A A+ A++

Over the fence znaczy przez płot. Kilkanaście lat temu Maja Ziółkowska ze swoją sąsiadką zza płotu Sarą Bojarczuk założyły hodowlę psów rasy labrador retriever. Mieszkały wtedy w miejscowości Swords. Hodowla pod szyldem „Over the fence”, bardziej hobbystyczna niż biznesowa, kwitła pod Dublinem do 2018 roku. Wtedy Polki postanowiły wrócić do ojczyzny, zachowując jednak cenny notes z kontaktami w Irlandii.

Czytaj też: Po koronawirusie gospodarka się odrodzi. Ale biurowce mogą runąć na zawsze

Pieski biznes

COVID-19, ludzka choroba, której zwierzęta w zasadzie nie roznoszą, nie powinna mieć większego wpływu na hodowlę psów. A jednak kolejne lockdowny rozstroiły psi rynek. – Wiele osób odkładało myśl o posiadaniu psa z uwagi na pracę. Zostawienie szczeniaka na 9 godzin w domu nie wpływa przecież dobrze ani na jego psychikę, ani na stan mieszkania – mówi Maja Ziółkowska.

W marcu, kiedy miliony Europejczyków zostało zamkniętych na długie tygodnie w czterech ścianach, główna bariera przed zakupem psa zniknęła. W niektórych przypadkach spacer z nim był skutecznym pretekstem do wyjścia z domu. Popyt zaczął rosnąć, szybko jednak zaczął się problem z podażą.

Hodowla psów to nie to samo co taśmowa produkcja dóbr szybko zbywalnych. U szanujących się hodowców, działających pod auspicjami krajowych związków kynologicznych, cykl hodowlany ogranicza się do jednego miotu w ciągu roku. Poza tym w wielu krajach, choćby w Hiszpanii, we Francji czy na Wyspach, z racji restrykcyjnie egzekwowanych zakazów przemieszczania się hodowcy mieli poważny problem z organizacją krycia, co wymaga czasem setek kilometrów dojazdu, korzystania z hoteli czy restauracji. Przy rosnącym popycie podaż rasowych szczeniąt zaczęła spadać. – Przed pandemią labradory z dobrych hodowli na Wyspach kosztowały około 600 funtów. Dziś dochodzą do 2 tys. – mówi Ziółkowska. W Polsce rok temu szczeniaki kosztowały

ok. 3 tys. zł. Teraz ceny sięgają 5 tys. zł. A labradory to jedna z bardziej popularnych ras. – Na szczeniaki pudla miniaturowego trzeba w Polsce czekać rok – dodaje Maja Ziółkowska.

W górę poszedł popyt na psie akcesoria: od smyczy po kojce czy karmy. Prowadzonych na powietrzu szkoleń dla psów rządowe restrykcje nie obejmują, pośrednimi beneficjentami psiej hossy są więc także instruktorzy i behawioryści. Na ile ten trend to zmiana trwała, okaże się za kilka kwartałów. Ale branż i sektorów, które nieoczekiwanie w ostatnich miesiącach zyskały, jest więcej.

Czas miliarderów

3 tys. dolarów to nieco ponad 11 tys. zł. Z propozycją wypłacenia każdemu Amerykaninowi takiej premii wystąpiły niedawno Americans for Tax Fairness i Institute for Policy Studies, szanowane instytucje opowiadające się za zmniejszeniem nierówności dochodowych i bardziej sprawiedliwym systemem podatkowym. Źródłem finansowania tej premii nie miałby być jednak budżet federalny, ale…. majątki multimiliarderów. Kiedy bowiem portfel przeciętnego obywatela USA z powodu pandemii zauważalnie schudł, a dług publiczny osiąga najwyższe poziomy od II wojny światowej, to pompowane przez dodruk pieniądza majątki najbogatszych Amerykanów puchną.

Według wspominanych wyżej instytucji od początku pandemii do 7 grudnia aktywa 651 najbogatszych obywateli USA urosły o bilion dolarów. To w teorii pozwoliłoby sfinansować 3 tys. dol. premii dla każdego, a bogacze i tak byliby zamożni jak tuż przed pandemią. W teorii, bo ów wzrost wartości majątków opiera się przede wszystkim na zwyżce cen akcji. Gdyby któryś z tuzów z Wall Street albo Nasdaq zaczął masowo wyzbywać się akcji dla sfinansowania daniny, kurs niechybnie by się załamał.

Najwięcej w czasie pandemii zyskali bonzowie z firm technologicznych. Elon Musk prawie 120 mld dolarów. Główny akcjonariusz największego sklepu internetowego Jeff Bezos zyskał ponad 70 mld. A Mark Zuckerberg z Facebooka ponad 50 mld dolarów. W tym gronie jest także Polak, Piotr Szulczewski, założyciel Wish, najczęściej pobieranej aplikacji zakupowej na świecie, który wszedł niedawno na listę 500 najbogatszych ludzi świata.

Wśród wygranych są akcjonariusze firm produkujących oprogramowanie, udziałowcy firm farmaceutycznych, producenci suplementów żywności czy wyposażenia wnętrz. Ameryka nie jest zresztą żadnym wyjątkiem, w sporej części rozwiniętych gospodarek, od Singapuru przez Chiny po Francję, rozziew między ekstremalnie bogatymi a resztą zauważalnie się powiększył. Nawet w Polsce, gdzie giełda, w przeciwieństwie do USA, daleka jest od bicia rekordów, przynajmniej część biznesowej części społeczeństwa znosi skutki pandemii zauważalnie lepiej niż pracownicy czy urzędnicy.

Czytaj też: W czasie pandemii Polacy znów pokochali dres. I on już z nami zostanie

Żniwa 2.0

O ile dynamika całego rynku samochodowego, uzależniona w dużej mierze od wzrostu gospodarczego (większość nowych aut w Polsce kupują firmy) była ujemna, o tyle sprzedaż aut luksusowych, za które w wersji podstawowej trzeba zapłacić w salonie minimum 150 tys. zł, regularnie rosła w ostatnich miesiącach po ok. 5 proc. A w lipcu obroty dilerów Audi, Mercedesa czy Lexusa urosły średnio aż o 15 proc. (licząc rok do roku). Trudno tłumaczyć ten nagły wzrost czym innym jak tylko wypłatą pierwszej tury pomocy dla firm w ramach tarczy

finansowej. Część z nich otrzymane środki wykorzystała nie tyle do pokrycia strat z pierwszego lockdownu, ile do powiększenia stanu kont. I do zakupów czy leasingu sprzętu, który niekoniecznie wydaje się niezbędny w czasie gospodarczego załamania.

Pandemia okazała się okresem żniw dla branży IT. Jedną z wielu firm, która wiosną pomagała Ministerstwu Edukacji Narodowej i szkołom opanować bałagan przy wprowadzaniu zdalnego nauczania, była łódzka spółka GroMar. To niewielkie przedsiębiorstwo produkujące i sprzedające oprogramowanie dla platform e-learningowych i spotkań online jeszcze rok temu zatrudniało 20 osób. Teraz załoga liczy ponad 60 osób. I wciąż rośnie.

W związku z przeniesieniem sporych obszarów działalności administracyjnej i biznesowej do sieci wzrosło zapotrzebowanie na specjalistyczne oprogramowanie. W III kwartale 2020 roku liczba ofert pracy dla ludzi z branży IT podskoczyła w porównaniu z okresem wakacyjnym o 20 proc. Z danych firmy Kodilla.com wynika, że co piąty informatyk dostał w tym roku podwyżkę. Zwykle o kilkanaście procent.

Z podobnych powodów rozkwit przeżywa handel internetowy, a z nim firmy kurierskie. Obydwa ściśle powiązane ze sobą rynki urosną w tym roku o mniej więcej 30 proc. Między innymi za sprawą produktów, którym pandemia nieoczekiwanie zaczęła sprzyjać.

W kolejce po rower

Dla sprzedawców rowerów marzec i kwiecień to początek sezonu. Do sklepów trafiają nowe modele, którymi handluje się cały sezon. Późną jesienią ruszają zaś wyprzedaże, czytaj: czyszczenie magazynów. W tym roku początek sezonu był zgoła inny. Wiosenny lockdown zatrzymał klientów w domach. Ograniczenia w poruszaniu się, zamknięcie lasów mocno zawęziły możliwości uprawiania sportu nawet na świeżym powietrzu. Ale już na przełomie marca i kwietnia handel rowerami na dobre przeniósł się do sieci. Z szacunków Santander Consumer Banku wynika, że w kwietniu i w maju wartość kupowanych na raty rowerów wzrosła dwu-, trzykrotnie. Kiedy do sklepów stacjonarnych ruszyła wyposzczona klientela, obroty w hurtowniach wzrosły o 30-40 proc. Niektóre sklepy w kilka tygodni wyprzedały cały zamówiony na 2020 rok towar. I do dziś odczuwają skutki późnowiosennego szaleństwa. Centrum produkcji podzespołów rowerowych jest na Tajwanie, to stamtąd pochodzi lwia część ram rowerowych montowanych potem pod różnymi szerokościami geograficznymi. Producentów najważniejszych elementów osprzętu też nie jest zbyt wielu. Zaś popyt wzrósł w całym zachodnim świecie. W sklepach pojawiły się kolejki i kłopoty z zaopatrzeniem. Niewykluczone, że skutki tego wiosennego skoku sprzedaży, w postaci mniejszej liczby dostępnych rowerów, będą widoczne także na początku tego roku.

Z podobnych powodów boom przeżyli producenci sprzętu do ćwiczeń – od wolnych ciężarów po orbitreki pomagające spalić kalorie.

Zanim jednak Polacy rozpoczęli szturm po rowery, długie tygodnie zamknięcia wykorzystali na odkładane wcześniej mniejsze i większe remonty. Michał Sołowow przyznał kilka dni temu w wywiadzie dla Business Insidera, że kontrolowane przez niego spółki produkujące deski podłogowe, ceramikę łazienkową czy kleje zanotują w tym roku rekordową sprzedaż. Rekordy biją także firmy z branży wykończeniowej. Wyjątkowo udany sezon zaliczyli producenci domków rekreacyjnych. Zmęczone lockdownem mieszczuchy zaczęły bowiem szukać sposobu na ucieczkę na zieloną trawkę. Jedna z dużych firm zajmujących się do tej pory sprzedażą bezpośrednią na tak zwanych prezentacjach z powodu pandemii przerzuca się właśnie na produkcję elementów do drewnianych dacz.

Gdy szef nie widzi

Marcowe uziemienie w domach zaskakująco szybko zaczęło zmieniać zwyczaje w konsumpcji alkoholu. Producenci wódek już w drugiej połowie marca informowali o 17-proc. (rok do roku) wzroście sprzedaży. Na kilkanaście tygodni spadła nawet sięgająca 3 mln sztuk dziennie sprzedaż tak zwanych małpek. Wzrosło za to zainteresowanie butelkami od 0,5 litra wzwyż. Zamknięcie w domach, zastąpienie bezpośrednich relacji służbowych kontaktami online wyeliminowało konieczność ukrywania się z piciem w czasie pracy. Polska nie była żadnym wyjątkiem. W Stanach w sierpniu spożycie wysokoprocentowych alkoholi było o ok. 20 proc. wyższe niż rok wcześniej. Co trzeci mężczyzna i co czwarta kobieta w czasie lockdownu piją tam alkohol w godzinach pracy. W Wielkiej Brytanii do zwiększonego spożycia przyznało się w kwietniu 21 proc. osób badanych przez Alkohol Change UK.

W trakcie roku krzywa sprzedaży nieco się wypłaszczyła, ale już wiadomo, że rynek trunków zmienił się znacząco. Po pierwsze wartość sprzedaży już po

10 miesiącach była wyższa o 2,5 mld zł niż rok wcześniej. To zasługa podwyżki akcyzy, ale po części także efekt zmiany struktury rynku. – Na ostateczne podsumowania roku warto poczekać do sprawozdań za okres świąteczno-noworoczny, ale już teraz widać, że pandemia wpłynęła na wzrost sprzedaży droższych alkoholi – mówi Ryszard Woronowicz, rzecznik Związku Pracodawców Polski Przemysł Spirytusowy. W pandemii Polacy chętniej raczyli się whisky, rumem czy tequillą.

Zobacz też: Czego nauczyliśmy się w czasie zdalnego nauczania? Oto najważniejsza lekcja

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKto ponosi winę za aferę szczepionkową? Sondaż IBRiS dla Onetu
Następny artykułKoronawirus – już ponad 200 tys. zaszczepionych w Polsce