Monika odchodzi na chwilę od laptopa (- Czy to, że rozmawiamy przez kamerki, zamiast pójść na kawę, nie jest najlepszym podsumowaniem tego popieprzonego roku? – pyta przy okazji), żeby przynieść listę najbardziej epickich porażek mijającego roku.
Miejsce pierwsze: utrata roboty. Miejsce drugie: rozstanie z partnerem. Miejsce trzecie ex aequo: matka, która zachorowała na COVID oraz COVID własny. Na kolejnych miejscach faile lajfstajlowe: przerwa w chodzeniu na treningi (miało być na miesiąc, ale Monika od maja nie widziała się ze swoim trenerem) oraz przerwa w bieganiu (miało być na kilka tygodni, ale Monika nie biega od lipca). Za dużo alkoholu (ostatnio dwie, trzy lampki wina na sen, prawie codziennie) oraz za dużo leków uspokajających (dwie hydroksyzyny, też na sen, ze dwa, trzy razy w tygodniu).
Jest jeszcze lista rzeczy, które miały się wydarzyć, ale się nie wydarzyły: samochodowa podróż po Skandynawii, oszczędności na koncie, joga, ślub z Bartkiem. Miał być w maju. Potem – przez COVID – przełożyli na wrzesień. A potem się rozstali.
I tak, w ostatnich dniach grudnia 2020 roku, roku, w którym skończyła trzydzieści trzy lata, Monika siedzi w kawalerce na Służewcu i rozmyśla o życiu. Szczególnie o tym, że to życie gdzieś skręciło. I to nie tam, gdzie trzeba.
Czytaj również: „Pieniędzy starczyło mi może do kwietnia”. Koronawirus ostro zaatakował polski biznes
1.
Krzysiek w 2020 roku stał się nagle chorym człowiekiem. A w każdym razie bardziej chorym niż dotychczas. Albo jeszcze inaczej: był chory od dawna, tylko o tym nie wiedział. A jest lekarzem i zna się na chorobach.
– A najlepsze jest to, że widziałem niejednego pacjenta z zapaleniem trzustki, wiem jak to przebiega i wiem czym się może skończyć – mówi.
– Czym?
– Zgonem na przykład. Albo rakiem. A rak trzustki to też w sumie zgon. Wyjątkowo paskudny.
– A skąd to zapalenie?
– Od picia. Rekreacyjnego.
– Serio?
– No. Tylko, że ja miałem codziennie rekreację.
Krzysiek się generalnie nie upijał. Tak już ma, nie lubi tracić kontroli. Za to uwielbia być na lekkim rauszu.
– Kiedyś miałem system, że alkohol piję tylko w piątki i soboty, wieczorkiem ze znajomymi. Potem, jakoś niezauważenie, przeszło to w picie codziennie wieczorem. Dwa, trzy kieliszki wina. A potem od 18. I już nie trzy, a butelka. Albo półtorej. Nie rzygałem, nie zataczałem się, nie robiłem głupot. Tak zwany wysokofunkcjonujący.
W 2019 roku Krzysiek cztery razy był u kolegi lekarza z objawami zapalenia trzustki. Pierwsze dwa razy było śmiesznie. Dieta, odstawienie alkoholu, leki i po tygodniu spokój.
– Za trzecim razem powiedział mi: „Krzychu, bo się wpuścisz w kanał z tą trzustką”. A ja na to, że najwyraźniej mam wrażliwe bebechy, bo od czego to, jak ja prawie nie piję? Za czwartym razem wzywałem karetkę, bo była gorączka 40 stopni. Miałem farta, że to się stało zaraz przed COVIDEM i przyjechali. W szpitalu powiedzieli, że jeszcze trochę i się przekręcę. Po wyjściu obiecałem sobie, że przez pół roku nie piję. Wytrzymałem tydzień. A potem piłem przez trzy miesiące.
Przez te trzy miesiące Krzysiek zdążył: rozstać się z partnerką, przepuścić sporą część oszczędności, rozwalić samochód i w końcu trafić na odwyk.
