– Ktoś stwierdził, że koronawirusa czy zarazę najlepiej zwalczyć ogniem, dlatego należy nasz dom spalić. 112 odsyłało do sanepidu, sanepid do szpitala i tak było w kółko. Myślę, że ci co chorowali pierwsi, mieli szczęście w nieszczęściu. Traktowaliśmy, że jeszcze jesteśmy bezpieczni, jak się okazało nie do końca. Czułem się jak leżący, który jest kopany – mówi Paweł Lisiak.
To historia o tym, jak zmierzyć się nie tylko z wirusem, ale także z ogromnym obciążeniem bycia tym pierwszy zakażonym. O swoich doświadczeniach opowiedziało Polsat News trzech pacjentów zero. Wszystkich łączą podobne wątpliwości.
ZOBACZ: Biskup drugi raz zakażony koronawirusem. Trafił do szpitala
– Ja przechodziłem bezobjawowo, ktoś inny mógł przechodzić bezobjawowo i po prostu nawet się o tym nie dowiedział, że przeszedł wirusa, u mnie akurat zrobili test. Dużo osób wspominało, że przechodziło coś dziwnego już wcześniej. Jestem wręcz przekonany, że pierwszym nie byłem – mówi Paweł Lisiak, pacjent “zero” w powiecie krotoszyńskim w woj. wielkopolskim.
Pięćdziesięciojednoletni Paweł Lisiak to łowczy krajowy, który stoi na czele myśliwych w Polsce. Sanepid przyjął, że zakaził się na początku marca, podczas służbowego wyjazdu do Brukseli. To jedno podejrzenie sprawiło, że kwarantanną objęto ponad sto siedemdziesiąt osób.
– Nie kojarzę tego wyjazdu z koronawirusem, na którego zapadłem. Będąc w Brukseli, miałem kontakt z osobami, z których żadna nie była zakażona, nie była dodatnia jeśli chodzi o koronawirusa. Myślę, że jest to po prostu wygodne tłumaczenie – mówi.
Pierwszy na Podlasiu
Po powrocie, Paweł Lisiak uczestniczył w uroczystości powołania Michała Wosia na ministra środowiska. Ten – po niespełna dwóch tygodniach – okazał się być pierwszym zakażonym członkiem rządu.
– Na temat mojego przypadku było tyle domniemań, że jedno z nich to także ta droga – mówi Paweł Lisiak.
Wątpliwości nie było w przypadku Krzysztofa Drabikowskiego.
Lider Batushki, jednej z najpopularniejszych grup metalowych w Polsce, zakaził się podczas trasy koncertowej po Europie. Podlasie było ostatnim regionem wolnym od koronawriusa – do 17 marca, kiedy muzyk otrzymał pozytywny wynik testu na covid.
ZOBACZ: Eksperci WHO przylecieli do Wuhan. Po drodze u dwóch z nich wykryto Covid-19
– Chciałem zrobić ten test, ale niestety był z tym problem, gdyż każda instytucja odsyłała do drugiej, szpital odsyłał na numer 112, 112 odsyłał do sanepidu, sanepid do szpitala i tak było w kółko. Dopiero moja mama jako pediatra i rodzinny załatwiła to, żeby szpital przyjął, żeby zrobić test, na który się zgłosiłem jak tylko było to możliwe – opowiada Krzysztof Drabikowski.
Zaraz po wynikach testu, pierwszy na Podlasiu pacjent z koronawirusem opublikował post w internecie. Po prostu, by ostrzec znajomych. Obok wielu komentarzy wsparcia zobaczył z bliska, czym jest pandemia hejtu.
WIDEO: zobacz reportaż “Raportu”
Tygodnie w izolacji
W roli winnego został też postawiony pacjent zero z powiatu piotrkowskiego. – Duży hejt spadł na jednostkę, że to nasza wina, że ktoś się zaraził – mówi Dariusz Sekuła.
Dariusz Sekuła, tegoroczny maturzysta, od czternastego roku życia strażak ochotnik, zakaził się podczas koncertu organizowanego w OSP w Rozprzy z okazji Dnia Kobiet.
– Odebrałem telefon, usłyszałem że mam wynik pozytywny – z jednej strony strach z drugiej niedowierzanie, że to akurat mnie musiało to spotkać – opowiada.
Po tygodniu domowej kwarantanny, trafił do izolacji w Ośrodku Konferencyjno-Rekolekcyjnym w Porszewicach koło Pabianic.
ZOBACZ: Uszkodzenia płuc po Covid-19 zagrażały ciąży. “Z takimi wskaźnikami ludzie nie przeżywają”
– Na początku, jak tam trafiłem nie było dużo osób, ale po czasie widziałem przez okno, że coraz częściej przyjeżdżają karetki z osobami chorymi, w nocy było słychać jak ktoś ma duszności czy kaszel, wiadomo, ściany nie były grube, wszystko było słychać – wspomina Dariusz Sekuła.
Z sąsiadką z naprzeciwka widział się raz dziennie, o 13:30, kiedy żołnierze WOT przynosili obiad, kolację i śniadanie na następny dzień.
– Nie mogliśmy otwierać drzwi od pokoju, okno – bo miałem jedno okno – można było uchylać, nie otwierać. Na kartce dużymi literami na stole jak wszedłem było napisane, że za opuszczenie izolacji grozi kara 30 tysięcy złotych – mówi Dariusz Sekuła.
Tak spędził kolejne trzy tygodnie. – Od początku do końca kwarantanny nie miałem żadnych objawów – wspomina.
“Nie mogłem oddychać”
– Miałem napady kaszlu, które prowadziły do tego, że nie mogłem oddychać – opowiada Paweł Lisiak.
Jednak to nie fizyczne objawy koronawirusa uważa za największe wyzwanie.
To, co sprawia rzeczywisty ból, to hejt.
– Najbardziej zapadło mi w pamięci to, że ktoś stwierdził, że koronawirusa czy zarazę najlepiej zniszczyć ogniem i, że najlepiej po prostu nasz dom spalić, dom, w którym były dzieciaki same bez nas – mówi Paweł Lisiak.
ZOBACZ: Jacek Sasin zakażony koronawirusem
Mowę nienawiści potęgowała historia ojca Pawła Lisiaka. 85-latek jako pierwszy z rodziny trafił do szpitala powiatowego w Krotoszynie. Według hejtujących, za późno udzielił medykom informacji o możliwym kontakcie z osobą zakażoną.
“Zdaje się, że pan o którym mowa w tym tekście, po powrocie ze szpitala nie będzie miał w Krotoszynie poklasku, przypominamy – nie kłam medykowi” – to jeden z komentarzy w internecie.
Załamanie psychiczne
Powrotu ze szpitala jednak nie było.
– Wyczuwałem takie załamanie psychiczne u mojego ojca, jakieś takie zrezygnowanie, jakąś taką rezygnację i 27 marca rano od siostry otrzymałem wiadomość że ojciec nie żyje – wspomina Paweł Lisiak.
Mimo rodzinnej tragedii, społeczne wykluczenie nie ustało. Jeden z komentarzy hejterki: “Powiesiłabym go, zabić własnego ojca i zarazić setki ludzi”.
Śmierć najbliższej osoby przyniosła w tej historii jednak coś więcej niż samo cierpienie. Paweł Lisiak stał się pierwszym Wielkopolaninem, który oddał osocze. Osocze, które uratowało życie innych.
ZOBACZ: Niedzielski mówił o “czeskim wariancie koronawirusa”. Czesi zaskoczeni
– Decyzję o tym, że oddam osocze podjąłem już, będąc w szpitalu. Jeżeli dowiedziałem się, że to lek, który ratuje życie najbardziej potrzebującym, którzy muszą przejść bardzo głęboką terapię, że jest to dla nich szansa – opowiada Lisiak.
Tak było też w przypadku Krzysztofa Drabikowskiego. – Oddałem trzykrotnie i to trzykrotnie w ciągu 14 dni – mówi Drabikowski.
I strażaka ochotnika, Dariusza Sekuły, który możliwość pomocy innym, uważa za największy pozytyw swojej choroby.
– Pomagam innym osobom tutaj służąc w OSP, a tym samym oddałem osocze, też pomagając innej osobie, wiec to był mój obowiązek druha – uważa Sekuła.
“To nie koniec świata”
Pacjentów zero łączy jeszcze jedno przekonanie: W dobie pandemii powinniśmy koncentrować się na walce z pandemią, a nie na walce z ludźmi, którzy są chorzy.
A z perspektywy ozdrowieńca widzi się nadzieję.
– Dla tych wszystkich, którzy zachorowali, chciałbym powiedzieć, że to nie koniec świata, z tego się wychodzi – podsumowuje Dariusz Sekuła.
Twoja przeglądarka nie wspiera odtwarzacza wideo…
sgo/prz/ Polsat News
Czytaj więcej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS