Łukasz Kaźmierczak: Kilkanaście godzin zostało do Bożego Narodzenia. Zacznę od pytania, które zapewne w normalnych okolicznościach brzmiałoby śmiesznie, dziś wydaje się zupełnie naturalne: jak będzie u księdza wyglądała pasterka?
Adam Pawłowski: U nas będą cztery pasterki, ze względu na to, że kościół jest niewielki, ażeby dać możliwość uczestniczenia we mszy świętej. Parafianie będą uczestniczyć na tyle, na ile będą mogli. Oprócz tego będzie transmisja mszy o 10 i o 24 w internecie na stronie parafialnej.
„Twitterowy” współbrat księdza, ksiądz Daniel Wachowiak, będzie robił pasterkę w Piłce na zewnątrz. Mówi, że jeśli będzie zimno, homilia potrwa 77 sekund.
Miałem okazję z nim chwilę porozmawiać wczoraj. Przygotowania, jeśli chodzi o tę pasterkę, już są poczynione. Przeczytał rozporządzenia, wszystko według zaleceń sanitarnych, zresztą, jak mówił, parafianie go znają, jak będzie dobra pogoda, to kazanie potrwa godzinę, jak słabsza, to będzie króciutkie.
Ciekaw jestem, za co parafianie trzymają kciuki…
Ale ksiądz Wachowiak jest znany jako dobry kaznodzieja.
Wierni wytrzymają?
Tak. Razem uczyliśmy katechezy w liceum numer osiem w Poznaniu. Byliśmy w seminarium. Więc trochę się znamy. Faktycznie poszukiwanie różnych rozwiązań jest dobre. Pandemia i siedzenie w domach sprawia, że odczuwamy głód duchowy. Coraz więcej osób mówi nam, że już chciałoby przyjść do kościoła, ale ktoś w rodzinie ma matkę ze schorzeniami współistniejącymi, albo są jakieś inne sytuacje. Rozumiemy tych, którzy zostaną w domach, będą łączyć się z papieżem Franciszkiem, oglądać msze transmitowane w Polsce, czy z własnej parafii.
Na przykład pasterka z Wiktorówek, z Rusinowej Polany, wiem, że będzie w tym roku duże obłożenie. Ja niespecjalnie chcę mówić dziś o polityce, jednak muszę się odnieść do tych głosów polityków, którzy sugerowali, że wigilia powinna być w godzinie policyjnej. Tysiące osób, szczególnie starszych, ruszy na pasterkę.
Tu bardziej chodzi o poszukiwanie rozwiązań między tym, co jest możliwe, a tym, co jest konieczne. W tym momencie to jest szukanie pewnego kompromisu. Ja nie wyobrażam sobie, gdyby wprowadzono taki zakaz, wiele osób czułoby się przez to odtrąconych, zanegowanych w sensie ich uczuć religijnych.
Czyli ta multiplikacja to jest dobry kompromis?
Tak. Ponieważ każdy może znaleźć swoją formę. Nikt nie czuje się w pełni przymuszony, tym bardziej w tak delikatnym momencie, jakim jest dzień wigilijny i Boże Narodzenie, kiedy słyszymy, jak ludzie ciężko wytrzymują ten czas, bo nie wszyscy wytrzymują życie online, w pracy, czy w szkole i w domach też jest trudno. Mamy więcej rozwodów, depresji, samobójstw. I jak człowiek modli się wtedy do Pana Boga, to Bóg daje konkretną łaskę i wtedy łatwiej jest to wytrzymać. To tak jakbyśmy powiedzieli, że odwołujemy zupełnie sylwestra, nie można się bawić, a przecież do końca nie można tego zrobić.
Ksiądz także słynie z niekonwencjonalnych pomysłów. Przypomnę chociażby, wielkanocną spowiedź drive-thru. Ma ksiądz własne pomysły na uratowanie jak najwięcej ze świąt w tym zamkniętym świecie?
Ta spowiedź została bardzo fajnie przyjęta. Wiele osób skorzystało na wiosnę. Teraz robiłem to samo przed Bożym Narodzeniem, zgłosiło się mniej osób. Natomiast, kiedy otworzyliśmy spowiedź stacjonarną w parafii, gdzie byli zaproszeni kapłani, i była wystarczająca ilość godzin, żeby spokojnie, bez tłumów, dyskretnie można się wyspowiadać w konfesjonale, wtedy wiele osób z tego skorzystało. Czasami nie trzeba szukać niesamowitych pomysłów, ale można spokojnie korzystać z tego, co jest. Tutaj prawdziwym wyzwaniem będą kolędy. Rozmawiałem właśnie z księdzem Danielem Wachowiakiem o tym. On robi to tak, że wizyt w domu nie będzie, według rozporządzenia arcybiskupa, ale chodzi po parafii błogosławiąc domy, nie wchodząc na posesje, z odległości przechodząc, modląc się, a rodziny mogą wyjść przed dom.
Ksiądz skorzysta z tego pomysłu?
