Następnym krokiem po powołaniu policji myśli powinno być ustanowienie policji głupoty.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Tak będą wyglądać media w USA? „Washington Post” ocenzurował tekst. Nie chciał uderzać w Harris. „Prostacko śmiała się z więźnia”
Donald Tusk musi być wkurzony, gdy opozycja w Polsce, a szczególnie Platforma Obywatelska nie w nim, a w prezydencie USA Josephie Bidenie oraz wiceprezydent Kamali Harris upatruje zbawcy. Tym bardziej że w księgarniach na półkach pełno jest jego traktatu o prawdzie – „Szczerze”. Naród szczerze „Szczerze” nie kupuje, tym bardziej że szczerze nie wie, co tam jest szczerze, czyli prawdziwie. Ale opozycja jest równie pokręcona jak Milo Minderbinder (u Hellera), więc szczerze jej na prawdzie nie zależy. A nawet jest gorzej. Dużo gorzej.
Przez całą prezydenturę Donalda Trumpa opozycja, szczególnie Platforma Obywatelska, a najszczególniej specjalista od robienia łaski, Radosław Sikorski, twierdziła, że rządzący z PiS traktują prezydenta USA jak bóstwo, totem, wyrocznię, amulet, fetysz, talizman, Wernyhorę i Ulricha von Jungingen. A właściwie jego brata Konrada von Jungingen, gdyż jeden rozwijał, a drugi zwijał, ale co, to już proszę sobie doczytać. I to byłoby pół biedy. Ale jeszcze traktowali go jak policjanta świata, jedynego gwaranta bezpieczeństwa Polski.
Policjant świata – to przynajmniej było ambitne, a właściwe praktyczne i brzmiało dumnie, gdy niegdysiejsza nadzieja Donalda Tuska i Adama Michnika, czyli hiperdemokrata Władimir Putin zawiódł. Teraz ci sami ludzie mają zadanie dla nowego prezydenta USA i wiceprezydent – wprawioną w kwestiach karnych, jako że była prokuratorem generalnym Kalifornii. Otóż Joseph Biden i Kamala Harris mają być cenzorem świata, czyli policjantem myśli. Idea jest taka, że przywódcy Ameryki, tego symbolu wolności w ogóle, a wolności słowa w szczególe, mają przewodzić krucjacie przeciwko wolności i wolności słowa.
„Genialny pomysł PO”
Genialny pomysł opozycji spod znaku PO polega na tym, żeby nowy prezydent i wiceprezydent USA zrobili rządzącym w Polsce coś takiego, jak Twitter i Facebook zrobili Donaldowi Trumpowi. I jak zrobiła demokratyczna większość w Kongresie (plus kilku republikańskich renegatów), którzy ciągną sprawę impeachmentu poprzedniego prezydenta, mimo że jest już nowy. Generalnie chodzi o to, żeby ukrócić wolność, w tym wolność słowa wrogom wolności. Według definicji nowego Wittgensteina, Carnapa, Nagla i Russela w jednym, czyli np. wzorca wolności i prawdy – Radosława z Chobielina herbu Applebaum.
Ameryka i jej przywódcy mają być Orwellem 2021 plus, i to dla całego „demokratycznego” świata. Amerykańska Discovery już się o to starała za czasów poprzedniego prezydenta poprzez swoją awangardę w postaci TVN. Razem z awangardą spod znaku Fundacji Batorego, agend Agory, bratniego (jeśli to genderowa zbrodnia, to transpłciowego) niemieckiego Onetu czy nie-binarnego niemiecko-szwajcarskiego Ringiera-Springera. Biden i Harris powinni zrobić to, co nie udaje się opozycji i instytucjom Unii Europejskiej, czyli najpierw „Maul halten”, a potem „ins Gefängnis marsch!”.
Już w USA odpowiednik „Gazety Wyborczej”, czyli „Washington Post” wygładził prawdę z 2019 r., kiedy to ówczesna senator Kamala Harris w stylu Radosława Sikorskiego i Jana Vincent-Rostowskiego zażartowała sobie (w anegdocie, jej zdaniem, pysznej jak bułka posmarowana masłem przez Borysa Budkę) z więźnia proszącego o wodę. „New York Post” odkrył, że rzeczony fragment został pięknie wyprany, czyli usunięty, żeby pani Harris nie czuła dyskomfortu, a jej wyborcy niesmaku. Tym bardziej że dziennikarz „WP” (ciekawe, kiedy wyleci z roboty) opisał gesty obecnej wiceprezydent i jej perlisty śmiech. Ponieważ w USA resztki wolności słowa przetrwały, np. w magazynie „Reason”, który prześledził działania policji myśli, „WP” zrobił jednak później link do oryginalnej wersji z lipca 2019 r.
Nadzieja na to, że wolność słowa przetrwa są nikłe, albowiem administracja Josepha Bidena została wręcz oblepiona przez ludzi z Big Tech (jeszcze w trakcie kampanii). A to firmy spod znaku Big Tech są teraz awangardą postępu, gdy chodzi o wolność słowa, na miarę Feliksa Dzierżyńskiego, Gienricha Jagody, Nikołaja Jeżowa czy Ławrentija Berii. Ścisłe związki z Big Tech mają np. sekretarz stanu Antony Blinken, nowa szefowa wywiadu Avril Haines czy nowa szefowa urzędu antymonopolowego Renata Hesse. Wszystko się więc po koleżeńsku załatwi z Jeffem Bezosem, Markiem, Zuckerbergiem, Jackiem Dorseyem, Sundarem Pichaiem czy Janem Kumem. Cenzurę się załatwi i jeszcze uzasadni ją fundamentami wolności słowa.
Za prezydentury Donalda Trumpa opozycja w Polsce widziała właściwie same wady ścisłej współpracy z jego administracją w kwestiach obronnych i energetycznych, choć obiektywnie bardzo to podnosiło bezpieczeństwo Polski. Teraz widzi same zalety, jeśliby Joseph Biden zechciał być globalnym policjantem myśli, ze szczególnie silną polską filią policji myśli. Polska centrala mogłaby się mieścić w Chobielinie (dodatkowe dochody za wynajem), tym bardziej że Anne Applebaum ma wciąż amerykańskie obywatelstwo (polskie też – od Bronisława Komorowskiego).
Istnieje tylko jeden problem z policją myśli w Polsce. Ona, owszem, może wychwycić każdą myślozbrodnię po stronie wroga, ewentualnie nawet we własnych szeregach. Ale jak ma wychwycić najzwyczajniejszą głupotę zwolenników policji myśli? Tym bardziej że ta rośnie do kwadratu w miarę rozszerzania działalności oraz skuteczności policji myśli. Następnym krokiem powinno więc być ustanowienie policji głupoty. Tylko wtedy zwolennicy i funkcjonariusze policji myśli nie wydawaliby z siebie żadnych komunikatów. Kompletna cisza. Nawet większa niż w słynnym utworze muzycznym na ciszę Johna Cage’a – „4’33” (z 1952 r.). Ale może to i lepiej.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS