A A+ A++

fot. Billion Photos / Shutterstock

Kolejne fundusze hedgingowe muszą uciekać z rynku. Kursy akcji następnych spółek wynoszone są w górę o kilkadziesiąt lub nawet kilkaset procent w ciągu dnia. Tak wygląda giełdowa rewolucja na Wall Street.

Na amerykańskim rynku akcji trwa rewolucja inwestorów z tzw. nowej fali. Drobni gracze skrzykują się na internetowych forach – najbardziej znanym jest wallstreetbets na portalu Reddit. Tam gromadzą się, aby wspólnymi siłami podbić notowania najmocniej „zashortowanych” spółek (czyli walorów o największej liczbie krótkich pozycji). Zajęcie na rynku krótkiej pozycji (short) oznacza pożyczenie i sprzedanie akcji w celu ich późniejszego odkupienia po niższej cenie, zatem posiadacz krótkiej pozycji zarabia na spadku ceny danego instrumentu.

Z kolei silna zwyżka notowań z reguły wymusza na posiadaczach krótkich pozycji odkupienie akcji, co prowadzi do jeszcze mocniejszych wzrostów cen tych walorów. Wszystko zaczęło się kilka dni temu na akcjach spółki GameStop, co opisał mój redakcyjny kolega Adam Torchała. Akcje GameStopu tylko w środę podrożały o blisko 135 proc. (tak, nie brakuje tu przecinka). Redditowy tłum „wycisnął” fundusze trzymające krótkie pozycje, w efekcie czego między 12 a 28 stycznia akcje GameStopu podrożały z niespełna 20 USD do 347,51 USD.

Rewolucja się rozlewa

Ale teraz nie chodzi już tylko o GameStop. W środę akcje AMC Entertainment Holdings poszły w górę o przeszło 300 proc. (!) po tym, jak stały się kolejnym celem „giełdowych rewolucjonistów”. AMC jest największym operatorem kin w Stanach Zjednoczonych, więc polityka lockdownów zrujnowała mu biznes i wpędziła w głębokie straty. Nic więc dziwnego, że zarządzający funduszami gremialnie zajmowali krótkie pozycje na walorach AMC, obstawiając ich dalszą przecenę.

Cena akcji GameStop. / Bloomberg.

Jednakże dla inwestującego tłumu lista „najmocniej zashortowanych” akcji stała się tym, czym dla bolszewików były listy kułaków czy burżujów. Gołym okiem widać, jak giełdowa rewolta rozlała się na kolejne spółki będące ulubionym celem gry na krótko. Notowania sieci sklepów z artykułami wyposażenia wnętrz Bed Bath & Beyond wzrosły na wczorajszej sesji o 43 proc., podwajając się w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Celem „ataku” stały się nawet papiery Nokii, której kwity depozytowe notowane w Nowym Jorku zyskały wczoraj 38 proc. Był to najsilniejszy dzienny wzrost tego waloru w 30-letniej historii jego giełdowych notowań. Rekordowy był także wolumen – właściciela zmieniło aż 960 mln akcji (tj. ADR-ów).

Mocnych ruchów bez napływu nowych informacji doświadczyły też inne spółki chętnie „shortowane” na Wall Street. Akcje producenta słuchawek Koss Corp. poszybowały w górę o 480 proc. Kurs sieci sklepów Express Inc. podskoczył o 214 proc.

„Reakcja” kontratakuje

Przez praktycznie całą historię zorganizowanego rynku kapitałowego to duzi gracze mniej lub bardziej legalnie wykorzystywali swoją przewagę nad inwestorami indywidualnymi, teraz role się odwróciły. To tłumy giełdowych „leszczy” bezlitośnie „golą” grube ryby, zmuszając je do kapitulacji na krótkich pozycjach. Taka sytuacja trwa już od kilku dni i nie bardzo wiadomo, co z nią zrobić. Bo z jednej strony jest to ewidentna manipulacja rynkiem, a z drugiej strony w wolnym kraju nie można ludziom zabronić organizowania się na internetowych forach i „naganiania” na kolejne ataki spekulacyjne. Poza tym tego typu inwestycyjne „spółdzielnie” są tak stare jak same giełdy i żadne zakazy ich nie wyeliminują.

Trudno też wykrzesać z siebie współczucie dla zarządzających funduszami hedgingowymi, którzy mając ogromną przewagę  wiedzy, doświadczenia, informacji i dostępu do kapitału dali się ograć młodym, niedoświadczonym i pozbawionym wiedzy i większego kapitału inwestorom indywidualnym. Profesjonalny inwestor zarządzający miliardami dolarów powinien być przygotowany na tego typu sytuacje,  zachowując elementarną ostrożność przy niełatwej i ryzykownej grze na krótko.

Tym bardziej że mobilizacja „redditowych inwestorów” niesie ze sobą silny ładunek emocjonalny. Dla niektórych to zemsta za rok 2008, gdy rządy użyły pieniędzy podatników, by uratować bankrutujące banki i wypłacić wielomilionowe bonusy ich prezesom. To ich rewanż na znienawidzonej branży finansowej, która w ostatniej dekadzie obfitowała w skandale – na jaw wyszły machlojki i manipulacje rynkowe przeprowadzone przez „grube ryby”. I wszystko to uszło tym ludziom bezkarnie.

A jednak instytucjonalna machina rozpoczęła kontrofensywę. Jeden z dużych brokerów – TD Ameritrade – ograniczył swoim klientom możliwości handlu akcjami GameStop oraz AMC.

– W celu ograniczenia ryzyka dla naszej spółki i dla klientów wprowadziliśmy szereg restrykcji na niektóre transakcje akcjami $GME i $AMC i innych papierów wartościowych. Podjęliśmy decyzje jako środki ostrożnościowe w obliczu bezprecedensowych warunków rynkowych i innych czynników – powiedziała rzeczniczka prasowa TD Ameritrade cytowana przez portal MarketWatch. Ograniczenia dotyczyły przede wszystkim lewarowanych zakupów akcji (czyli kupowania papierów za pożyczkę zaciągniętą u brokera).

Rewolucja zjada własne dzieci

W całej sprawie warto pamiętać o kilku podstawowych kwestiach. Giełda jest miejscem, na którym inwestorzy przy pomocy swoich pieniędzy wyceniają przyszłość. A konkretnie przyszłe wyniki spółek. Kto ma rację w odpowiednim czasie i miejscu, ten wynagradzany jest zyskiem. Kto się myli (lub ma rację zbyt wcześnie), ponosi straty. Zarządzający funduszami prawdopodobnie mieli rację grając na spadki dość wysoko wycenianych, lecz przynoszących straty spółek. Ale nie przewidzieli, że „po drodze” ich notowania mogą znacznie wzrosnąć. Parafrazując lorda Keynesa, można rzec, że pozostali wypłacalni krócej, niż rynek zachował się nieracjonalnie. Nie ma też nic złego w grze na spadki. To nie jest żadne „zaniżanie” wartości dobrych spółek, tylko jeden z mechanizmów pozwalających zwiększyć płynność i efektywność rynku (który rzecz jasna nie jest „doskonale efektywny”, jak chcieliby go widzieć niektórzy ekonomiści).

Z drugiej strony mamy tysiące kompletnie niedoświadczonych inwestorów, dla których „wyciskanie szortów” stało się źródłem łatwego zarobku, według przytaczanych w sieci anegdot pozwalających wręcz opłacić bieżące wydatki. Ale to się kiedyś skończy. Notowania takich spółek jak GameStop czy ANC nie poszły w górę z powodu poprawy ich wyników finansowych czy też wcześniejszego niedowartościowania. Nic z tych rzeczy. One wzrosły tylko dlatego, że tłum z pieniędzmi rzucił się na zakupy, w wielu przypadkach zapewne nieświadomie stosując dobrze znaną na warszawskim parkiecie strategię „pump&dump” (w wolnym tłumaczeniu: wygrzej i wyrzuć).

Na razie widzimy pierwszy filar tej strategii. A niedługo zapewne ujrzymy drugi. Ci, którzy drogo kupili przewartościowane i „napompowane” walory, srogo za to zapłacą. Zwłaszcza jeśli kupowali na kredyt, czyli za pieniądze brokera. Nie ma bowiem większych szans, aby zmagające się z fundamentalnymi problemami  spółki mogły utrzymać tak wyśrubowane wyceny przez dłuższy okres czasu. Tego typu giełdowe podbitki noszą znamiona piramidy finansowej. Rosną tylko tak długo, jak długo znajdują się kolejni gracze gotowi wyłożyć pieniądze. A gdy tych zabraknie, to takie „gorące” papiery szybciej lub wolniej zmierzają w stronę swej wartości fundamentalnej. Czyli nierzadko w okolice zera.

Zatem za kilka miesięcy lub tygodni pewnie będziemy pisać o rzeszy „inwestorów”, którzy na giełdowych spekulacjach stracili dorobek życia. Którzy zastawili domy, aby zarobić na „wiecznie” drożejących akcjach. Przecież inwestowanie jest takie proste (uwaga na sarkazm!). Każda mania spekulacyjna kończy się tak samo: większość jej uczestników traci, a garstka zbija fortunę.

Na koniec zaznaczmy, że całej afery zapewne by nie było, gdyby nie bezprecedensowa ingerencja państwa w rynek. Najpierw Rezerwa Federalna uratowała przed bankructwem setki giełdowych korporacji, pompując w rynek kredytowy trzy biliony dolarów. Potem to samo zrobił rząd USA, wypłacając dotacje firmom zamkniętym z powodu lockdownu. I na koniec swój udział w całym procederze miały działania Kongresu, w ramach których Amerykanie dostali od rządu czeki najpierw na 1200 USD, a ostatnio na 600 USD (i mają dostać kolejne 1400 USD). Od wiosny wiadomo, że te „łatwe pieniądze” częściowo trafiły na rynek akcji. A takimi pieniędzmi spekuluje się najagresywniej, w myśl zasady „łatwo przyszło, łatwo poszło”. Ciekawe, czy następny „pakiet stymulacyjny” w USA będzie zawierał rekompensaty dla „redditowych inwestorów”.

Źródło:
Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułUważajcie na ciężki śnieg
Następny artykułJak rozpocząć działania marketingowe w małej firmie?