Telefon z sanepidu do osób zakażonych koronawirusem ma służyć tzw. wywiadowi epidemiologicznemu. Pracownicy inspekcji zbierają w jego trakcie dane na temat osób, z którymi osoba z pozytywnym wynikiem miała bliski kontakt. W praktyce chodzi najczęściej o domowników czy współpracowników, którzy w takiej sytuacji zgodnie z przepisami – również powinni zostać objęci kwarantanną. Doszło do poważnego naruszenia tej zasady – alarmują nas informatorzy. Potwierdzają to w pewnym sensie także sygnały od osób przebywających na kwarantannie, mówiące o tym, że nikt z inspekcji się z nimi nie kontaktował. Były za to telefony z policji, która sprawdzała, czy dana osoba przebywa pod wskazanym adresem.
Siódmego stycznia do PSSE w regionie rozesłano pismo datowane na ten sam dzień, pod którym podpisała się wojewódzka inspektor sanitarna dr Jadwiga Kuczma Napierała.
Zgodnie z poleceniem Pana Krzysztofa Saczki – Głównego Inspektora Sanitarnego należy wyzerować wszystkie zaległości w systemie SEPIS. W związku z powyższym polecam, aby dzisiaj tj. 7.01.2021 do godz. 24:00 PSSE (…) wyzerowała wszystkie zgłoszenia znajdujące się w systemie SEPIS (…) zarówno w zakładce ZGŁOSZENIA jak i w zakładce PLUSY. – czytamy w piśmie.
Do zadania mieli zaangażować się wszyscy pracownicy danej stacji. Pismo miało dotrzeć do inspekcji około godziny 13:00. W obsługę systemu i telefonu do osób na kwarantannie są zaangażowane dwie zmiany pracowników – pierwsza od rana do wczesnego popołudnia, druga – od popołudnia do 21:00. Jak nieoficjalnie ustaliliśmy – nikt nie dzwoni do osób z listy po zakończeniu drugiej zmiany. Po pierwsze dlatego, by uszanować spokój i prywatność, a po drugie – szanse na odebranie połączenia z nieznanego numeru, w nocy są po prostu w wielu przypadkach nikłe. Rzetelne i zgodne z zasadami wykonanie zadania, do północy tego samego dnia miało być więc w praktyce niemożliwe. Choć według oficjalnych danych z WSSE wywiad epidemiologiczny z jedną osobą trwa średnio kwadrans, pracownicy powiatowych sanepidów, z którymi udało nam się nieoficjalnie porozmawiać, informują, że czasem załatwienie jednej sprawy może trwać nawet godzinę. Wszystko zależy od tego z iloma ludźmi miała kontakt osoba zakażona koronawirusem.
Tymczasem w systemie SEPIS dotyczącym Wielkopolski widnieją sprawy załatwione z minuty na minutę lub w jeszcze krótszym czasie. Część pracowników sanepidów z regionu jest zbulwersowana takim postawieniem sprawy i tym, że niektórzy ich koledzy ulegli presji. W jednym z przypadków – jak udało nam się nieoficjalnie ustalić – dwie godziny po otrzymaniu polecenia od szefowej wojewódzkiego sanepidu w systemie zostało około 300 spraw do załatwienia. Oznacza to, że pracownicy w ciągu dwóch godzin obdzwonili 700 osób. O czas realizacji zapytaliśmy w Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej.
W przypadku gdy do PSSE w Poznaniu wpłynie np. 500 wywiadów, a pracowników uprawnionych do pracy w SEPIS stacja ma 150, to zaangażowanie każdego pracownika w celu sprawnego przeprowadzenia wywiadów skutkuje wyznaczeniem 3 wywiadów na pracownika w ciągu zmiany roboczej co daje 1h pracy – czytamy w odpowiedzi.
O polecenie “wyzerowania zaległości” zapytaliśmy w Głównym Inspektoracie Sanitarnym, na którego polecenie powołała się dr Jadwiga Kuczma-Napierała w piśmie kierowanym do podwładnych. (…) takiego polecenia nie było. Natomiast na każdej odprawie z wojewódzkimi inspektorami GIS podkreśla konieczność: po pierwsze dokładnego przeprowadzania wywiadów epidemiologicznych, po drugie opracowywania wszystkich spraw na bieżąco, tak by nie było żadnych zaległości w systemie SEPIS przed spodziewaną kolejną falą zachorowań – wyjaśnia rzecznik GIS Jan Bondar.
Szefowa wielkopolskiego sanepidu tłumaczy tymczasem, że posłużyła się skrótem myślowym, który miał jedynie ponaglić pracowników, by rzetelnie i na czas wykonywali swoje zadania.
(…)Wyzerowanie wszystkich zaległości było skrótem myślowym i oznaczało nic więcej jak sprawne przeprowadzanie wywiadów przy wykorzystaniu całego potencjału kadrowego, a nie tylko 20 procent i dotyczyło rozpoznania wszelkich zaległych wniosków i zgłoszeń uwidocznionych w systemie, które należało podjąć natychmiast. Nadmienić przy tym należy, że zaległości w aktualizowaniu danych w systemie dotyczyły również zgłoszeń, które ze swej istoty musiały być nieaktualne – przekonuje dr Kuczma-Napierała. Kierując polecenie usunięcia zaległości (ich wyzerowania) zwrócono się jednocześnie z prośbą o wsparcie Stacji posiadającej największe zaległości przez inne jednostki. Biorąc pod uwagę czas wpływu polecenia do Powiatowych Stacji Sanitarno-Epidemiologicznych, liczbę osób uprawnionych do dostępu do systemu oraz przeprowadzania odpowiednich czynności (wywiadów) oraz czas, jakim dysponowały jednostki (w części PSSE praca odbywa się w systemie dwuzmianowym bądź wyznaczone są dyżury po godzinie 15.00) usunięcie zaległości w wyznaczonym terminie, z zachowaniem odpowiednich procedur było jak najbardziej możliwe – i zostało prawidłowo zrealizowane – dodaje szefowa wojewódzkiego sanepidu, która zaprzecza też jakoby groziła komukolwiek utratą pracy, ponieważ polityka kadrowa w powiatowych stacjach nie leży w jej kompetencjach. Odpowiadają za nią szefowie poszczególnych sanepidów w regionie.
To nie pierwsze kontrowersje, o których piszemy na RMF24.pl w związku z decyzjami szefowej wielkopolskiego sanepidu. Jesienią ubiegłego roku, po niepokojących sygnałach od pracowników sanepidu, opisywaliśmy roszady kadrowe w kościańskim sanepidzie.
W Wielkopolsce ostatniej doby odnotowano tymczasem 483 nowe zakażenia Sars-Cov-2. 136 z zakażonych osób to mieszkańcy Poznania, 87 – powiatu poznańskiego. Zakażenie koronawirusem wykazały też testy u 23 mieszkańców powiatu czarnkowsko-trzcianeckiego. Z 11 na 12 stycznia w Wielkopolsce zmarło też 16 osób, u których potwierdzono wcześniej zakażenie. Jak informuje resort zdrowia – bezpośrednią przyczyną śmierci siedmiorga z nich był Covid-19.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS