Wtargnięcie zwolenników prezydenta do Kongresu i ewakuacja parlamentarzystów stanowi bezprecedensowe wydarzenie w historii Stanów Zjednoczonych. Demonstrantom udało się wejść m.in. do sali obrad Izby Reprezentantów oraz biura szefowej tej izby Nancy Pelosi. Zdjęcia przechadzających się po korytarzach Kongresu sympatyków Trumpa z flagami Konfederacji oraz bronią obiegły zszokowany świat.
W USA panuje atmosfera przygnębienia i niedowierzania. Pojawiają się komentarze, że to jeden z najbardziej smutnych dni amerykańskiej demokracji w historii. Co najmniej troje senatorów, którzy wcześniej deklarowali że będą sprzeciwiać się zatwierdzaniu wyniku wyborów oświadczyło, że wobec ostatnich wydarzeń zmieniają zdanie i nie będą blokować procesu.
Zwolennicy prezydenta Donalda Trumpa chodzili po korytarzach parlamentu, pozowali do zdjęć z posągami i obrazami i krzyczeli: „USA, USA”, „Zatrzymać oszustwo!” oraz „Nasza izba!”. Niektórzy mieli ze sobą flagi Konfederacji.
Wtargnięcie do gmachu Kongresu
Uznanie przez Kongres głosowania Kolegium Elektorów jest zazwyczaj formalnością, która nie przyciąga większego zainteresowania mediów. W tym roku było inaczej ze względu na kontestowanie przez prezydenta USA Donalda Trumpa uczciwości wyborczego procesu.
Tymczasem w gmachu Kongresu, w którym trwało posiedzenie zatwierdzające głosowanie Kolegium Elektorów, wybito w środę część okien oraz zdemolowano drzwi. W trakcie zamieszek w okolicach Kapitolu zmarły cztery osoby – w tym kobieta postrzelona w Kapitolu. Pojawiają się informacje o rannych policjantach oraz ponad 50 aresztowanych manifestantach.
Policja stwierdziła, że zarówno służby bezpieczeństwa, jak i zwolennicy prezydenta Donalda Trumpa stosowali środki chemiczne podczas kilkugodzinnej okupacji budynku Kapitolu. Przed gmachem i w jego wnętrzu dochodziło do bójek. Funkcjonariusze policji w Waszyngtonie podali, że unieszkodliwili dwie bomby, jedną znalezioną przed siedzibą Demokratów, a drugą przed siedzibą Republikanów.
Burmistrz Waszyngtonu Muriel Bowser ogłosiła, że stan wyjątkowy będzie obowiązywał w amerykańskiej stolicy do 21 stycznia, czyli pierwszego dnia po zaprzysiężeniu na prezydenta Joe Bidena. Ponadto armia USA zmobilizowała wszystkich 1100 żołnierzy Gwardii Narodowej w Waszyngtonie na wniosek burmistrz miasta. Rozkaz zatwierdził wiceprezydent Mike Pence.
Reakcja Joe Bidena i Donald Trumpa
W tej chwili nasza demokracja jest atakowana w sposób niemający precedensu – oświadczył w telewizyjnym wystąpieniu prezydent elekt. – Nigdy niczego takiego nie widziano we współczesnych czasach – ocenił. Jak zauważył, sceny chaosu na Kapitolu nie odzwierciedlają Ameryki i tego, kim Amerykanie są. – Pokazują niewielką grupę ekstremistów. (…) Musi się to skończyć. Teraz – oświadczył. Wezwał przy tym prezydenta Donalda Trumpa, by w telewizji zażądał zakończenia tego oblężenia.
W późniejszym nagraniu na Twitterze Trump wezwał demonstrantów do pokojowego rozejścia się do domów. Oświadczył jednocześnie, że „wybory nam skradziono”. Wcześniej sprzed Białego Domu mówił, że „nigdy się nie poddamy i nigdy nie ustąpimy” i wzywał do marszu w kierunku Kongresu.
Atak na Kapitol nie będzie tolerowany, osobom w to zaangażowanym będą stawiane zarzuty; przemoc i niszczenie muszą się zakończyć – napisał na Twitterze wiceprezydent USA Mike Pence. Wcześniej polityk podkreślił w oświadczeniu, że uważa, że nie może jednoosobowo decydować o zaakceptowaniu lub odrzuceniu głosów elektorów. Tego drugiego oczekiwał od niego Trump. Prezydent krytykował później postawę swojego zastępcy, oceniając, że Pence „nie miał odwagi zrobić tego, co należało zrobić, aby chronić nasz kraj i naszą konstytucję”.
Kongres wznowił obrady, potwierdził wybór Joe Bidena
Jeszcze po zapadnięciu zmroku w gmachu Kapitolu funkcjonariusze chodzili od drzwi do drzwi, przeszukując biuro po biurze, sprawdzając czy są w nim jeszcze demonstranci. Po stwierdzeniu, że jest bezpiecznie, Kongres wznowił obrady. Na samym początku wiceprezydent Mike Pence stwierdził, że osoby które wtargnęły do parlamentu „nie wygrały” i dziękował służbom bezpieczeństwa.
– Obroniliśmy dzisiaj nasz Kapitol. Zawsze będziemy wdzięczni wobec mężczyzn i kobiet, którzy pozostali na swoim stanowisku, aby bronić tego historycznego miejsca – powiedział Pence. – Ci, którzy dzisiaj siali spustoszenie w naszym Kapitolu, nie wygrali. Przemoc nigdy nie zwycięża. Wolność zwycięża. To wciąż jest izba ludu. Kiedy znów zbieramy się w tej sali, świat ponownie jest świadkiem odporności i siły naszej demokracji – dodał.
– Senat USA nie zostanie zastraszony – ocenił natomiast lider republikańskiej większości w tej izbie Mitch McConnell. – Próbowali zniszczyć naszą demokrację. Nie udało im się. Nie udało im się przeszkodzić Kongresowi – powiedział polityk z Kentucky.
Źródło z otoczenia Pence’a poinformowało, że wiceprezydentowi zaoferowano opuszczenie Kongresu, ale ten odmówił i przez cały czas przebywał na Kapitolu.
Część republikańskich kongresmenów złożyła zastrzeżenia co do rezultatów wyborów z Arizony oraz Pensylwanii. Senat i Izba Reprezentantów zdecydowaną większością głosów uznały jednak wyniki wyborów z tych oraz pozostałych 48 stanów i Dystryktu Kolumbii.
Ostatecznie Kongres USA zatwierdził w czwartek (ok. 9:35 czasu warszawskiego) głosy Kolegium Elektorów, uznając Joe Bidena za zwycięzcę listopadowych wyborów prezydenckich. Inauguracja 46. przywódcy Stanów Zjednoczonych odbędzie się 20 stycznia. Przed zaprzysiężeniem Bidena nie czekają już żadne poważniejsze formalności w związku z wyborami.
Trump zapewnia, że 20 stycznia przekaże władzę
Prezydent USA Donald Trump poinformował w czwartek, że 20 stycznia dojdzie do uporządkowanego przekazania władzy. Oświadczenie Trumpa upubliczniono na chwilę po uznaniu przez Kongres głosowania Kolegium Elektorów i wyborczej wygranej Joe Bidena.
– Mimo że całkowicie nie zgadzam się z wynikiem wyborów, a stoją za mną fakty, to 20 stycznia dojdzie do uporządkowanego przekazania władzy – oświadczył prezydent USA.
– Chociaż oznacza to koniec najwspanialszej pierwszej kadencji w historii prezydenckiej, to dopiero początek naszej walki o ponowne uczynienie Ameryki wielką – dodał Trump.
Fala dymisji w Białym Domu
Po wtargnięciu zwolenników Trumpa do Kongresu część pracowników Białego Domu zrezygnowała z pracy. Portal CNN spekuluje, że kolejni rozważają taki krok, w tym doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Białego Domu, Robert O’Brien. Według CNN niektórzy członkowie rządu prowadzą rozmowy na temat odsunięcia prezydenta od władzy.
Dymisję z efektem natychmiastowym złożyła Stephanie Grisham, szefowa personelu Melanii Trump i była rzeczniczka Białego Domu. Swoją pracę zakończyły także Sarah Matthews z biura prasowego oraz Anna Cristina Niceta, która odpowiadała za organizacje spotkań.
Zdaniem CNN niektórzy członkowie rządu prowadzą rozmowy na temat 25. poprawki do amerykańskiej konstytucji, która mówi o pozbawieniu władzy prezydenta. Procedura wymaga zaangażowania w to wiceprezydenta. 25. poprawka do Konstytucji Stanów Zjednoczonych przewiduje możliwość pozbawienia prezydenta Stanów Zjednoczonych władzy, jeśli większość członków jego gabinetu – pod kierunkiem wiceprezydenta – dojdzie do wniosku, że prezydent jest niezdolny do sprawowania tego urzędu.
O takiej opinii … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS