe, masaże – dodaje prezes.

Czytaj także: Policjanci zatrzymali maturzystkę, bo krzyczała: “Je… Dudę”. Teraz komenda musi zapłacić odszkodowanie

Czytaj także: Brytyjscy naukowcy potwierdzają obserwacje doktora Smykała, który leczył pacjenta zero

Czytaj także: Jak przechorować COVID-19 w domu? Ćwicz płuca, nie wyleguj się w łóżku i kup pulsoksymetr!

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPentagon: o obecności wojsk za granicą będziemy decydować z sojusznikami
Następny artykułPlany inwestycyjne gminy Ulan-Majorat na rok 2021