A A+ A++

Kremlowska propaganda grzmi, że Aleksiej Nawalny robi „rewolucję” według przepisu zachodnich służb. Wbrew tym oskarżeniom sobotnie protesty były tak bardzo spontaniczne, że ich uczestnicy dziś spierają się co robić dalej: bić się z policją, jak na Ukrainie, czy stawiać bierny opór, jak na Białorusi.

Tuż po sobotnich protestach w Rosji karierę zrobił filmik, na którym młody chłopak sam jeden rzuca się na szpaler OMON-owców. Nie zważając na razy pałkami zapamiętale wymierza ciosy i kopniaki w opancerzonych, ubranych w kaski i ciężkie kamizelki policjantów. Ci są wyraźnie w szoku, cofają się, a kiedy napierają do przodu, pozostali demonstranci biorą chłopaka w obronę.

Chłopak nie kryje twarzy. Przeciwnie, w pewnym momencie swojej szarży, odrzuca kaptur, odsłaniając się całkowicie. I ułatwiając identyfikację. Ta zresztą nastąpiła dość szybko. To student stołecznej uczelni MGU, dwudziestoletni Czeczen Said-Muhammad Dżumajew. Policja jeszcze go nie znalazła, ale pewne jest, że schwytanie kogoś, kto tak ośmieszył OMON, funkcjonariusze postawią sobie za punkt honoru.

Jego odważna szarża na OMON-owców wywołała zachwyt w Rosji i na całym świecie. Ale i wściekłość władz. Zaapelował już do niego czeczeński przywódca Ramzan Kadyrow. A właściwie zagroził Dżumajewowi, mówiąc, że albo wyjaśni z nim jakie ma pretensje do rosyjskich władz, albo w Czeczenii będą wiedzieli, jak go potraktować.

Śmiała walka uliczna młodego Czeczena wywołała też gorącą dyskusję po stronie rosyjskiej opozycji, aktywistów i uczestników protestów. Czy warto walczyć, jak Dżumajew? Czy może biernie demonstrować i nie stawiać oporu, jak Białorusini?

Wyrwać pałkę

W mediach społecznościowych rozgorzały dyskusje. M.in. pod podawanym dalej filmikiem z walką młodego Czeczena Sasza Syrnikow, dziennikarz związany z opozycyjnymi mediami Michaiła Chodorkowskiego napisał, że ma wątpliwości, czy to dobra taktyka – walka na pięści z policją.

– Po co takie coś publikować, żeby pomóc śledczym z policji zidentyfikować człowieka – oburzał się Ilia Jaszyn, jeden z liderów opozycji i współpracownik Aleksieja Nawalnego, pijąc do załączonego pod wpisem Syrnikowa filmiku.

Syrnikow z kolei wściekł się, że Jaszyn zarzuca mu kolaborację z policją. W gorącej dyskusji wielu aktywistów uznało, że ostre starcie z policją było niepotrzebne. A nawet, że to mogła być celowa prowokacja. Do podobnej sytuacji doszło również w Petersburgu, kiedy demonstranci otoczyli odział OMON-u i zmusili go do wycofania się. Pojedyncze, śmiałe akcje oporu, czy też brawurowe ucieczki zatrzymanych już demonstrantów, miały miejsce w różnych miastach, m.in. w Chabarowsku, czy Ułan Ude.

Po pierwszym dniu masowej akcji protestu w całej Rosji, widać było, że rosyjskie manifestacje różnią się od białoruskich. Tymczasem w dyskusjach aktywistów pojawiają się zarówno głosy radykalne. Np. takie, z instrukcjami, jak walczyć z OMONem (chwytać za pałki, wykręcać ręce, wyciągać ze szpaleru pojedynczych policjantów, nie uderzać w kaski i korpus).

Ale są też takie głosy, że taktyka walk ulicznych doprowadzi do użycia przez siły bezpieczeństwa środków takich jak gaz, polewaczki, granaty hukowe, a nawet broń na gumową i ostrą amunicję. Jednym słowem – dojdzie do rozlewu krwi. W czasie sobotnich demonstracji rosyjska policja rzeczywiście nie używała innych środków przymusu, niż siła fizyczna i pałki (co i tak jest pewnym novum, gdyż w poprzednich latach rosyjska milicja i policja rzadko stosowały pałki, najczęściej używając pięści i naporu szpalerami).

Zwolennicy czynnego oporu argumentują, że na Białorusi protestujący są pokojowi i unikają zwarcia, a i tak milicja używa broni palnej, gazu, granatów i jest wyjątkowo brutalna. Z kolei stronnicy pokojowego demonstrowania uważają, że na tym powinna polegać siła protestu i nie wolno dać się sprowokować, gdyż o to chodzi Kremlowi, żeby pokazać, że manifestacje to uliczne zadymy.

