Wszystko wskazuje na to, że republikanie stracą większość w Senacie. W stanie Georgia trwa liczenie ostatnich głosów w II turze wyborów do wyższej Izby amerykańskiego parlamentu. W pierwszej, listopadowej turze ani David Perdue ani Kelly Loeffler z Partii Republikańskiej nie uzyskali ponad 50% głosów. Po przeliczeniu 98% głosów wygląda na to, że miejsca zabiorą im Demokraci Jon Ossoff i Raphael Warnock.
Co to oznacza? Republikanie mają przewagę 50:48 w Senacie. Po porażce będzie remis. Jednak w przypadku rozłożenia głosów 50:50, w każdym głosowaniu rozstrzygający głos ma przewodniczący Senatu. Jest nim wiceprezydenta USA. Od 20 stycznia będzie to Kamala Harris. To w praktyce oznacza, że pierwszy raz od 10 lat Demokraci będą mieli pełną władzę w USA. Zdobyli Biały Dom, Izbę Reprezentantów i teraz Senat. Senatorem z tego stanu będzie zapewne pierwszy czarnoskóry polityk Raphael Warnock. Jest to więc porażką szczególnie symboliczna dla prawicy z tak zachowawczego stanu jak Georgia.
Kogo należy winić, że prawdopodobnie prawica przegrała wybory nawet w Georgii, gdzie przed Bidenem większość zdobył Bill Clinton w odległym 1992 roku? W ostatnich miesiącach pojawiało się wiele głosów na amerykańskiej prawicy, mówiących, że bezpodstawne oskarżenia prezydenta Trumpa o sfałszowanie wyborców, miały wpływ na zachowania prawicowych wyborców w Georgii. Konserwatywny National Review alarmował, że kolejne porażki sądowe sztabu prawników Trumpa odpychały od republikanów umiarkowanych wyborców. Do tego doszedł skandaliczny telefon Trumpa do sekretarza stanu Georgia Brada Raffenspergera, gdzie naciskał go, by ten „znalazł” głosy, które ostatecznie dowiedzą, że to Trump wygrał w Bidenem.
Ostatnim gwoździem do trumny mogła być zapowiedź 11 senatorów (pod przewodnictwem Teda Cruza) walki, by przełożyć głosowanie nad zatwierdzeniem listopadowych wyników wyborów prezydenckich w USA i powołanie komisji badającej fałszerstwa wyborcze. Według dużej części konserwatywnych mediów, takie działanie jest sprzeczne z Konstytucją. To samo mówią politycy prawicy. Republikański senator z Południowej Karoliny Tim Scott już zapowiedział, że nie zagłosuje za wnioskiem Teda Cruza, bowiem konstytucja USA nie przewiduje możliwości odrzucenia certyfikowanych przez stany głosów elektorów. Senator Jim Inhofe z Oklahomy powiedział wprost, że zagłosowanie przeciwko stanom, które certyfikowały głosy oddane przez wyborców, byłoby sprzeczne z jego przysięgą obrony konstytucji.
Jednak do przysłowiowych urn w Georgii mogli też nie pójść wierni Trumpowi wyborcy. Dlaczego? To proste. Skoro maszyny do liczenia korespondencyjnych głosów są zhakowane, a cały kraj (łącznie z wpływowymi politykami prawicy, którzy uznali zwycięstwo Joe Bidena oraz konserwatywnymi sędziami) zawiązał spisek przeciwko Trumpowi, to po trudzić się i wychodzić z domu by wysłać list? Skoro „załatwili” Trumpa, to nie poradzą sobie z dwójką senatorów? Czy Trump i jego coraz bardziej sekciarscy poplecznicy dojdą do wniosku, że coraz mocniej „odjechaną” narracją mogli przyczynić się do porażki kandydatów prawicy, którzy stracili poparcie w czasie ich skazanej od początku na klęskę walki o odwrócenie wyników wyborów?
Trump w moim przekonaniu o to nie dba. Przegrana prawicy w Georgii nie jest dla niego dramatem. Ba, jest jego siłą napędowa w ruchu jaki buduje. Pisałem o tym już kilka razy na tym portalu. Trump chce rządzić amerykańską prawicą, mając pod ręką własne media i własne dziennikarskie cheerleaderki. Prawicowy Fox News jest nie przez przypadek przez niego w ostatnich tygodniach wyjątkowo mocno glanowany za „zdradę”.
Trump nie jest politykiem z jądra konserwatywnej partii Goldwatera albo nawet bardziej rewolucyjnego Reagana. Nie jest to polityk ze skrzydła neokonserwatywnych jastrzębi, którzy otoczyli klan Bushów. Na pewno nie jest to gentleman, który przyjąłby porażkę z godnością Johna McCaine’a albo Mitta Romneya. No, ale tego nikt po celebrycie i egotyku Trumpie się nie spodziewał. W końcu to po porażkach tych dwóch umiarkowanych konserwatystaów, była potrzeba znalezienia kogoś takiego jak Trump. Nikt chyba jednak nie spodziewał się, że Trump tak bardzo przebuduje samą Partię Republikańską.
Trump od zawsze działa jako polityczna hybryda. Trochę izolacjonista, trochę libertarianin i trochę konserwatysta. Wcześniej był pro aborcyjnym liberałem i telewizyjnym skandalistą-libertynem, ale tego już nikt nie pamięta. Trump to polityk na nowe czasy. Na czasy baniek medialnych, gdzie królują fake newsy i pół prawdy. To polityk doskonale czujący się na Twitterze, jako popkulturowa ikona. W tym wypadku zdradzona, skrzywdzona i wypędzona z miasteczka przez drani. On chce wrócić w 2024 roku jako szeryf. Lepiej mieć za sobą partię przesiąkniętą teoriami spiskowymi i gniewem rodem z mediów jak Breitbart. Kevin D. Williamson w konserwatywnym National Review pisze, że Partia Republikańska będzie sektą, przepełnioną wiarą w teorie spiskowe. Abraham Lincoln musi się przewracać w grobie.
Moim zdaniem prawdopodobna porażka konserwatywnych senatorów w Georgii jest fatalną wiadomością dla prawicy. Bez Senatu administracja Biden/Harris byłaby spętana i musiałaby prowadzić umiarkowaną politykę, co by spowodowało bunt mocno lewicowego skrzydła Demokratów. W czasie kryzysu finansowego i ulicznego gniewu Amerykanów zmęczonych pandemią, taka sytuacja mogłaby szybko ekipę Bidena osłabić i wymęczyć. Jednak po przejęciu Senatu, Biden może być dla amerykańskiej lewicy, tym czym nie okazał się Barack Obama. Szczególnie, że jego czterolecie będzie nie tylko symbolicznym zwieńczeniem ponad 50 letniej kariery w polityce, ale przygotowaniem gruntu pod rewolucję młodej Kamali Harris.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS