Uwaga! Pali się! Tak można odczytywać klecone na prędce zapowiedzi o luzowaniu obostrzeń. Dobrze, że ten moment nadszedł. Czy jednak naprawdę zdesperowani przedsiębiorcy musieli sięgnąć po tak radykalne środki jak jawne łamanie restrykcji, by rząd w końcu wsłuchał się w ich głos? A to dopiero początek.
Ktoś powie – hola, hola, cała Europa wprowadza lockdowny, kolejne ograniczenia, byle tylko pokonać nieszczęsnego wirusa. Zwróćmy jednak uwagę, że – poza wyjątkowymi sytuacjami – komunikaty były przedstawiane z odpowiednim wyprzedzeniem. Obywatele wiedzieli, czego mogą się spodziewać.
Niekonsekwencja
W Polce niestety poczucie pewności zostało zachwiane. Mieliśmy zamykanie całej gospodarki, gdy liczba zakażeń była bardzo niewielka, potem jej odmrażanie, gdy z kolei wskaźnik zakażeń wzrósł. Oczywiście można to tłumaczyć nieznajomością nowego zagrożenia – w końcu wszyscy znaleźliśmy się w obliczu nieznanego wcześniej wyzwania. Jednak późniejsze poczynania trudno zrozumieć. Najpierw padały słowa o „wirusie w odworcie”, by raptem kilka miesięcy później fundować nam powtórkę z lockdownu. Wszyscy pamiętamy też decyzję dotyczącą 1 listopada wydaną na ostatnią chwilę, w momencie gdy Polacy już ruszali w najdalsze zakątki Polski, by odwiedzić groby bliskich. Nie tak dawno obserwowaliśmy z kolei ponury serial dotyczący stoków. Raz je zamykano, potem otwierano, by następnie znów zamknąć.
Społeczeństwu trudno zrozumieć fakt, że można iśc do supermarketu spożywczego, ale nie można już kupić deski do prasowania w galerii. Trudno zrozumieć to, że można tłoczyć się w kolejce po danie na wynos, a nie można usiąść do stolików, które zwykle oddalone są od siebie o kilka metrów. Trudno wreszcie zrozumieć to, że nie można samotnie spędzić czasu w pokoju hotelowym, ale można gromadzić się w zamkniętej przestrzeni w ramach uczestnictwa w kulcie religijnym.
Bunt
Patowa sytuacja ekonomiczna, ale również brak jasnych komunikatów co do perspektywy zakończenia trwającego impasu zmusiły przedsiębiorców do obywatelskiego nieposłuszeństwa.
Otwierają się restauracje, kluby, hotele, siłownie. Ci ludzie po prostu zostali podstawieni pod ścianą. I nie ma co zasłaniać się Tarczą Finansową. Dobrze, że takie narzędzie zostało wprowadzone, ale to rozwiązanie jest kroplą w morzu potrzeb, w dodatku pozostaje obwarowane szeregiem warunków, na które często przedsiębiorcy po prostu nie mogą sobie pozwolić.
Czy to oznacza większe ryzyko zakażeń? To prawdopodobne. Tylko czy naprawdę trudno było przewidzieć taką reakcję? Może zamiast suflować kopię rozwiązań zachodnich, lepiej pozwolić działań rozmaitym branżom, ale przy zachowaniu reżimu sanitarnego. Niech będzie surowy, niech będzie egzekwowany, ale niech obejmuje DZIAŁALNOŚĆ, a nie wegetację, która nieuchronnie prowadzi do śmierci. Nie stać nas na to. Zagrożenie życia? Wskaźnik zgonów jasno pokazuje, że załamanie służby zdrowia już nastąpiło. Ludzie umierają bez pomocy medycznej i to nie z powodu Covid-19. Jeśli wykończymy przedsiębiorców, nawet i tych resztek systemu opieki zdrowotnej nie będzie miał kto utrzymać.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS