Tomasz Czoik: Niektórzy właściciele restauracji i barów w ostatnich dniach otwierają swoje biznesy pomimo obowiązujących obostrzeń. Te przepisy chyba budziły wątpliwości prawników?
Adwokat Katarzyna Loranc: Tak, ponieważ mamy tu do czynienia z łamaniem jednego z podstawowych praw konstytucyjnych. Ich ograniczanie jest możliwe tylko na mocy ustawy i to w konkretnych sytuacjach np. w przypadku ogłoszenia stanu klęski żywiołowej. Wprowadzane przez rząd rozporządzenia nie mogą więc regulować takich kwestii jak zakaz wykonywania określonego rodzaju działalności gospodarczej. Obowiązujące przepisy są po prostu niezgodne z prawem. Potwierdzeniem opinii wielu prawników jest niedawny wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Opolu, którzy uznał, że sanepid niesłusznie ukarał fryzjera grzywną w wysokości 10 tys. za “nielegalne” strzyżenie klienta w kwietniu minionego roku.
Nadal wielu przedsiębiorców boi się otwierania swojej działalności mimo krytycznej sytuacji finansowej, ale jestem przekonana, że kolejne wyroki sądów oceniających legalność takich decyzji będą podobne do wyroku WSA w Opolu.
Mimo to rząd zastrasza przedsiębiorców, którzy decydują się na ponownie otwarcie biznesu. Grozi im, że nie będą mogli ubiegać się o pieniądze z kolejnej tarczy finansowej. Wątpliwości co do legalności takich zapowiedzi ma jednak nawet Adam Abramowicz, nominowany przez PiS rzecznik małych i średnich przedsiębiorców.
– Z punktu widzenia wielu biznesów taki szantaż jest zupełnie niepoważny. Właściciele restauracji Twoja Kolejka z Łodygowic, których wspierałam w weekend podczas otwarcia lokalu, od kwietnia dostali od rządu zaledwie 5 tys. zł. Wiele firm rodzinnych działających w gastronomii znajduje się w identycznej sytuacji. Ludzie nie mają już po prostu innego wyjścia.
Trudno jest w tej chwili ocenić, na podstawie których i w jakim trybie przepisów rząd miałby odmawiać wsparcia finansowego przedsiębiorcom. Zresztą kryteria udzielania pomocy publicznej od samego początku w znacznej mierze oparte są na uznaniowości i przez wiele osób są uważane za bardzo niesprawiedliwe.
A jak właściciele otwieranych lokali powinni się zachować podczas wizyty policji i sanepidu?
– Przede wszystkim trzeba podejść do takich sytuacji bardzo spokojnie. Nie należy utrudniać pracy przedstawicielom sanepidu i policji. W przypadku policjantów najważniejszą kwestią jest to, w jakim charakterze pojawią się w restauracji. Gdy podejmują interwencję w związku z podejrzeniem wykroczenia lub przestępstwa, mają prawo przeprowadzić pewne czynności związane np. z wylegitymowaniem osób znajdujących się w lokalu.
Sama byłam w weekend świadkiem bardzo spokojnej wizyty policji i sanepidu. Można było odnieść wrażenie, że przedstawiciele tych dwóch instytucji sami do końca nie wiedzieli, jak się zachować. Takie sygnały płynęły też z innych otwierających się lokali. Policjanci nawet nie wchodzili w głąb lokalu. Z kolei pracownice sanepidu poinformowały, że postępowanie w sprawie otwarcia restauracji będzie miało ciąg dalszy. Nie wiemy, jakie konsekwencje nam grożą. Ze specustawy o zwalczaniu pandemii koronawirusa wynika, że może zostać nałożona kara w wysokości od 10 do 30 tys. zł. Gdy tak się stanie, będziemy się jednak odwoływać do powiatowego inspektoratu sanitarnego, a w razie konieczności także do wojewódzkiego sądu administracyjnego.
Takie kroki doradzam także wszystkich innym restauratorom. Podobnie rzecz się ma z mandatami wystawionymi przez policję. Można ich nie przyjmować, wówczas sprawiedliwości dochodzić będzie się w sądzie. Gdy właściciele decydują się na otwarcie swoich lokali, warto, aby mieli pod ręka prawnika. Pomoc w takich kwestiach oferuje dziś wiele kancelarii.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS