A A+ A++

To, że udało się uratować branżę turystyczną przed falą druzgoczących rynek bankructw nie oznacza, że nasze problemy minęły – mówi prezes Polskiej Izby Turystyki Paweł Niewiadomski.

Rok 2020 odszedł do historii. W turystyce miał być kolejnym rokiem wzrostu, sukcesu, zysku. Tymczasem nazwanie go okropnym lub strasznym będzie eufemizmem. Branża zapamięta go jako rok zapaści. Firmy i pojedynczy przedsiębiorcy jeszcze długo będą leczyć rany, jakie zadał im kryzys wywołany koronawirusem.

Ale, jak to zwykle bywa, trudności są też często szansą na zmiany, na zdobywanie nowych umiejętności, na spojrzenie z boku na swój biznes i życie. Pytamy menedżerów branży turystycznej, jaki to był rok* dla nich zawodowo i prywatnie. Co uznają za sukces, a co za porażkę?

Dzisiaj rok 2020 podsumowuje Paweł Niewiadomski, prezes Polskiej Izby Turystyki (PIT), prezes Organizacji Związków Biur Podróży i Agentów Turystycznych Unii Europejskiej (ECTAA), właściciel łódzkiego biura podróży Holiday Tours, specjalizującego się w dalekich kierunkach.

-Tak złego roku dla branży turystycznej i dla Polskiej Izby Turystyki jeszcze nie było. Rok ciągłego stanu alertu, który powoduje, że od dziewięciu miesięcy branża turystyczna czuje się jak zawodnik na bieżni, przed którym co chwila niespodziewanie wyrastają przeszkody.

Muszę przyznać, że nawet w marcu, kiedy koronawirus zaatakował Włochy i rozmawiałem o tym z kolegą z tamtejszej federacji, Alberto Cortim, nie zdawałem sobie sprawy z rozmiaru katastrofy, którą może przynieść. Włosi już wtedy byli załamani sytuacją, a Corti ostrzegł mnie, że kryzys obejmie szybko całą Europę. Jeszcze wtedy wierzyłem, że tak nie będzie, chociaż już pod koniec lutego spotkałem się z sekretarzem stanu w Ministerstwie Rozwoju Andrzejem Gutem-Mostowym i mówiłem mu, że mamy problem i to poważny.

Na początku marca, w Berlinie – mimo że odwołano targi ITB [miały się odbywać od 4 do 8 marca – red.] pojechałem tam na spotkania, ale też po to, by dać sygnał, że nie należy sytuacji dramatyzować – zacząłem konsultować z kolegami z Europy strategię postępowania. W tym, co przekazywać opinii publicznej, zastanawialiśmy się na przykład, czy należy mówić, że podróżowanie jest bezpieczne. Jeszcze wtedy nie wyobrażaliśmy sobie, że od 13 marca będą zamknięte granice.

Potem, jak wiemy, było tylko gorzej. Zaczęła się procedura powrotów klientów biur podróży z miejsc, w których wypoczywali, bo zaplanowane loty z Europy i spoza niej były wstrzymane. ECTAA koordynowała inicjatywy różnych przelotów w tym dla Polski. Mierzyliśmy się z problemami jak na przykład powrót turystów z Sudanu.

PIT inicjował, PIT negocjował

Jednocześnie szukaliśmy rozwiązań, które pozwoliłyby nie dopuścić do zdestabilizowania rynku turystyki zagranicznej. Przypomnijmy, że zgodnie z prawem europejskim, w tym polską ustawą o imprezach turystycznych, obowiązywał przepis o konieczności zwrócenia klientom pieniędzy w ciągu 14 dni. Mało który touroperator by to przetrzymał. Gdyby zaczęła się fala bankructw, ludzie straciliby zaufanie do całej branży, a reasekuratorzy nie chcieliby więcej ubezpieczać gwarancji dla organizatorów turystyki.

Byłem wtedy w Brukseli i zrobiliśmy w ECTAA burzę mózgów i wtedy pojawiła się koncepcja przesunięcia terminu wypłat, a jednocześnie zaoferowania klientom voucherów. Od razu trzeba też było rozstrzygnąć, jak vouchery objąć gwarancjami, żeby w razie upadku touroperatora, klient jednak nie został z kwitkiem w ręku.

Od razu wtedy też zrodziła się idea obniżenia sum gwarancyjnych.

Na bieżąco badaliśmy również, jak na te propozycje zareaguje Komisja Europejska.

Gehenna i satysfakcja

Kolejne kroki milowe, jakie wykonywała Izba, to było zgłoszenie konkretnych rozwiązań zmierzających do odmrażania turystyki młodzieżowej i szkolnej, a potem lotniczej.

Wszystko to trzeba było spisać jako koncepcje, potem jako konkretne rozwiązania. Wynegocjować ze stroną rządową ich zaaprobowanie i włączenie do procesu legislacyjnego. Mnóstwo konsultacji, mnóstwo analiz, mnóstwo negocjacji – w różnych gremiach i układach personalnych. Z wykorzystaniem niemal dzień i noc wszystkich form kontaktowania się – od spotkań osobistych, poprzez maile i rozmowy telefoniczne, aż do telekonferencji i zoomów.

Muszę przyznać, że ówczesna pani wicepremier i minister rozwoju Jadwiga Emilewicz była otwarta na rozmowę, chociaż nie zawsze były to łatwe rozmowy. Ale kiedy już przekonała się do jakichś argumentów i coś zadeklarowała, to dotrzymywała ustaleń. Łącznie z poprawieniem w tarczy 6.0 tarczy 5.0, czyli dopisaniem pomocy dla pominiętych wcześniej organizatorów turystyki.

Wyjątkowe czasy wymagały wyjątkowych działań. Co mnie szczególnie cieszy, to zaangażowanie się w nie osób, które poczuły się odpowiedzialne za powodzenie wszystkich naszych starań. Wiele osób wsparło nas merytorycznie, a jeszcze więcej moralnie. Nie da się wszystkich wymienić, wspomnę tylko wiceprezesa Itaki, a od września także wiceprezesa PIT, Piotra Henicza.

Z jednej strony gehenna, zdenerwowanie, napięcie, a z drugiej wielka satysfakcja, kiedy udało się realizację jakiegoś kolejnego naszego postulatu wywalczyć. Środowisko turystyczne często nie zdaje sobie sprawy, że za niektórymi rozwiązaniami stoją tygodnie tłumaczenia zawiłości i interdyscyplinarności turystyki, przekonywania, lobbowania. Niektórym wydają się one oczywiste, tymczasem, gdyby nie starania PIT, nawet nie przyszłyby rządzącym do głowy.

Wybraliśmy własną drogę

Kryzys postawił branżę turystyczną przed nową sytuacją. Jak nigdy dotąd potrafiła się ona zjednoczyć w wyrażaniu swoich podstawowych postulatów. Mam tu na myśli powołanie zespołu antykryzysowego przy Ministerstwie Rozwoju. Szybko okazało się jednak, że poszczególne podmioty różnie widzą drogi dochodzenia do ustaleń z władzami. Uznaliśmy, że nasz sposób spokojnych, ale konsekwentnie drążących problem i popartych analizami rozmów, bardziej nam odpowiada niż zachowania radykalne, chociaż może efektownie komunikowane.

Poszliśmy swoją drogą, tym bardziej, że poszczególne sektory branży (na przykład przemysł czasu wolnego) zorientowały się, że różnią nas też cele. Nie żałuję tego, wręcz odwrotnie – uważam, że wybraliśmy właściwy sposób postępowania. Wyjmowanie rewolweru na początku rozmowy i wywijanie nim podczas niej to najgorszy sposób na prowadzenie negocjacji wymagających rozumienia realiów politycznych kraju, znajomości procesu decyzyjnego i legislacyjnego.

