Pod koniec roku na portalu pabianice.tv ukazał się wywiad z psychiatrą Anną Oberle pt. “Planujmy, co zrobimy po pandemii”. Dziś rozmawiamy na temat pomocy psychiatrycznej aresztowanym i skazanym.
Magdalena Hodak: Czy epidemia COVID-19 jest dla osadzonych jakimś szczególnym dyskomfortem? Wcześniej jakoś musieli się przecież przystosować do życia nie tylko z zakazami, ale w warunkach pozbawienia wolności…
Anna Oberle: – Główną różnicą dla osadzonych w czasie pandemii jest brak odwiedzin dla rodzin i bliskich, aby nie narażać na potencjalny kontakt z wirusem. Odwiedziny są rodzajem nagrody i usankcjonowania właściwej postawy osadzonego, dlatego jest to dla tych osób znaczna uciążliwość. Do dotychczasowych ograniczeń, dochodzi jeszcze ta związana z brakiem obecności, choć na chwilę kogoś, na kogo się czeka. Dla osadzonych to osoby z zewnątrz – odwiedzający lub personel – mogą stanowić zagrożenie i dlatego do minimum ograniczony jest kontakt zewnętrzny i to na personelu szczególnie ciąży odpowiedzialność za zachowanie wszelkich reżimów i zaleceń sanitarnych.
Z jakimi chorobami czy problemami psychicznymi borykają się ludzie pozbawieni wolności?
– Wśród osadzonych spory odsetek stanowią ludzie, którzy mieli problemy z uzależnieniami, głównie od alkoholu, ale nie tylko. Często właśnie z powodu zachowań związanych z uzależnieniami znaleźli się w izolacji. Dlatego też często obserwujemy typowe dla uzależnionych w czasie abstynencji objawy, tj. rozdrażnienie, chwiejność emocjonalną, brak snu, a czasami objawy psychoz poalkoholowych lub związanych z innymi środkami psychoaktywnymi. Częściej niż przeciętnie mamy też do czynienia z zaburzeniami osobowości stanowiącymi problem w utrzymywaniu właściwych relacji społecznych. Niektórzy oczekują wyjątkowego uprzywilejowania, szczególnego wobec siebie (z brakiem równowagi w tym zakresie wobec innych). Duży odsetek osadzonych ma też poczucie niesprawiedliwości i przekonanie, że nie zrobili nic, co powinno powodować tak dalekie restrykcje, jak więzienie.
Czy są jakieś różnice pomiędzy pacjentem przebywającym w szpitalu więziennym, a takim ze zwykłego szpitala psychiatrycznego?
W szpitalu więziennym spotykamy wszelkie te zaburzenia, których nasilenie spowodowało, że nie można ich leczyć ambulatoryjnie – podobne jak w przypadku tzw. ” oddziałów wolnościowych”, czyli zwykłych szpitali psychiatrycznych, gdzie trafiają osoby w pogorszeniu stanu psychicznego, których leczenie ambulatoryjne jest nie wskazane lub nie jest możliwe. Różnica i trudność dodatkowa polega na tym, że w izolacji monotonia i rutyna dominuje, stała grupa ludzi przez dłuższy czas przebywa na niewielkiej przestrzeni, bywają to osoby, które nawet w wolnościowych warunkach miały problem z przestrzeganiem norm społecznych, nie mówiąc o tak specyficznym miejscu jak zakład karny i szpital. Jest też jeszcze jeden – wyjątkowy aspekt. W psychiatrycznym szpitalu otwartym często mamy do czynienia z osobami, które nie mają krytycyzmu chorobowego, nie godzą się z faktem, że są chore i starają się zaprezentować z jak najbardziej naturalnej strony, aby przekonać o swoim zdrowiu psychicznym personel medyczny. Natomiast dla niektórych osadzonych przed orzeczeniem wyroku sądu- szczególnie dla tych, którzy popełnili dany czyn i ich poczytalność w tym czasie budziła wątpliwość- istotne jest, aby w warunkach obserwacji sądowo – psychiatrycznej zaprezentować się jako osoba “bardzo chora”. Powód? Może mieć wpływ na wymiar kary i zmianę środka zapobiegawczego. Osoby, u których sąd potwierdzi dokonanie przestępstwa w stanie niepoczytalności, trafiają do szpitala i na leczenie w trybie tzw. internacji*, a nie do odbywania wyroku z typowym zakładzie karnym. Dlatego też często spotykamy się z próbami symulacji zaburzeń psychicznych. Czasami są one oczywiste, ale bywa tak, że wymagają znacznej wprawy w ocenie i szczególnego wyczulenia na niespójności w obrazie prezentowanych zaburzeń. To bywa trudne diagnostycznie.
Niektórzy pchają się wręcz do szpitala z powodów innych niż wprowadzenie w błąd wymiary sprawiedliwości na etapie postępowania sądowego…
Tak. Kiedyś powszechną formą autodestrukcji stosowanej przez osadzonych były tzw. połyki. Obecnie jest ich mniej. Nadal jednak wyjazd dla niektórych skazanych z zakładu karnego do szpitala jest rodzajem “urozmaicenia” i okazją do tego, aby choć na pewien czas zmienić najbliższe otoczenie. Dlatego stosują rożne metody, aby trafić do szpitala.
Jak wygląda leczenie osadzonych?
Samo leczenie farmakologiczne – jeśli jest wskazane – przebiega jak w każdym otwartym szpitalu. Chorzy są leczeni według obowiązujących standardów nowoczesnymi lekami. Mają też codzienny kontakt z psychologiem i wychowawcą, co w otwartych szpitalach bywa czasami trudne do zrealizowania.
Czy możemy mówić o pozytywnych stronach pobytu w więzieniu – patrząc z punktu widzenia skazanego?
Obserwując osadzonych mogę powiedzieć, że to miejsce skupia jak w soczewce ludzi o najróżniejszych charakterach i sposobach radzenia sobie z problemami. Są tu osoby, które w izolacji ćwiczą, czytają, uczą się zawodu lub języków obcych, poszerzają wiedzę, dbają o zdrowie i higienę. Wykorzystują ten trudny czas na tyle, na ile jest to tylko możliwe. Ale są też tacy, którzy spędzają czas bezczynnie i bez refleksji. Paradoksalnie bywa, że izolacja i pobyt w zakładzie karnym oraz wymuszona abstynencja wręcz ratują życie osobie, która na wolności nie miałaby takiej motywacji i na tyle silnej woli, aby przeżyć.
O rozmówcy
Anna Oberle , pabianiczanka, lekarz od ponad 20 lat. Posiada II stopień specjalizacji w dziedzinie psychiatrii.
*W Pabianicach jest oddział psychiatrii sadowej. Więcej TUTAJ.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS