A A+ A++

Jednym z najciekawszych komentatorów życia publicznego w Niemczech jest 53-letni Alexander Grau – autor wydanej w 2017 roku książki pt. „Hipermoralność”. W swej pracy stawia on tezę, że miejsce religii we współczesnych zsekularyzowanych społeczeństwach Zachodu zajęła moralność, która stała się wręcz dominującą ideologią.

Każdy poważniejszy problem, przed którym stoją dziś ludzie – niezależnie od tego, czy dotyczy imigracji, klimatu, ekonomii czy edukacji – jest natychmiast przedstawiany w kategoriach moralnych.

Tego rodzaju totalna moralizacja uniemożliwia jednak jakąkolwiek racjonalną debatę. Gdy pojawia się np. temat globalnego ocieplenia, zamiast dyskutować o astrofizyce, burzach magnetycznych czy cyklach słonecznych, tworzy się podział na tych, którzy chcą ratować Ziemię, oraz na tych, którzy działają na rzecz zniszczenia życia na naszej planecie. Nie ma więc dwóch stron wymieniających się argumentami, ale jest walka między dobrem a złem.

„To jest autoliturgia, rytuał samoubóstwienia”

W takich konfrontacjach reprezentanci dobra definiują się jako zwolennicy tolerancji, otwartości, różnorodności, wielokulturowości, zrównoważonego rozwoju, sprawiedliwości społecznej, ochrony środowiska etc. Każdy, kto nie podziela ich poglądów, odwołując się nawet do racjonalnych argumentów, staje się automatycznie podejrzany i jest sytuowany po złej stronie.

Ta hipermoralność – jak zauważa Grau – urasta do rangi ideologii zaspokajającej narcystyczne potrzeby współczesnego człowieka. Stan moralnego oburzenia poprawia bowiem samopoczucie, daje satysfakcję i pozwala kreować wizerunek siebie jako osoby stającej po jasnej stronie mocy.

W niedawnym wywiadzie dla włoskiego „Il Foglio” niemiecki myśliciel mówił, że wchodząc w ów moralistyczny dyskurs człowiek Zachodu uwielbia samego siebie:

To jest autoliturgia, rytuał samoubóstwienia. Ten kult samego siebie wyrasta ze społeczeństwa, w którym najwyższą wartością stała się emancypacja. Hipermoralność jest religią społeczeństwa narcystycznego. (…) Społeczeństwa zachodnie, a zwłaszcza elity, stwarzają wrażenie, że ich wartości i sposób życia są prawdziwym celem historii. Moralność pozwala na stworzenie historycznej perspektywy zbawienia.

W tej perspektywie – jak zauważa Grau – trwały postęp moralny będzie możliwy tylko wówczas, gdy „świat stanie się jednym wielkim Nowym Jorkiem”, tzn. gdy inne kultury, np. Azji czy Afryki, przyjmą jako swój zachodni styl życia. Zdaniem niemieckiego autora jest to jednak niemożliwe z prostego powodu: taki uniwersalizm zależy bowiem od triumfu bogatego, sytego i hedonistycznego społeczeństwa. Trudno wyobrazić sobie, by taki model zapanował w krajach Trzeciego Świata. W związku z tym Grau przewiduje raczej ukształtowanie się innego systemu, a mianowicie globalnego feudalizmu, gdzie na górze znajdować się będzie międzynarodowa i kosmopolityczna arystokracja, a na dole ludy walczące o własną tożsamość kulturową. 

„W imię różnorodności niszczymy różnorodność kultur”

Zdaniem Graua coraz bardziej uwidaczniać się będą sprzeczności w rozwoju zachodniej cywilizacji, które nieuchronnie doprowadzić muszą do kryzysu nowoczesności. Przez całe lata społeczeństwa Zachodu żyły bowiem w iluzji, że da się pogodzić ze sobą tradycję i postęp, migrację i tożsamość, ekologię i ekonomię. Dziś widać wyraźnie, że to złudzenie. W dodatku zachodni model gospodarczy, związany z koncepcją ciągłego rozwoju technologicznego, niszczy odmienne kultury i style życia. Z jednej strony głosi się różnorodność, ale z drugiej zaprowadza homogeniczność. Mówi się o tolerancji, ale nie toleruje się odmiennych poglądów. Widać to wyraźnie zwłaszcza na zachodnich uniwersytetach, owych kuźniach elit, gdzie zachwala się pluralizm poglądów, ale wszyscy myślą w sposób tak samo sformatowany.

Grau zwraca uwagę na jeszcze jeden paradoks związany ze współczesną hipermoralnością. Otóż zawsze w dziejach moralność połączona była z wyrzeczeniem, ascezą, poświęceniem, zawsze przedkładała ducha nad materię, „być” nad „mieć”, „dawać” nad „brać”. Dzisiejsi hipermoraliści dokonali odwrócenia znaczeń – teraz dobra jest konsumpcja, zabawa i rozwiązłość seksualna, a zła – czystość, powściągliwość i wstrzemięźliwość. Po raz pierwszy w historii możliwe stało się bycie hedonistą zaspokajającym wszystkie swoje zachcianki, a zarazem uważanie się za człowieka górującego moralnością nad otoczeniem.

Niemiecki myśliciel zauważa, że konkretny humanizm zastąpiony został dziś przez abstrakcyjny humanitaryzm. Można więc ze spokojnym sumieniem oddać dziadków do domu starców, ponieważ przeszkadzają nam w realizowaniu szczytnych ideałów. Można chodzić na demonstracje na rzecz światowej sprawiedliwości, a zarazem być całkowicie obojętnym na los najbliższych. Hipermoralizm odnosi się więc tylko do wartości ogólnych, które nie ograniczają naszego własnego życia prywatnego.

Jeszcze do niedawna aborcja i eutanazja były powszechnie potępiane i zakazane jako pozbawienie ludzkiego życia, a więc zło moralne. Nie dotyczyło to bynajmniej tylko chrześcijaństwa. Już w sformułowanej w środowisku pogańskim pięć wieków przed Chrystusem przysiędze Hipokratesa znajdował się bezwzględny zakaz aborcji i eutanazji. Dzisiejszy hipermoralizm odwrócił jednak znaczenie etyczne obu czynów – obecnie jako dobroczyńcy ludzkości przedstawiani są zwolennicy unicestwiania życia dzieci poczętych w łonach matek oraz likwidowania osób starych, chorych i zniedołężniałych. Obrońcy życia są natomiast konsekwentnie przestawiani jako reprezentanci zła. Nie ma bowiem żadnej ogólnej normy, której można się podporządkować. Ostateczną instancją moralną staje się subiektywne odczucie, dla którego głównym punktem odniesienia pozostaje samorealizacja. Jak mówi Grau:

Każdy, kto wątpi w radykalną samorealizację, jest winny dyskryminacji.

„Jak muchy próbujące uwolnić się z pajęczyny”

We wspomnianym wywiadzie dla „Il Foglio” niemiecki myśliciel zauważa, że życie współczesnych społeczeństw zachodnich podszyte jest nieustannym strachem:

Ludzie Zachodu boją się. Boją się koronawirusa, pandemii, zmian klimatycznych, przestępczości i terroryzmu. Jak muchy próbujące uwolnić się z pajęczyny, walczymy w lepkim więzieniu naszych fobii. Podejrzenie, że nowoczesność może zawieść, nie spełniając swych obietnic bezpieczeństwa, jest ciosem w jej ideologiczny rdzeń oraz zakwestionowaniem jej. 

Nowoczesność obiecała nam bowiem – poprzez bogactwo, postęp, technologię i naukę – budowę „bezpiecznego raju”. Jednak – jak pokazują badania – co czwarty obywatel Niemiec cierpi na patologiczny niepokój: 

Bogaty obywatel jest zaszczepiony, jeździ w pasach bezpieczeństwa i w kasku, kontroluje stan swego zdrowia, żyje w przestrzeniach wolnych od dymu i za poduszką powietrzną, którą umieścił między sobą a życiem; a jednak nadal drży ze strachu.

„Aby przetrwać, musimy eksportować naszą dekadencję”

Według Graua, rezultatem naszych wysiłków, aby uczynić życie bardziej przewidywalnym, stało się społeczeństwo postheroiczne. Heroizm oznaczał zawsze ryzykowanie życia dla czegoś większego, ale dziś nie ma już wartości, dla których ludzie Zachodu chcieliby ryzykować własne życie. Nasza doczesna egzystencja, ze wszystkimi jej wygodami, stała się najwyższą wartością, której nie wolno narażać. Przy okazji różnych dyskusji można dziś usłyszeć często zdanie: „Nie można wymagać od ludzi heroizmu”, tzn. nie można wymagać od nikogo bohaterstwa, poświęcenia, ofiarności.

Takie społeczeństwo skazane jest jednak na upadek, ponieważ nie znajdzie się w nim nikt, kto będzie w stanie go bronić, a więc ryzykować i poświęcać życie. W ten sposób Europa czyni samobójstwo swoją własną misją kulturową. Jedyną formą obrony może być dla niej tylko zarażenie innych regionów świata swoim stylem życia i systemem wartości. Sama rozbrojona duchowo i mentalnie, żeby przeżyć, musi rozbroić innych.

We wspomnianym wywiadzie Grau mówi:

Nie popełnijmy błędu: żyjemy na wyspie dobrobytu pośród morza nędzy, wojen i przeludnienia. Znajdujemy się w stanie oblężenia. Jednak społeczeństwa Zachodu nie mają zdolności umysłowych, by przeciwstawić się konfliktom, które z tego wynikają. Jesteśmy bezbronni psychicznie. To nie przypadek, że mówimy o społeczeństwach postheroicznych. Społeczeństwa europejskie mają możliwość zagwarantowania sobie dobrobytu tylko wtedy, gdy uda im się stworzyć dobrobyt i bezpieczeństwo w przygranicznych regionach Afryki Północnej i na Wschodzie. Aby przetrwać, musimy więc eksportować naszą dekadencję. 

Dekadencja nie jest jednak możliwa bez dobrobytu. Prędzej więc pacjent umrze niż zdoła śmiertelnie zarazić otoczenie. A to oznacza, że przyszłość należeć będzie do innych. Nieprzypadkowo tak stare kultury, jak Chiny czy Indie, wzniosły dziś mur obronny przed kulturowym wpływem Zachodu w postaci oficjalnie prowadzonych polityk sinizacji czy szafranizacji. One dobrze wiedzą, że zachowanie własnej tożsamości to niezbędny warunek przetrwania.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułLempart: Oczywiste jest, że aborcja będzie w Polsce legalna
Następny artykułDerby dla Polkowic po raz drugi