W tym czasie powstały inne organizacje, skupiające przedstawicieli branży. Nie traktuję ich jednak jak konkurencji, raczej jak uzupełnienie rynku – powstały, bo było na nie zapotrzebowanie. PIT wcale nie chce przypodobać się wszystkim, to nie konkurs piękności. Przedstawiciele branży mogą teraz wybrać, z kim będą się czuli bezpieczniej w trudnych czasach, gdzie zyskają więcej wiedzy i wsparcia. Wszystkim organizacjom życzę powodzenia.

Rynek nie poległ

Wszystkie przyjęte przez rząd rozwiązania, służące branży turystycznej, albo wyszły z PIT, albo PIT był ich współautorem. Dzięki temu do tej pory ten rynek nie poległ. Najlepszy przykład – na początku kryzysu panowało powszechne przekonanie, sam je podzielałem, że wiele firm się nie utrzyma. Tymczasem, jeśli chodzi o touroperatorów, to niewypłacalność ogłosiło zaledwie ośmiu z nich, i były to niewielkie, lokalne firmy.

Utrzymanie status quo na tym rynku to największy sukces minionego roku. Korzystny dla samych touroperatorów, ale także dla agentów turystycznych i klientów. Pierwsi i drudzy utrzymali miejsca pracy, a ci ostatni, prędzej czy później, odzyskają pieniądze i wyjadą na zaplanowane, chociaż przesunięte w czasie, wakacje. To naprawdę niska cena, jak na kryzys, który spadł nagle na świat.

Mówię tu stricte o rozwiązaniach branżowych. Lobbowaliśmy też silnie na rzecz pomocy państwa dla przedsiębiorców w ich bieżących kosztach utrzymania biznesów. Mam na myśli umorzenie składek ZUS, postojowe, mikropożyczki i dopłaty do wynagrodzeń. Mam wrażenie, że była to pomoc chaotyczna, bez jednej wyraźnej koncepcji, a na pewno w zbyt małym rozmiarze, a więc niewystarczająca, nie mówiąc o tym, że z niewiadomego powodu pominęła niektórych przedsiębiorców. Dotąd przecież jest problem pomocy dla jednoosobowych działalności gospodarczych, tak zwanych samozatrudnionych, i dla spółek niezatrudniających pracowników.

Na forum Unii Europejskiej zajmowałem się tym, żeby Komisja Europejska dopuściła pomoc publiczną dla turystyki.

Osobny wątek to ujednolicenie w całej Unii Europejskiej ograniczeń w podróżowaniu i warunków sanitarnych, jakim poddani mają być turyści. Unifikację udało się uzyskać w transporcie lotniczym, ale już w autokarowym – nie. W jednych krajach wolno zapełnić autokar w połowie, w innych 67 procent (Grecja) lub cały.

Apelowaliśmy też o zrezygnowanie z nakładania kwarantanny na podróżnych, którzy przedstawią negatywny wynik testu na koronawirusa. Tego na poziomie całej Unii, w tym w Polsce nie przyjęto.

Porządkowanie firmy

Jeśli chodzi o moją własną firmę, to jak wiele innych miała spadki nawet 90-procentowe. To był najgorszy rok w dwudziestoośmioletniej historii mojej firmy. Mam nadzieję, że już nigdy coś podobnego się nie powtórzy.

Ponieważ jest to jednak małe biuro podróży, a przy tym było zabezpieczone wynikami finansowymi z lat poprzednich, miało mniej problemów z dopasowaniem się do kryzysu.

Wykorzystałem ten moment zawieszenia do porządkowania i archiwizowania dokumentów, na co zawsze brakowało czasu. Przyjrzałem się też strukturze kosztów i ograniczyłem wydatki.

Niestety, musiałem odłożyć pełne wdrożenie dwóch dużych, przygotowywanych od miesięcy, projektów cyfryzacyjnych. W nowym roku wrócę do nich, liczę nawet, że pomogą mi szybciej rozwinąć działalność do dawnych rozmiarów. Bliski uruchomienia był te … czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułJak często zmieniasz gąbkę do naczyń? Zdecydowanie za rzadko!
Następny artykułSOK Suwałki: ONLINE | Koncert noworoczny ze Zbigniewem Wodeckim