Jest w tym coś przerażającego. W tym szczepieniu się poza kolejką. Owszem, istnieje zagrożenie, strach, a nawet lęk przed utratą życia, ale pod koniec 2020 r. i na początku 2021 r. wydawać by się mogło, że instynkty daje się jakoś okiełznać. Przede wszystkim przez oswojenie kulturowe (lektury, filmy, świadectwa) i odniesienie do różnych dramatycznych, strasznych wydarzeń w przeszłości.
To powinno wystarczyć, żeby sobie uświadomić, iż minęły czasy, gdy trzeba walczyć tylko o przetrwanie. Okazuje się, że instynkty i dość prosty darwinizm są silniejsze od kulturowego bagażu. I to przede wszystkim w wypadku ludzi niejako zawodowo kulturą się zajmujących.
Mamy matkę: aktorkę, reżyserkę, właścicielkę teatrów. Myśli o sobie, ale też o córce. A jak o córce, to i o jej ojcu. A może też o synach, gdyby to tylko było technicznie możliwe. Mamy weterana polityki, który oczywiście z powodu wieku myśli o sobie, ale też o żonie. A może jeszcze o jedynej wnuczce. Mamy menedżera telewizji: chce zadbać o siebie, ale też o młodszą o 25 lat partnerkę. A może też o synów, gdyby to tylko było technicznie możliwe. Podobnie jak jeszcze starszy mężczyzna będący założycielem tej samej telewizji. On też ma żonę, dzieci. I zrobiłby dla nich wszystko, gdyby to tylko było technicznie możliwe. Mamy kobietę zawodowo żyjącą z propagowania ćwiczeń poprawiających kondycję, sylwetkę i generalnie prozdrowotnych. Przeszła covid-19, ale boi się o przyszłość. A także o swego męża.
Poza najbliższą rodziną są jeszcze przyjaciele. Funkcjonujący niczym rodzina. Dlaczego nie pomyśleć o nich tak jak o rodzinie? Otworzyło się okienko przetrwania, trzeba z niego skorzystać. Bo może być za późno. Nic wielkiego się nie stanie, gdy niewielka w sumie grupa skorzysta z przywilejów. W naturze też bywają szczęściarze, których przez zbieg okoliczności silniejszy nie pożre albo jakaś choroba nie zabije. Świata to nie zmieni, ale pojedyncze osobniki uratuje. W wypadku ludzi do instynktu przetrwania dochodzi jeszcze świadomość. I moralność.
Ale czy faktycznie dochodzi świadomość i moralność? Czy te wszystkie tłumaczenie post factum nie są tylko klajstrowaniem świadomości i uspokajaniem sumienia? A może nawet tego nie ma, jeśliby uprzywilejowani uwierzyli w swoją wyjątkowość i prawo do szczególnej ochrony. Krętactwa w tłumaczeniach zdają się to potwierdzać. Te tłumaczenia nie są zresztą ważne, skoro to miała być tajemnica. Wypaplali tylko ci nieliczni, którzy zwykle paplają. Reszcie trzeba było fakty wydzierać z gardeł, a i to pełno w tym przemilczeń oraz naiwnych usprawiedliwień.
Gdyby w tym samym czasie wielu pomyślało tylko o sobie próbując oszukać los czy zasady, szybko doszlibyśmy do totalnego chaosu oraz dominacji nagiego instynktu. Drapieżnej, czysto biologicznej walki o byt. Cała kultura poszłaby w kąt, bo liczyłoby się tylko przeżycie. Podobnie z moralnością. Zresztą odstępstwa od porządku i zasad zawsze zaczynają się od drobnych zakłóceń, od wyjątków, a potem jest lawina. Bo biologia na żadne kulturowe ograniczenia i hamulce się nie ogląda.
Na przełomie lat 2020-2021 nie można udawać naiwnego ani „rżnąć głupa”. Ludzie kultury, elita doskonale powinni przecież znać opowiadania Tadeusza Borowskiego, choćby zbiory „Pożegnanie z Marią” czy „Kamienny świat”. Powinni pamiętać o tym, że walcząc tylko o byt, przystosowujemy się do każdej rzeczywistości, choćby redukowało nas to do organizmu. U Borowskiego jest nawet gorzej: podejmując walkę o przeżycie, często zgadzamy się na uczestnictwo w zbrodni, nawet jeśli biernie. Podobne doświadczenia przekazał nam Primo Levi („Czy to jest człowiek”, „Pogrążeni i ocaleni”). A jeszcze dochodzi doświadczenie z systemu sowieckiego. Najpierw Gustawa Herling-Grudzińskiego („Inny świat”), a potem m.in. Aleksandra Sołżenicyna („Jeden dzień Iwana Denisowicza”, „Krąg pierwszy”, „Oddział chorych na raka”, ”Archipelag GUŁag”).
Pandemia jest groźna, ale to nie stwarza przesłanek do tego, by odzierać się z człowieczeństwa. Aby darwinizm i biologia niweczyły cały kulturowy i etyczny bagaż. A co by było w sytuacjach znacznie groźniejszych? Kompletna dehumanizacja i powrót „człowieka zlagrowanego”? Dajmy sobie spokój z tymi dziecinnymi, naiwnymi czy tylko krętackimi tłumaczeniami. Kiedy górę bierze tylko instynkt przetrwania, choćby w błahej z punktu widzenia procesów historycznych sprawie zaszczepienia się na specjalnych zasadach, kulturowy bagaż wali się w gruzy. Podobnie jak ten etyczny. I w jakimś sensie upada człowieczeństwo, choćby chodziło o przeżycie. I choćby skala egoizmu była niewielka, a więc pomijalna. Tylko że to jest wypuszczanie dżina z butelki. Dlatego nie warto tego bagatelizować, a już tym bardziej usprawiedliwiać, a wręcz uznawać za słuszne i należne.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS