A A+ A++

Tego się nie spodziewaliśmy! Byliśmy już nastawieni, że trzeba poczekać do ostatniego dnia zimowego okna transferowego, aby dowiedzieć się, jaka będzie najbliższa przyszłość Kamila Grosickiego. Polski skrzydłowy w siedemnastu dotychczasowych kolejkach Premier League rozegrał dla West Bromwich Albion raptem 10 minut i raczej nic nie zapowiadało nagłego odwrócenia karty. A tu niespodzianka: „Grosik” wyszedł w pierwszym składzie na sobotnie starcie z Wolverhampton i plamy nie dał, dokładając się do niespodziewanego zwycięstwa swojego zespołu w derbach Black Country. 

Polak 12 grudnia wszedł na końcówkę spotkania z Newcastle i… nic się nie zmieniło. Pięć kolejnych meczów ligowych przesiedział na ławce, mimo że w międzyczasie za Slavena Bilicia zatrudniony został specjalizujący się w misjach ratunkowych Sam Allardyce.

Co więc sprawiło, że tym razem dostał szansę? Można doszukiwać się kilku powodów.

Po pierwsze – jak donosiły niedawno Meczyki.pl, Grosicki zamierzał w styczniu powalczyć o miejsce w składzie WBA, mimo że już teraz mógłby odejść.

Po drugie – z bardzo dobrej strony pokazał się niedawno w meczu Pucharu Ligi z Blackpool. „The Baggies” odpadli po rzutach karnych, ale nasz rodak swoją jedenastkę wtedy wykorzystał, a wcześniej zaliczył asystę i wywalczył normalnego karnego. Zdaniem wielu, był najlepszy na boisku.

Po trzecie – Allardyce z „Grosikiem” na ławce zdołał sensacyjnie zremisować z Liverpoolem, ale pozostałe spotkania kończyły się klęskami: 0:3 z Aston Villą, 0:5 z Leeds, 0:4 z Arsenalem. Siłą rzeczy mógł zacząć szukać nowych rozwiązań, zwłaszcza po występie Polaka z Blackpool.

Po czwarte – dziś zbyt dużego wyboru na skrzydłach menedżer WBA nie miał, bo nie mogli zagrać Diangana, Phillips i czasami ustawiany na boku Gallagher.

Po piąte – występ od początku w Premier League mógł być dobrą okazją do zwiększenia zainteresowania osobą Grosickiego, gdyby jednak miał się nie sprawdzić. Przy słabiutkich wynikach oraz licznych absencjach niewiele było do stracenia.

W każdym razie, stało się. Kamil Grosicki po raz pierwszy od 14 maja 2017 roku wyszedł na boisko od początku w meczu angielskiej ekstraklasy. Nie olśnił, na kolana nie rzucił, MVP spotkania nie zostanie, ale swoją robotę wykonał. W żadnym aspekcie nie dałoby się stwierdzić, że oglądamy zawodnika, który dotychczas znajdował się na bocznicy.

Jak na siebie, sumiennie pracował w tyłach i nie pozwolił na zbyt wiele Adamie Traore, co nie było takie oczywiste. Z przodu w miarę możliwości starał się być aktywny. Szkoda, że przy stanie 1:0 asystę zabrał mu Callum Robinson. Po zagraniu głową przez reprezentanta biało-czerwonych napastnik gości miał stuprocentową sytuację, lecz trafił w wychodzącego z bramki Rui Patricio. Allardyce chyba to Robinsonowi wybaczy, bo wywalczył on oba rzuty karne, które na gole zamieniał Matheus Pereira. W drugim przypadku przed faulem Coady’ego otrzymał podanie właśnie od schodzącego do środka „Grosika”, choć nie było w tym żadnej magii. Zasługi są przede wszystkim po stronie faulowanego.

Oprócz tego wychowanek Pogoni Szczecin miał jeszcze jedno efektowne zgranie do Robinsona, brał udział w fajnej akcji z wymianą kilku podań przed polem karnym „Wilków” i oddał niecelny strzał z dalszej odległości. Allardyce podziękował mu w 69. minucie, wiedząc, że w końcówce jego zespół będzie jeszcze bardziej skupiony na defensywie. Zmienił go wracający po kontuzji Hal Robson-Kanu i zdążył zaliczyć zaledwie osiem kontaktów z piłką. Mocniej przydał się dopiero w doliczonym czasie, kradnąc cenne sekundy w narożniku.

Co do liczb Grosickiego, wyglądały one następująco (za SofaScore):

23 kontakty z piłką
69% celności podań (9/13)
1/3 w dalszych zagraniach
1 kluczowe podanie
1/6 w wygranych pojedynkach
7 strat
2 przechwyty

Szału nie ma, zwraca uwagę kiepska statystyka pojedynków (w trakcie gry nie rzucało się to w oczy), ale o wstydzie też nie ma mowy. Na pewno za Polakiem przemawiać będzie również sam fakt, że z nim w składzie West Bromwich odniosło bezcenne zwycięstwo – dopiero drugie w trwającym sezonie.

A w pewnym momencie wydawało się, że znów nic z tego nie będzie. Goście co prawda szybko prowadzili po rzucie karnym, tyle że do przerwy już nawet nie remisowali. Wolverhampton z nawiązką odrobił straty. Na pierwszym planie non stop znajdował się Willy Boly. Stoper „Wilków” faulował na karnego, zmarnował dobrą sytuację, asystował piętą na 1:1 (pierwsza bramka z akcji 18-letniego Fabio Silvy) i samemu trafił na 2:1 w zamieszaniu po rzucie rożnym. Po zmianie stron ten piłkarz stanowił największe zagrożenie dla defensywy West Bromwich przy stałych fragmentach gry. Pełen zestaw.

Podopieczni Allardyce’a być może zaskoczyli nawet samych siebie, bo w drugiej połowie szybciutko znów byli na prowadzeniu. Najpierw Kale Bartley przedłużył głową wyrzut z autu i ładną główką drogę do siatki znalazł Semi Ajayi. Po chwili Robinson po wspomnianym podaniu Grosickiego znów został powstrzymany w nieprzepisowy sposób i gospodarzom mecz wymknął się z rąk.

Do końca próbowali, ale w sumie poza bardzo dobrą sytuacją zmarnowaną przez Cutrone (strzał po koźle poszybował nad poprzeczką), niczego konkretnego sobie nie wypracowali. W najlepszym razie do blokowania uderzeń rywali ruszał Bartley. David Button przez całe spotkanie sprawdzany był głównie po próbach z dystansu – niezłych, ale mimo wszystko standardowych dla bramkarzy na tym poziomie. O bezradności „Wilków” najlepiej świadczy żenująca symulka Fabio Silvy, którego podcięło powietrze. Sędzia nie dał się nabrać i pokazał mu żółtą kartkę. Mamy nadzieję, że na tym się nie skończy. Młody Portugalczyk powinien jeszcze dostać ze trzy mecze zawieszenia i miesięczny szlaban na kreskówki. Może to go czegoś nauczy.

West Bromwich dzięki tej wygranej łapie nieco kontaktu ze strefą bezpieczną. Grosicki swoich notowań na pewno nie obniżył, ale jak już jego konkurenci wrócą do składu, chyba będzie mu trudno o ponowne wyjście w podstawowej jedenastce. Może jednak przynajmniej zasłużył sobie na wejście w roli zmiennika. Wolverhampton w kryzysie, to już szósty z rzędu mecz bez zwycięstwa.

Wolverhampton – West Bromwich 2:3 (2:1)
0:1 – M. Pereira 8′ karny
1:1 – Fabio Silva 38′
2:1 – Boly 45′
2:2 – Ajayi 52′
2:3 – M. Pereira 56′ karny

Fot. Newspix

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułObalanie mitów o wolności panującej w UE i w USA
Następny artykułHimalaista Sergi Mingote nie żyje. Tragedia w cieniu zdobycia K2