A A+ A++

Donald Trump zniknął z portali społecznościowych. UE zakłada, że to początek końca Dzikiego Zachodu w internecie, i liczy na cyfrowy sojusz z Joe Bidenem.

Twitter bezterminowo zablokował konto Donalda Trumpa. Facebook zawiesił je do 20 stycznia, czyli do dnia inauguracji nowego prezydenta. Apple, Google, Amazon usunęły ze swoich platform i sklepów z aplikacjami komunikator internetowy Parler, używany przez zwolenników amerykańskiego prezydenta.

Wszystko to z powodu wydarzeń 6 stycznia, gdy zachęcany przez Trumpa tłum wdarł się na Kapitol. Zamieszki spowodowały śmierć pięciu osób, w tym jednego policjanta. I choć po kilku dniach Trump odciął się od przemocy, to na razie platformy społecznościowe nie chcą mu dać prawa głosu. Obawiają się, że może doprowadzić do podobnych zajść 20 stycznia, gdy oficjalnie władzę w USA przejmie Joe Biden.

11 września internetu

Dla Trumpa obserwowane przez ponad 80 mln ludzi konto na Twitterze było megafonem, który pozwalał mu bezpośrednio komunikować się ze światem. W przeszłości zdarzało się, że zarządzający tym serwisem stawiali znak zapytania pod przekazywanymi tam treściami, także blokowali konto na kilkanaście godzin, ale nigdy nie odważyli się zablokować prezydenta na stałe.

Ostatnia decyzja Twittera i innych portali tłumaczona jest na kilka sposobów. Po pierwsze, wspomniany już strach przed kolejnymi aktami przemocy.

Po drugie, ustawienie się pod nową władzę. Demokraci wielokrotnie krytykowali serwisy społecznościowe za to, że stały się bezkrytyczną tubą Trumpa. Jego następca Joe Biden nie ukrywa, że przyjrzy się przepisom regulującym oferowanie usług w internecie, a szczególnie słynnemu rozdziałowi 230. Zwalnia on portale z odpowiedzialności cywilnej za zamieszczane na ich stronach treści.

Same firmy swoją decyzją o zablokowaniu Trumpa dają zresztą argument do ręki tym, którzy chcą usunięcia „rozdziału 230″. Skoro firmy same oceniają, co jest nawoływaniem do przemocy i próbą obalenia demokracji, i z tego powodu cenzurują zamieszczane na ich stronach treści, to znaczy, że nie zajmują się tylko świadczeniem usług hostingowych.

UE ma nadzieję, że 6 stycznia będzie dla myślenia o platformach cyfrowych taką cezurą, jak dla myślenia o globalnym bezpieczeństwie był 11 września 2001 r. Thierry Breton, komisarz UE ds. jednolitego rynku, wielokrotnie porównywał dzisiejszy internet do Dzikiego Zachodu. Teraz ma nadzieję, że uda się tę przestrzeń ucywilizować.

– Fakt, że prezes firmy może wyciągnąć wtyczkę z głośnika POTUS (prezydenta USA – przyp. red.) bez żadnej kontroli, jest kłopotliwy. To nie tylko potwierdzenie potęgi tych platform, ale także ujawnienie głębokich słabości w sposobie organizacji naszego społeczeństwa w przestrzeni cyfrowej – napisał Thierry Breton w artykule opublikowanym przez unijny portal Politico.

Teraz UE ma nadzieję, że w tej ofensywie demokratyzacji sieci wesprą ją Stany Zjednoczone. – UE i nowa administracja USA powinny połączyć siły jako sojusznicy wolnego świata, aby rozpocząć konstruktywny dialog prowadzący do globalnie spójnych zasad – napisał Breton.

Nowe przepisy

UE ma na to pomysł. Już w grudniu Komisja Europejska zaproponowała d … czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPremier League. 36 przypadków koronawirusa w ostatnim tygodniu
Następny artykułRząd przedłużył etap odpowiedzialności do końca stycznia 2021 roku