5 stycznia na cmentarzu w Jerzwałdzie (warmińsko-mazurski) zostanie pochowany malarz pejzażysta Alfons Kułakowski. Urodzony na Ukrainie, kształcony w Ałma-Acie i Leningradzie jako repatriant przyjechał do Polski w 1997 roku. O sobie mówił, że kilka razy zaczynał życie, musiał pogodzić się m.in. z utratą w pożarze ponad 6 tys. swoich obrazów.
Alfons Kułakowski zmarł 28 grudnia 2020 roku. Ostatnie lata życie spędził w Olsztynie, gdzie mieszkał i malował. Rodzina zmarłego poinformowała, że ceremonia pogrzebowa rozpocznie się we wtorek mszą pogrzebową w kościele w Zalewie, a następnie artysta zostanie pochowany na małym cmentarzu w Jerzwałdzie.
Moje obrazy są odbiciem szczerego odczucia świata. Kiedy maluję w plenerze, oddaję przebudzenie krajobrazu, w obrazie powinna być i poezja, i muzyka, i architektura. Trzeba być optymistą i odczuwać radość. Inaczej nie można, Pan Bóg podarował życie i trzeba się cieszyć
— mówił o sobie Alfons Kułakowski, który przyznawał, że co najmniej trzy razy zaczynał życie od początku.
Urodził się 9 maja 1927 r. w Osiczynie niedaleko Berdyczowa na dzisiejszej Ukrainie, ale gdy miał kilka lat, jego rodzina została przymusowo przesiedlona do Bakczaru na Syberii. W 1944 r. uciekł z zesłania. W 1945 r. został przyjęty od razu na II rok uczelni malarskiej w Ałma-Acie. W 1953 r. przeniósł się do Samary, a w 1958 został przyjęty do Związku Plastyków ZSRR. Wystawiał prace w Moskwie, Leningradzie, Ałma-Acie, Kazaniu, Saratowie.
W 1997 roku Alfons Kułakowski wraz z bratem Mieczysławem, jego żoną i córką, jako repatrianci przyjechali do Polski. Zamieszkali w niewielkiej wsi Witoszewo koło Zalewa w okolicach Iławy.
Szefowa Towarzystwa Miłośników Ziemi Zalewskiej Krystyna Kacprzak powiedziała PAP, że Kułakowski nie był zżyty z sąsiadami, ale uczestniczył w życiu lokalnej społeczności np. przekazując obrazy, które były licytowane na lokalnych aukcjach charytatywnych.
„Miał duży samochód, taki jakby kempingowy i często jeździł nim na wycieczki po okolicy. Robił zdjęcia, szkice do obrazów”
— opowiedziała Kacprzak i dodała, że Kułakowski miał bardzo dobrą pamięć do ludzi, do twarzy.
„Kiedyś przypomniałam się jemu, przy jakiejś okazji z zapytaniem, czy mnie pamięta… Obruszył się, że jakże, że oczywiście! Było to bardzo miłe, taka uważność. Podobało mi się jego motto życiowe, że po kolejnych nieszczęściach rozpoczyna nowe życie”
— powiedziała PAP Kacprzak i dodała, że „chyba po prostu to był silny człowiek”.
Kułakowski przez wiele lat mieszkał i malował w Witoszewie, a jego obrazy, pełne kolorów, radości, pasji, cieszyły się wielkim uznaniem. W lutym 2009 roku, gdy Kułakowski pojechał na wernisaż wystawy swoich prac do Brukseli, w Witoszewie spłonął jego dom, a w nim ponad 6 tys. jego obrazów. Mimo że Kułakowski miał wówczas 82 lata, stwierdził, że zacznie życie po raz kolejny i na nowo rozpoczął malowanie. Ostatnie lata spędził w Olsztynie, gdzie mieszkał, malował i opiekował się obłożnie chorym starszym bratem Mieczysławem. Mieczysław zmarł we wrześniu 2019 roku, a malarz przyznawał, że bardzo tęskni za bratem.
„On żyje w swoim własnym świecie, jest jakby nieobecny, ale odpowiada zawsze celnie i zaskakująco. Dowcipny, ale nie zabawny. Wiekowy, ale nie stary. Czasami wyrzuci z siebie parę słów, pozornie nie związanych ze sobą, ale kiedy już zaistnieją w wibrującym powietrzu, to zachodzi między nimi alchemiczna reakcja, w wyniku której tworzy się głęboki sens. (…) Ma swoje zdanie, ale się go nie trzyma. (…) Maluje kilkadziesiąt obrazów naraz, ale nikt go nie widział podczas malowania”
— napisał Leszek Możdżer w zapowiedzi wystawy prac Kułakowskiego „Jestem z Warmii i Mazur”. Wystawa ta w marcu 2020 roku była prezentowana w Galerii Elektor w Warszawie.
PAP
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS