A A+ A++

Festiwal przedziwnych powiązań, metafor i porównań rozpoczęło TVP. Publiczna Telewizja bez najmniejszego problemu porównała demonstrantów, którzy wtargnęli do Kapitolu, do polityków opozycji okupujących w 2016 roku salę plenarną Sejmu. Pracownicy TVP nie wdają się w takie drobiazgi jak to, że polski Sejm okupowali posłowie, mający mandat zdobyty w demokratycznych wyborach ani w to, że żaden z nich nie był uzbrojony. Nie ma też mowy o tym, że nikt nie plądrował biur klubów czy gabinetów marszałków. Po prostu „część demonstrantów zaczęła zachowywać się jak polska opozycja”.

Na zachowanie TVP zareagował Rzecznik Praw Obywatelskich, interweniując w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji i u prezesa TVP Jacka Kurskiego. – Agresywnego zachowania uzbrojonych osób z pewnością nie można porównać do zachowań polskiej opozycji. Nawet więc jeśli uznać ten wpis za opinię, to nie jest rzetelna i adekwatna, więc wprowadza w błąd obywateli – napisał Adam Bodnar. A szef klubu KO Cezary Tomczyk zapowiedział kroki prawne.

Demonstranci jak opozycja

Ale najdziwniejsze jest to, że z pełną powagą tę narrację podjęli politycy partii rządzącej. Wicerzecznik PiS poseł Radosław Fogiel w tym samym TVP Info powiedział, że coś w tym jest.

Czytaj też: Tomasz Lis: Agonia nieszczęsnej prezydentury Trumpa zaczyna się powoli przeistaczać w agonię demokracji

– Wczoraj wieczorem mogliśmy obserwować niesamowite wzmożenie emocjonalne po stronie opozycyjnej. To zabawne oburzenie opozycji gorszącymi scenami i próby przyklejania tego do PiS – mówił w programie „Jedziemy”. – Tylko opozycja i jej akolici kwestionowali wyniki wyborów w Polsce, do kryterium ulicznego wzywał Grzegorz Schetyna, że władzę należy usuwać siłą. Jeżeli ktoś na opozycji czyni takie sugestie, to absurdalne i głupie. To polska opozycja próbowała okupować parlament. Nikt inny – mówił Fogiel.

Dość trudno znaleźć cytat, w którym były przewodniczący Platformy przekonywałby, że władzę trzeba usunąć siłą. Cztery lata temu Schetyna jako kandydat na szefa PO na zamkniętym spotkaniu z działaczami warszawskiej Platformy rzeczywiście mówił, że „trzeba być gotowym na twarde warianty”.

– Jeżeli będzie utrzymane takie tempo konfliktu, naszą aktywnością będzie ulica na pewno. A także Europa. Byłem w zeszłym tygodniu w Brukseli, rozmawiałem tam z politykami, oni są kompletnie zszokowani. Udało się przełożyć debatę, która była przygotowana na ten tydzień, ale tylko dlatego, trzeba ją bardzo dobrze przygotować – mówił Schetyna w styczniu 2016, prawie rok przed zajęciem sali sejmowej przez opozycję, mając na myśli rozwijające się demonstracje Komitetu Obrony Demokracji.

Tyle że demonstracje, manifestacje i protesty są w demokracji naturalne i nie mają nic wspólnego z zajmowaniem rządowych budynków. Sens słów Schetyny jest absolutnie jasny, ale równie jasny jest cel, dla którego wicerzecznik PiS po czterech latach je przekręca. Dokładnie to samo od rana powtarzają inni politycy PiS goszczący w mediach. Najwyraźniej już rano rozesłano smsy z sugestią, jak należy sytuację w Waszyngtonie komentować.

Czytaj też: Zamieszki w Waszyngtonie. Zwolennicy Trumpa wdarli się na Kapitol

– Podobne sceny mieliśmy w Polsce w 2016 roku i to opozycja, która powiedziała, że ulicą i zagranicą chce wrócić do władzy, także okupowała parlament. To była historyczna okupacja. Nikt w święta nie okupował polskiego parlamentu – powiedział wiceminister Paweł Szefernaker w Grafitti w Polsat News.

Co ciekawe, politycy PiS próbują także podawać dalej zablokowane przez Twittera wpisy Donalda Trumpa, sugerując, że Twitter nie chce, aby do demonstrujących w Waszyngtonie dotarł sygnał, że prezydent wzywa ich do rozejścia się.

Oczywiście pomijają fakt, że w tym poście Trump powtarza po raz kolejny, że wybory zostały sfałszowane.

Winna lewica

Druga narracja, którą zaczynają narzucać związani z prawicą publicyści i pracownicy agencji public relations, ma na celu odwrócenie sytuacji i pokazanie, że tak naprawdę to nie zwolennicy Donalda Trumpa byli agresorami. W świecie prawicowych publicystów są oni ofiarami lewicowo-liberalnych elit i tego, że ruch Black Lives Matters także demonstrował i protestował na ulicach latem zeszłego roku.

Igor Janke robi to samo, co telewizja publiczna – próbuje porównać rzeczy nieporównywalne, bo tak jest wygodnie. Porównuje legalną i przewidzianą amerykańskim prawem procedurę impeachmentu do próby zajęcia Kapitolu, demonstracje wywołane rasistowskimi zachowaniami policji do plądrowania rządowych instytucji po apelu urzędującego wciąż prezydenta, który nieustannie zarzuca fałszerstwa wyborcze swoim przeciwnikom.

Czytaj też: Powrót zawodowców. Kim są ludzie Bidena?

To wszystko ma odkleić ustępującego prezydenta USA od PiS, a jego zwolenników podważających demokratyczny wynik wyborów, skutecznie przykleić do polskiej opozycji. Niby niemożliwe, ale może być skuteczne.

Prezydent nie ma zdania

Bardzo ciekawa jest reakcja Andrzeja Dudy. Prezydent, który wiele dni zwlekał z depeszą gratulacyjną dla Joe Bidena po jego wygranej w wyborach prezydenckich, teraz zareagował bardzo szybko. Ogłaszając, że w sumie to, co się dzieje w Waszyngtonie, zostaje w Waszyngtonie i nikomu nic do tego.

O ile światowi przywódcy, także z naszego regionu, podkreślają, że to, co widzieliśmy w Waszyngtonie to efekt nieodpowiedzialnej polityki Trumpa, mowy nienawiści i manipulacji, o tyle Andrzej Duda wydaje się uważać, że jego to nie dotyczy. Nie widzi, że to, co wydarzyło się w USA, jest bardzo złym sygnałem dla całego świata i że warto się nad tym zastanowić.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułTelewizory Samsung Neo QLED, MicroLED i linia Lifestyle TV
Następny artykułSpór między żoną i matką zakończony. Polak może zostać odłączony od aparatury