A A+ A++

W niemieckim obozie przed imprezą i już podczas niej dochodziło do niesnasek między zawodnikami, najpierw na tle rezygnacji kilku kadrowiczów z przyjazdu do Egiptu w obawie przed pandemią, a potem – złej współpracy boiskowej między tymi, którzy grali w meczach.

U biało-czerwonych atmosfera była bardzo dobra, a zespół spisywał się dotychczas lepiej niż oczekiwano, więc zakończenie turnieju triumfem byłoby znakomite. W polskim zespole od początku spotkania doskonale spisywał się w bramce Adam Morawski, który pozostawiał w cieniu słynnego Andreasa Wolffa. Jego koledzy z pola przez cały mecz demonstrowali natomiast ogromną ambicję i wolę walki. Do przerwy nasz zespół prowadził 12:11, by potem powiększyć przewagę nawet do czterech trafień. Oprócz Morawskiego bardzo dobrze grał jego klubowy kolega z Wisły Płock Przemysław Krajewski, a w zastępstwie kontuzjowanego Michała Olejniczaka dobrze dyrygował kolegami środkowy Maciej Pilitowski.

Niemcy nie zamierzali się jednak łatwo poddać i odrobili straty. W 51. minucie dogonili (19:19) Polaków, a 120 sekund przed końcem przegonili (23:22).

Ostatnia minuta gry po trafieniu Szymona Sićki na remis była bardzo emocjonująca. Nasi rywale przejęli piłkę, ich trener Alfred Gislason poprosił o minutową przerwę, ale Niemcy nie zdołali zamienić tej akcji na gola. Biało-czerwoni mieli siedem sekund na ostatnią akcję. Szybki atak przeprowadził Krajewski, podał do Patryka Walczaka, jednak nasz obrotowy tuż przed końcem trafił w interweniującego Wolffa. Mecz skończył się remisem, który i tak – podobnie jak zajęte miejsce – trzeba uznać za dobry rezultat.

KJ

Czytaj też:
MŚ w piłce ręcznej. Polacy remisują z Niemcami i kończą zawody poza TOP10

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułŁuków: pieniądze na sport
Następny artykułBartłomiej Dąbrowski: Nie boimy się nikogo