– I nagle się zorientowałem, że siedzę sobie w kółeczku, wokół mnie młode narkomanki, recydywiści, lekomani, przebijają się historiami z dreszczykiem. Jak to komuś policja wpadła do mieszkania, jak trzeba było chować narkotyki w pampersie dziecka, jak ktoś sprzedawał heroinę, a po drodze dosypywał do niej proszku do pieczenia, żeby więcej zostało dla niego. Jak ktoś po pijaku pobił kogoś na ulicy i dostał pięć lat. Same straszne historie. A mi tylko chodzi po głowie, że to jest jakieś głębokie nieporozumienie, bo ja jestem z inteligenckiej rodziny, skończyłem medycynę z dobrymi ocenami, pomagałem ludziom wrócić do zdrowia. Nic mnie z tymi ludźmi nie łączy, nic! Tak sobie myślałem. A potem się okazało, że jednak łączy. I to więcej, niż bym przypuszczał. Rozumiesz, w zawodzie lekarza, nabierasz przekonania, że na wiele rzeczy masz wpływ. Wiesz jak działa ciało, wszystko lubisz mieć pod kontrolą. A nagle okazuje się, że nie masz kontroli nad własnym życiem. Wszystko się wysypuje z rąk.
– Jak przetrwać coś takiego?
– Musisz jakoś znaleźć nadzieję, że jeszcze kiedyś życie znów będzie OK. Za wszelką cenę.
2.
Jedna dobra rzecz, która wydarzyła się ostatnio w życiu Przemka, to budowlanka. A właściwie remontówka. Przemek jest szczupły gość, okularnik, wieczny student na wszystkich warszawskich socjologiach i kulturoznawstwach. Przez pierwsze lata studiów pracował w gastronomii, potem poszedł do agencji marketingowej, żeby trochę sobie poukładać życie. Jak go z niej wylali, to nawet się bardzo nie przejął.
– Zawsze miałem plan B: gastro – uśmiecha się. A potem gastro się zamknęło, bo pandemia. – I zostałem z niczym. Jak mi kumpel zaproponował, żebym robił z nim i z jego bratem remonty, to myślałem, że spadnę z krzesła. Nie znoszę pracy fizycznej, mam alergię na pył, a poza tym raz w życiu w liceum pracowałem na budowie i dostałem wpierdol od jednego majstra, bo mu się nie spodobało, że taki jestem wygadany. Ale z czegoś trzeba było żyć, a w pandemii pół Polski zaczęło się remontować.
Przemek remontówki nie pokochał, ale dzięki robocie u kumpla udało mu się nie wrócić do rodziców. – A wielu moich znajomych z gastronomii schowało dumę do kieszeni i wróciło do mamusi – opowiada.
– To było widać po całej branży: na wiosnę ludzie zamieniali samodzielne mieszkania na większe, wynajmowane po parę osób. Było to nawet zabawne, bo wszyscy siedzieli na kupie i się wspierali. Długie wieczory, studenckie życie. Łudziliśmy się, że latem się wszystko odbije. Nie odbiło się, bo nawet kiedy knajpy były otwarte, obrót był znacznie mniejszy, a za tym poszło mniej zmian i mniejsze napiwki. Trzeba było zacisnąć zęby i czekać na jesień. A potem znowu się wszystko pozamykało. Rok temu, w ramach postanowień noworocznych, obiecałem sobie, że wrócę do marketingu, a jak nie wrócę, to chociaż pójdę na menedżera do jakiegoś fajnego lokalu i jako trzydziestojednoletni gość, zacznę żyć dorosłym życiem, z lepszą kasą i stabilniejszym grafikiem. Teraz obiecuję sobie, że nigdy nie zapomnę lekcji z 2020. A lekcja brzmi: trzeba być przygotowanym na wszystko.
Czytaj też: Skutki pandemii koronawirusa? „Historia przyśpieszyła. Już dziś żyjemy w przyszłości”
3.
– Nadzieja się przydaje? – pytam psycholożkę i psychoterapeutkę Katarzynę Kucewicz.
– I to bardzo. Nadzieja jest odwrotnością zwątpienia, które doprowadza do wycofania. To dzięki nadziei można zaadaptować się do nowej sytuacji, pójść w nowym kierunku, podążać za marzeniami, realizować cele.
– A jak ktoś nie ma nadziei?
– To się udepresyjnia, przestaje wierzyć w zmianę, zamyka się i tylko szuka sposobów odreagowania trudnych emocji.
– Skąd się w ogóle bierze nadzieja? To jest kwestia osobowości?
– W pewnym sensie tak. Psychoanalitycy uważają, że nadzieja to rodzaj myślenia magicznego. Zazwyczaj mają ją ludzie, którzy w siebie wierzą, wierzą, że mogą coś osiągnąć, zmienić. Nadziei nie da się przecenić. Są badania, które wskazują, że na przykład pacjenci onkologiczni, którzy mają nadzieję, żyją dłużej. Gorzej, jeśli ktoś jest sceptykiem, zawsze widzi szklankę do połowy pustą, albo jest z natury depresyjny. Wtedy wystarczy drobne potknięcie i nadzieja znika.
– Zdarzają się pacjenci, którzy przychodzą do ciebie i mówią: straciłem nadzieję?
– Jasne. I wtedy szukamy przyczyny. Czasem wystarczy pomóc im przetrwać kryzys. Pojawienie się nadziei jest dla mnie sygnałem, że pacjentowi się polepsza. Nadzieję naukowcy definiują jako konstrukt poznawczy, który może być bierny albo czynny. Ten pierwszy to na przykład: „Mam nadzieję, że pandemia minie i wrócę do mojego dawnego życia”. A nadzieja w formie czynnej jest twórcza: „OK, jest pandemia, mam nadzieję, że minie, ale ja już coś zacznę robić: dostosuję się do nowej sytuacji, zaszczepię się, zrobię cokolwiek. Wyjdę temu naprzeciw”.
4.
– Zrobiłam podsumowanie zeszłego roku i wyszło mi, że obiektywnie wszystko jest do dupy. Całe życie w gruzach – mówi Monika. Po rozstaniu z prawie mężem, postawiła na przelotne znajomości. Tu jakiś kolega, tam jakiś kochanek, wszystko płynne, chaotyczne. Po stracie pracy, postanowiła zostać freelancerką i nawet nieźle jej się żyło ze zleceń. Ale znów był chaos. Czasem pracowała do trzeciej nad ranem, niedosypiała. Wszystko się rozregulowało.
– Postanowiłam zacząć od drobnych rzeczy – mówi. – Pobudka codziennie o siódmej trzydzieści. Potem pół godziny biegania i zdrowe śniadanie. Obiecałam sobie, że jeśli uda mi się to utrzymać przez dwa miesiące, zacznę do tego dokładać nowe rzeczy: powrót na treningi, szukanie stałej roboty. No i wycofałam się ze wszystkich pół-relacji. Trzymałam się ich tylko dlatego, żeby nie czuć się samotna. A i tak byłam.
– I co? Jest nadzieja, że będzie lepiej?
– Czasem się pojawia. Właśnie przez takie drobne pierdoły. Zrobiłam sobie plan minimum. Jak zacznie wychodzić, będę miała na czym budować. I będę miała mały sukces. Wszystko, co mogło mi się zawalić, zawaliło się w 2020. Teraz już musi być z górki.
Krzysiek też stawia na małe sukcesy. Nie pije od prawie pół roku. Dużo i mało. Najgorzej, że wszystko pozamykane, nie ma gdzie pójść. Człowiek zostaje sam z myślami.
– I myśli: że samotność, że połamane życie, wszystko nie tak. Czasem w głowie zostaje tylko myśl, że najlepiej by to było zakończyć. Ale jak już jest naprawdę źle, pojawia się coś innego, wspomnienie tego młodego gościa, którym kiedyś byłem, dzieciaka jeszcze. To był fajny dzieciak, radosny, towarzyski, uparty. Staram się o nim pamiętać jak najczęściej. Bo przecież on cały czas we mnie jest. Trzeba go tylko poszukać. On chyba umie być szczęśliwy.
Tymczasem Przemek wciąż rozsyła CV gdzie się da i też ma nadzieję, że 2021 będzie lepszy. A nawet jeśli nie, to szalony 2020 dał mu ważną życiową lekcję. – Jaką? – Przemek uśmiecha się z przekąsem. – Że nawet, jeśli wszystko stanie na głowie, to ostatecznie sobie poradzę. Ze wszystkim.
Czytaj również: Efekty pandemii? Mniej dzieci będzie się rodzić, młodzi ludzie dłużej pozostaną singlami i wróci nierówność płci
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS