A A+ A++

Zaledwie czternaście punktów po czternastu ligowych kolejkach. Tylko jedno zwycięstwo w dziesięciu ostatnich meczach w Premier League. Średnia goli poniżej jednego trafienia na spotkanie. Wreszcie – katastrofalne, piętnaste miejsce w tabeli. Tylko cztery oczka przewagi nad strefą spadkową. Co tu dużo mówić, na finiszu 2020 roku londyński Arsenal znajduje się w sytuacji wręcz dramatycznej, a nad głową Mikela Artety kłębią się czarne chmury.

Historyczne derby

Dzisiaj o 18:30 „Kanonierzy” podejmą u siebie Chelsea w ramach derbów Londynu. Jak zauważyli dziennikarze The Athletic, może się okazać, że będzie to mecz o historycznym znaczeniu. Jeżeli The Blues zwyciężą, zrównają się z Arsenalem punktami w tabeli wszech czasów Premier League. W zestawieniu obecnie prowadzi rzecz jasna Manchester United z wciąż znaczną przewagą nad resztą stawki), a drugi jest właśnie Arsenal (2025). Ekipa ze Stamford Bridge do rywali zza miedzy traci równo trzy oczka. To wręcz nie do uwierzenia, jeśli cofniemy się wspomnieniami do 2004 roku. „Kanonierzy” zgarnęli wówczas mistrzostwo kraju bez ani jednej porażki w lidze i był to dla nich już trzeci tytuł w erze Premier League. Przystępując do sezonu 2004/05 podopieczni Arsene’a Wengera mieli na swoim koncie 863 punkty w tabeli wszech czasów. Chelsea – zaledwie 744.

Londyńskie kluby dzieliła wówczas przepaść.

CHELSEA POKONA DZIŚ ARSENAL? KURS: 1,98 W TOTOLOTKU!

Choć samo zestawienie wszech czasów ma charakter czysto ciekawostkowy, to jednak sporo nam mówi o tym, jaką drogę przebył Arsenal w ostatnich kilkunastu latach. Mianowicie – drogę ze szczytu wprost w odmęty przeciętności.

tabela wszech czasów Premier League (screen: worldfootball.net)

Ten sezon uwydatnia wszechogarniające średniactwo „Kanonierów” jak jeszcze żaden wcześniejszy.

Arteta się broni

Co paradoksalne, rozgrywki zaczęły się  dla „Kanonierów” w sumie całkiem przyzwoicie. Arsenal wygrał z Fulham i West Hamem, potem pokonał także Sheffield United. Po drodze była wprawdzie również porażka w konfrontacji z Liverpoolem, no ale oberwać od The Reds to przecież żaden wstyd. Mówimy o obrońcach tytułu i głównych kandydatach do triumfu również w bieżących rozgrywkach. Później Arsenal przegrał też z Leicester oraz Manchesterem City, lecz odkuł się na Old Trafford, zwyciężając z Manchesterem United. Podsumowując – siedem ligowych meczów, cztery zwycięstwa, trzy porażki. W plecy tylko z ekipami ze ścisłej czołówki, żadnych głupich wpadek. Nie było powodów do wielkiego niepokoju.

A wtedy zaczął się koszmar:

  • (8.11.2020) 0:3 z Aston Villą (D)
  • (22.11.2020) 0:0 z Leeds United (W)
  • (29.11.2020) 1:2 z Wolverhamptonem (D)
  • (6.12.2020) 0:2 z Tottenhamem (W)
  • (13.12.2020) 0:1 z Burnley (D)
  • (16.12.2020) 1:1 z Southamptonem (D)
  • (19.12.2020) 1:2 z Evertonem (W)

Po prostu dramat. Manager „Kanonierów” próbuje się jednak bronić podczas konferencji prasowych. Twierdzi, że jego drużynę prześladuje pech i brak skuteczności, powołuje się na model xG (spodziewanych goli), wedle którego Arsenal powinien punktować znacznie lepiej. I rzeczywiście, w tabeli ustalanej na bazie tego właśnie współczynnika londyńczycy plasują się na jedenastym miejscu. Jak mawia klasyk: niewiele lepiej, ale lepiej.

tabeli Premier League wedle współczynnika xPTS (screen: understat.com)

Rodzi się zatem pytanie – czy kolejne potknięcia Arsenalu rzeczywiście są efektem błędów taktycznych Artety, czy może mamy jednak do czynienia z mieszaniną pecha i zwyczajnego partactwa ze strony ofensywnych zawodników?

Statystyki strzeleckie poszczególnych piłkarzy nie powalają na kolana. Najskuteczniejszym snajperem Arsenalu w Premier League jest Alexandre Lacazette – autor trzech trafień. Trzeba jednak dodać, że Francuz cały swój dorobek skompletował na przestrzeni pierwszych trzech kolejek ligowych, a potem już drogi do siatki nie znalazł, a Arteta często w ogóle nie wystawiał go w pierwszym składzie „Kanonierów”. Również trzy gole na swoim koncie zapisał Pierre-Emerick Aubameyang, regularnie wystawiany przez Artetę na skrzydle. Dwie bramki w dorobku ma Nicolas Pepe, po jednej strzelili Eddie Nketiah oraz Bukayo Saka. Ach, no i dwa ligowe trafienia zanotował Gabriel – środkowy obrońca The Gunners.

Bez choćby jednego gola pozostają tacy gracze jak Willian, Dani Ceballos czy Ainsley Maitland-Niles. Gromy sypią się zwłaszcza na głowę tego pierwszego, ponieważ doświadczony Brazylijczyk tylko w lidze rozegrał już blisko 900 minut, a oddał jak dotąd ledwie jeden strzał światło bramki. Niewiele jak na gościa, któremu zagwarantowano na Emirates Stadium tygodniówkę na poziomie 220 tysięcy funtów.

REMIS ARSENALU Z CHELSEA? KURS: 3,55 W TOTALBET!

Arteta z pewnością nie jest w całej tej kryzysowej sytuacji niewiniątkiem. Weźmy choćby wymienione wyżej starcie z Tottenhamem. Arsenal w derbach północnego Londynu przegrał 0:2 i – wbrew retoryce Hiszpana, który narzekał na niesprawiedliwy rezultat – była to porażka zasłużona. Spurs mieli pełną kontrolę nad meczem. A że to „Kanonierzy” nabili sobie wyższy współczynnik xG? Cóż, ekipa „Kogutów” nie miała przecież powodu, by szarżować i forsować tempo. Szybko wyszła na prowadzenie, jeszcze przed przerwą trafiła do siatki na 2:0. W drugiej odsłonie spotkania Spurs oszczędzali siły, a Arsenal nabijał sobie statystyki akcjami, z którym summa summarum niewiele wynikało.

„Kanonierzy” w ofensywie są zdecydowanie zbyt statyczni. Ich głównym (by nie powiedzieć, że jedynym) sposobem na sforsowanie defensywy przeciwnika jest nieustanne centrowanie w pole karne. Na ten moment Arsenal ma na swoim koncie 208 dośrodkowań w Premier League – to trzeci wynik w lidze, za Aston Villą i Leeds United. I teraz ciekawostka – w czołowej piątce najczęściej dośrodkowujących drużyn angielskiej ekstraklasy plasują się także Brighton i Fulham. Co łączy całą tę zgraję? Spójrzmy:

  • Leeds United – 218 dośrodkowań – xPTS 18,50 (+ 1,50)
  • Aston Villa – 212 dośrodkowań – xPTS 23,65 (+ 1,65)
  • Arsenal – 208 dośrodkowań – xPTS 18,84 (+ 4,84)
  • Brighton – 196 dośrodkowań – xPTS 22,40 (+ 10,40)
  • Fulham – 196 dośrodkowań – xPTS 16,17 (+ 6,17)

Zespoły, które swoją ofensywną taktykę opierają w dużej mierze na dośrodkowaniach, są według modelu xG docenione znacznie bardziej niż w rzeczywistości. Jednak „test oka” każe powątpiewać w te wyliczenia, czego dowodzi choćby przykład przegranego starcia Artety z Mourinho.

Mikel Arteta

Arteta prowadzi Arsenal od roku (dokładnie dzisiaj mamy rocznicę pierwszego meczu Hiszpana w roli managera The Gunners) i wciąż nie zdołał sprawić, by jego drużyna nacierała na przeciwników w sposób zróżnicowany. Spójrzmy choćby na ostatni mecz „Kanonierów”, czyli porażkę 1:4 z Manchesterem City w Pucharze Ligi Angielskiej (EFL Cup). Dani Ceballos i Mohamed Elneny, którzy odpowiadali za centralną część boiska w ustawieniu 3-4-3, nie oddali na bramkę „Obywateli” ani jednego strzału. Wahadłowi i boczni napastnicy z wyjściowej jedenastki – Cedric Soares, Joseph Willock, Gabriel Martinelli, Ainsley Maitland-Niles – uciułali w sumie jedno uderzenie, zresztą niecelne.

Można się oczywiście czepiać Lacazette’a i Aubameyanga, że ich dorobek strzelecki wygląda mizernie. Ale przecież nie ma w futbolu takiego przepisu, że do siatki muszą trafiać wyłącznie napastnicy. Tymczasem druga linia Arsenalu stanowi minimalne zagrożenie dla przeciwników, a to między innymi dlatego, że podopieczni Artety w ogóle nie potrafią atakować przez środek boiska. Z uporem godnym lepszej sprawy przenoszą piłkę w boczne sektory, co oczywiście nie jest złym pomysłem z zasady, lecz jeśli jest pomysłem jedynym, staje się zbyt czytelne.

Czas na zmiany?

Arsenal zajmuje też obecnie przedostatnie miejsce w lidze, jeżeli chodzi o próby ataku na rywali pressingiem. Słabszy pod tym względem jest tylko… Manchester City. Co ładnie podkreśla, od kogo Arteta czerpał przez lata swoje taktyczne inspiracje. Szkopuł w tym, że podopieczni Pepa Guardioli wymieniają średnio 683 podania na mecz ze skutecznością 87%. U „Kanonierów” jest to średnio o przeszło 120 podań mniej, na dodatek przy niższej precyzji (83%). Gracze City posyłają też w każdym spotkaniu średnio 50 piłek w tak zwaną finałową tercję, czyli w obszar boiska najbardziej zbliżony do bramki przeciwnika. Zawodnicy Artety zagrywają takich piłek o siedemnaście mniej. A już zupełnie fatalnie Arsenal wygląda pod względem liczby kluczowych podań – średnio 7,3 na mecz, tylko cztery kluby angielskiej ekstraklasy są pod tym względem gorsze.

„Mikel Arteta był częścią jednego z najbardziej niesamowitych i utytułowanych zespołów w historii angielskiej piłki. Ten sukces nie byłby możliwy bez niego. Aby coś zbudować, potrzebujesz czasu. Tak jak w moim pierwszym sezonie pracy”

Pep Guardiola po zwycięstwie 4:1 nad Arsenalem

Nawet jeśli zatem uznamy, że Arteta próbuje poukładać Arsenal na wzór The Citizens, to na razie jest bardzo daleko od zrealizowania tego ambitnego celu. No i trzeba pamiętać, że Guardiola na Etihad Stadium dostał nie tylko czas i zaufanie, ale również niebagatelne wzmocnienia, których łączny koszt idzie już właściwie w miliardy funtów. „Kanonierzy” także w ostatnich latach dokonywali dużych transferów, żeby wymienić choćby Thomasa Parteya (45 milionów funtów) czy Nicolasa Pepe (73 miliony), ale nie można tego porównywać z szaleństwami „Obywateli”. Poza tym, Arsenal jako klub niegwarantujący występów w Lidze Mistrzów stanowi znacznie mniej atrakcyjny kierunek dla gwiazd.

Rodzi się zatem pytanie – czy „projekt Arteta” ma w ogóle sens? Czy Hiszpan w najbliższym czasie nie tylko zdoła utrzymać posadę, lecz otrzyma również od władz klubu takie wzmocnienia, jakie sobie wymarzy? Czy ma stuprocentowe poparcie zarządu?

ARSENAL WYGRA Z CHELSEA? KURS: 3,73 W EWINNER!

Myślę, że ostatni rok był jednym z najtrudniejszych w historii klubu – mówił manager The Gunners, cytowany przez portal kanonierzy.com. – Uważam, że wykonaliśmy duży postęp i zaszczepiliśmy wiele pozytywnych rzeczy, które działały naprawdę dobrze. Przeszliśmy przez zmiany strukturalne, które w oczywisty sposób wstrząsnęły klubem.  (…) Powiedziałbym, że najważniejszymi wydarzeniami w ostatnim roku są dwa zdobyte trofea. Najbardziej rozczarowujące jest to, że nie mieliśmy ze sobą naszych fanów, którzy pomogliby nam przejść przez ten ciężki okres. Myślę, że to mógłby być bardzo pozytywny rok, ale nasza ostatnia forma w Premier League zaprzecza temu, czego dokonaliśmy.

Faktycznie, trofea to jest pewien argument na obronę dotychczasowej kadencji Artety. O ile na Tarczę Dobroczynności można spuścić kurtynę milczenia, bo prestiż tego pucharu jest zwyczajnie znikomy, tak triumf w Pucharze Anglii wypada mimo wszystko docenić. Tym bardziej że Arsenalowi wcale nie dopisało szczęście, jeżeli chodzi o drabinkę. W półfinale „Kanonierzy” pokonali Manchester City, a w finale rozprawili się z Chelsea. Na plus można też Artecie zapisać bezproblemowe przebrnięcie przez fazę grupową Ligi Europy.

Choć trudno się też przesadnie zachwycać zwycięstwami nad Dundalk czy Molde.

faza grupowa Ligi Europy 2020/21 (screen: uefa.com)

Lista grzechów, jakie wypomina się managerowi Arsenalu, jest jednak znacznie dłuższa niż spis jego dotychczasowych sukcesów.

Arteta jest obwiniany nie tylko o słabe wyniki. To rzecz oczywista. Zarzuca się mu również małą elastyczność taktyczną, nieumiejętność dopasowana stylu gry do największych gwiazd zespołu. Poza tym, kibice i dziennikarze oczekiwali, że Hiszpan odważnie postawi na młodych zawodników, tymczasem w wyjściowej jedenastce „Kanonierów” regularnie pojawiają się choćby Mohamed Elneny (28 lat), Willian (32), David Luiz (33), Shkodran Mustafi (28) czy też Cedric Soares (29). Większość z nich nie tylko nie ma potencjału sprzedażowego, ale jest też w fatalnej formie. Inni natomiast odwracają kota ogonem i mają pretensje do trenera londyńskiej ekipy, że pochopnie przekreślił Mesuta Oezila oraz Sokratisa Papastatopulosa, choć obaj mogliby jeszcze coś wnieść do zespołu, gdyby tylko Arteta zdołał się z nimi dogadać.

Nie pamiętam gorszej drużyny Arsenalu – dorzucił swoje trzy grosze Jens Lehmann. – Aktualnie ten zespół nie ma żadnego stylu. Nie wiem, dokąd ten projekt zmierza. Myślę, że kibice zdążyli już zatęsknić za Wengerem. Pod jego wodzą Arsenal miewał gorsze okresy, ale zawsze grał w określony sposób. Starał się prezentować ładny futbol. Obecnie tego nie widzę.

tabela Premier League 2020/21 (screen: worldfootball.net)

Z drugiej strony, jak się chce uderzyć psa, to kij się zawsze znajdzie.

Łatwo dzisiaj walić w Artetę jak w bęben, kiedy widzi się Arsenal na piętnastej lokacie w tabeli. Stary szelma Sam Allardyce zdążył nawet obwieścić, że traktuje „Kanonierów” jako swoich konkurentów w walce o utrzymanie dla swojego West Bromwich Albion. Trzeba jednak brać poprawkę na to, że problemy londyńskiego zespołu zaczęły się nie rok temu, wraz z zatrudnieniem Hiszpana, ale znacznie wcześniej. Arsenal błądzi od wielu sezonów. Podkreśla to choćby David Ornstein na łamach The Athletic. Spójrzmy na ostatnie lata. Do drużyny „Kanonierów” za naprawdę niemałe pieniądze – czy to mowa o kwotach odstępnego, czy sumach zapisanych w indywidualnym kontrakcie – trafiali tacy gracze jak Thomas Partey (rocznik 1993), Willian (1988), Stephan Lichtsteiner (1984), Cedric Soares (1991), Bernd Leno (1992), Sokratis Papastatopulos (1988), Shkodran Mustafi (1988), Henrich Mychitarian (1989), Alexandre Lacazette (1991), David Luiz (1987), Pierre-Emerick Aubameyang (1989).

Mówimy o piłkarzach wcale nie przyszłościowych, ale bardzo doświadczonych. Często przeżywających swój piłkarski prime time. Ściągano ich więc do Londynu nie po to, by odpalili za pięć lat w ramach długofalowego projektu, lecz zapewnili dobre rezultaty na tu i teraz. A do tej wyliczanki można też dokooptować Mesuta Oezila. Niemcowi zimą 2018 roku zaproponowano taki kontrakt, że chyba nawet w Chinach by tyle nie zarobił.

WILLIAN SIĘ PRZEŁAMIE I STRZELI GOLA CHELSEA? KURS: 4,75 W TOTOLOTKU!

To nie Arteta wpędził Arsenal w taką sytuację kadrową, w jakiej klub znajduje się obecnie.

Na Emirates roi się od piłkarzy, których tygodniówka mogłaby sugerować, że są gwarantami regularnych występów klubu w Champions League, tymczasem nie potrafią nawet w tej chwili zapewnić miejsce w górnej połówce ligowej tabeli. Hiszpańskiemu managerowi można i trzeba wypominać niedociągnięcia taktyczne, lecz prawdzie problemy „Kanonierów” tkwią w kwestiach strategicznych. W klubie regularnie dochodzi bowiem nie tylko do zmian na stanowisku trenerskim, ale i w dyrektorskich gabinetach. Nie ma klarownej wizji rozwoju zespołu, a kolejni dyrektorzy – w tej chwili Edu Gaspar i Vinai Venkatesham – miotają się od ściany do ściany. – Trzeba spojrzeć ponad managera. Na ludzi, którzy dokonują wzmocnień – uważa Graeme Souness. – Mam na myśli liczbę transferów i ich jakość. Jeżeli trener nie dostanie odpowiedniego zespołu, niczego nie zdziała w Premier League. Arsenal musi inwestować w topowych piłkarzy. Mają na to środki.

„Rozmawiałem z ludźmi z klubu i wszyscy mnie zapewniają, że warsztat trenerski Artety jest wspaniały. Trzeba dać mu czas, to w ogóle jeszcze nie jest jego drużyna. Dostał w spadku zawodników, których do Londynu ściągali Emery i Wenger”

David Seaman wsparł Mikela Artetę

Sam szkoleniowiec „Kanonierów” stara się wziąć głosy krytyki na klatę. – Nie wygrywamy meczów, więc krytyka pod moim adresem jest uzasadniona. To, co mogę teraz zrobić, to schylić głowę, pracować jeszcze ciężej i zrobić wszystko, co w mojej mocy, aby się rozwijać – mówił przed dwoma tygodniami. Ale nie ma co ukrywać, że jego sytuacja jest trudna, a stołek pod jego tyłkiem gorący.

Angielscy dziennikarze prześcigają się w wynajdywaniu negatywnych rekordów, jakie zdążył już pobić lub wyrównać Arsenal w sezonie 2020/21 Najgorszy start sezonu w dziejach Premier League. Najgorsze wyniki w lidze od czterdziestu lat. Willian już został przed kilka portali nominowany do jedenastki najgorszych transferów w dziejach Arsenalu. Z kolei golkiper Runar Alex Runarsson, który narozrabiał w ostatnim starciu z City, zapracował sobie nawet na tytuł „najgorszego piłkarza w historii klubu”.

Arsenal FC 1:4 Manchester City (EFL Cup 2020/21)

Czy jest w tym wszystkim sporo przesady? No pewnie, że tak. Jednak im większą niechęcią do Artety będą pałać kibice w związku z beznadziejną pozycją klubu w lidze, tym chętniej działacze „Kanonierów” zetną głowę szkoleniowca, by rozwścieczeni fani nie upomnieli się przypadkiem o ich własne łepetyny. Wprawdzie na razie w oficjalnych wypowiedziach słychać wyłącznie zapewnienia o wzajemnym zaufaniu, lecz już nie takie deklaracje pamięta futbol, które po jednej czy dwóch porażkach lądowały w rozpalonym kominku.

fot. NewsPix.pl

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykuł„Dobry zwyczaj wypożyczaj” – V edycja czytelniczego konkursu plastycznego
Następny artykuł100 najlepszych piłkarzy dekady – cały ranking w jednym miejscu!