Putin porównał protestujących do Amerykanów i terrorystów

Podręcznik rewolucji

Kremlowska propaganda jeszcze przed sobotnimi protestami przestrzegała, że Nawalny chce zorganizować „majdan” za pieniądze zachodnich służb. Grzmiała o „politycznej pedofilii”, czyli wykorzystywaniu dzieci i młodzieży do swoich celów politycznych. Tak, jakby nigdy nie było partyjnych, proputinowskich młodzieżówek i demonstrujących z poparciem dla Putina dzieciaków.

Wczoraj flagowy propagandysta Dmitrij Kisielow potwierdził tę narrację, opowiadając, że film Nawalnego o gigantycznym majątku Władimira Putina był tłumaczeniem materiałów zachodnich służb. Niby nic nowego. A jednak pokazuje to obawy, że tak jak Alaksandr Łukaszenka, tak i Putin trzymać się będzie wersji, że Rosjanie nie mogą być niezadowoleni. A jak demonstrują, to tylko dlatego, że są opłaceni, bądź zwerbowani w inny sposób przez wrogów Rosji z zagranicy.

Tej logiki trzyma się również Łukaszenka. Kreml zarzuca Nawalnemu, że działa według jakiegoś tajemniczego schematu organizacji „kolorowej rewolucji”. Istnienie takiej uniwersalnej receptury, a może nawet podręcznika pt. „jak zorganizować przewrót” jest zresztą obsesją kremlowskich strategów i samego Putina. I to, od dawna, bo od czasów rewolucji w Gruzji w 2003 r. i „pomarańczowej rewolucji” na Ukrainie w 2004 r. Ze szczególnym wzmożeniem straszenia uliczną rewoltą po ukraińskim Majdanie w 2014 r.

Moskwa znów oskarża Zachód o próbę destabilizacji sytuacji w Rosji

Tymczasem widać, że to nie ekipa Nawalnego działa według schematu. Nie może go mieć, bo sytuacja w Rosji jest zgoła inna, niż na Ukrainie, czy Białorusi. Rosja jest w innym miejscu, niż sąsiedzi, jeśli chodzi o temperaturę społecznych emocji, stan gospodarki, czy sprawność rządzącej elity, a nawet rozmiar kasty korzystającej z rządów Putina.

Protesty wybuchają spontanicznie w całej Rosji z różnych powodów i dopiero Nawalny zaczął wskazywać, że wspólnym problemem dla Chabarowska, Moskwy i Władykaukazu jest niesprawiedliwa władza i sam Putin. Również spory wewnątrz opozycji, jaką przyjąć strategię protestu, czy stawiać opór, czy nie – świadczą o tym, że Nawalny i jego ludzie nie czytają podręcznika pt. „Jak zrobić przewrót”. Trudno doszukać się analogii z ukraińską rewolucją, która miała wyraźne, proeuropejskie hasła, wsparcie części mediów, oligarchów i od początku w walkę zaangażowane były dobrze zorganizowane bojówki zdolne walczyć z milicją.

Mimo większych podobieństw, ciężko również szukać porównania z Białorusią, gdzie impulsem stały się sfałszowane wybory i utrata legitymizacji władzy Łukaszenki. Rosja znajduje się w innym miejscu. Także jeśli chodzi o technologię protestu. Oczywiście białoruski protest może być inspiracją. Ale jednocześnie inna skala Rosji i zróżnicowanie emocji w różnych regionach będą wpływały na to, że rosyjskie protesty siłą rzeczy będą inne na Dalekim Wschodzie, a inne w Moskwie.

Jeśli jednak ktoś czyta podręcznik, to nie Aleksiej Nawalny, a generałowie Putina. To oni, obserwując rewolucje na Ukrainie, Gruzji, Kirgistanie, czy protesty na Białorusi opracowali almanach pt. „jak zdławić bunt”. I działają według niego. Jest w nim wszystko to, co widzimy: żeby odizolować liderów, oskarżyć ich o zdradę, korupcję, zastraszyć demonstrantów masowymi aresztowaniami, urządzić procesy pokazowe. A to tylko początek. Bo można z całą pewnością założyć, że technologie dławienia protestów i eskalowania przemocy oglądane od sierpnia ubiegłego roku na Białorusi, zobaczymy niebawem w całej Rosji. Tylko, że przeprowadzane na dużo większą skalę, przez liczniejsze, lepiej przygotowane i wyposażone oddziały Rosgwardii.

„Kobiety bito bardziej niż mężczyzn”. Relacja dziennikarza zatrzymanego w Petersburgu

Michał Kacewicz/belsat.eu

Redakcja może nie podzielać opinii autora.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPrawo dziadków do osobistych kontaktów z wnukami
Następny artykuł„Szwindel ustawodawstwa antycovidowego”. Prof. Ewa Łętowska o ucieczce władzy od procedur