Właśnie rozważam i będę jeszcze to konsultował z parafianami. Wstępnie myślałem o innej wersji: msza święta, na którą zaprasza się reprezentantów danej ulicy, a później transmisja online z probostwa, wspólna modlitwa i rozmowa. Ale myślę, że choćby chwilowe spotkanie i widzenie się, jest jeszcze bardziej korzystne.
Przypomina mi się kazanie poznańskiego zakonnika po wybuchu pandemii. Kiedy było to największe zamknięcie. On mówi tak: „Rozmawiamy ze współbraćmi, mówimy, że przydałoby się takie radykalne wydarzenie, znak, coś, co wyrwałoby nas z tych kolein rutyny religijnej, w które tak często wchodzimy. No to wydarzyło się nam”. Co z tym mamy zrobić?
Na pewno to skłania do refleksji. Możemy przemyśleć, przeanalizować, jakie jest nasze życie. Filozofowie mawiają, że myśl o śmierci uczy nas życia, i wtedy doceniamy każdą chwilę, którą mamy, kiedy słyszymy, jak ktoś umarł na Covid, ktoś choruje, zastanawiamy się, jak sami dbamy o swoje zdrowie, jak chodzimy do lekarza, jak dbamy o naszych bliskich, jak podchodzimy do swoich obowiązków. Wiele osób mówi o tym, że jak dowiedziało się, że są chorzy na raka, to muszą spełnić swoje marzenie, którego jeszcze nie zrobiłem. Nie ma sensu czekać do takich momentów, trzeba żyć pełnią życia, według tego, co Pan Bóg nam daje. W wymiarze religijnym to jest okazja do pogłębienia kontaktu z Panem Bogiem. Ta modlitwa osobista, kiedy swoimi myślami, słowami, zwracam się do Pana Boga w domu, kiedy czytam Pismo Święte, kiedy chwytam za różaniec, kiedy słucham piosenek i czytam rozważania w internecie, to jest okazja, żeby sobie odpowiedzieć, dlaczego wierzę, co jest w tym najważniejsze, o co chodzi. To także przemyślenie przeżywania sakramentów. Czasami niektóre osoby na „autopilocie” wędrują do kościoła, do marketów, albo do pracy, albo w inny sposób spędzając niedzielę. I wtedy jest okazja do zastanowienia się nad różnicami. Co to znaczy, że mogę pójść do kościoła i przyjąć komunię świętą, a nie oglądać przez internet. To jest taki moment, że niektóre osoby niestety wykruszą się, co dzisiaj widzą psychologowie religijni, mówiący o takiej polaryzacji.
Część mówi, że niektórzy wierni już nie wrócą do kościołów, kiedy zostaną otwarte.
Też tak może być. Ale taka polaryzacja polega na tym, że jedni pogłębią swoją wiarę i będą bardziej świadomi, inni odpadną od tej wiary, i nawet mówiąc w cudzysłowie „dobrze”, bo jak odpadną, to odkryją jak bardzo puste może być życie, które polega tylko na tym, że człowiek je, śpi, pracuje, wędruje, spotyka się i tak w kółko. Z czasem to odkryją, i albo zaczną wierzyć w byle co, bo tak się mówi, że jak ktoś nie wierzy w prawdziwego Boga, to zaczyna wierzyć w byle co, i naukowo i życiowo, te osoby, które cały czas wierzą, że ziemia jest płaska, albo, że nie ma koronawirusa, wierzą w byle co. Albo druga rzeczywistość, co widzi się dzisiaj w Europie, czyli szukają duchowości. To jest niebezpieczeństwo, żeby nie wejść w systemy autodestrukcyjne, sekty, manipulatorów, i innych takich guru, ale też widać, że na przykład we Francji, to młodsze pokolenie jest czasami bardziej religijne, niż ich rodzice, bo widzą, że bieganie za pracą, zdobywanie rzeczy materialnych, do tylko pewnego momentu cieszy.
Czy przejście choroby, ponieważ ksiądz także przechodził koronawirusa, w jakiś sposób wpływa na obecne duszpasterstwo księdza?
Na pewno mniej się boję. Co innego żyć z perspektywy strachu przed zarażeniem, a co innego, kiedy się to przeszło i ma się przez jakiś czas większą odporność. Druga rzeczywistość, to muszę pomyśleć o tym, czy się zaszczepić, z jednej strony nie musiałbym już, ale z drugiej różne mutacje i spadająca odporność, kieruje mnie raczej w stronę tego, że trzeba myśleć o szczepionce, ja wczoraj rozmawiałem z moją mamą, która jest w grupie ryzyka, z którą nie mam bezpośredniego kontaktu, bo zachowujemy dystans, nie odwiedzamy się, i to będzie także dla nas trudna wigilia, więc to mnie tym bardziej uwrażliwia na sytuacje tych osób, które już przeżyły chorobę, które mają bliskich, o których zdrowie się martwią, a zarazem też przeżycie choroby uwrażliwia mnie na taką lekkomyślność: „A to ktoś zachorował, w sumie jakaś grypa, nie przejmujemy się”. Nie. Ja może nie przechodziłem ciężko i nie trafiłem do szpitala, ale będąc w domu, czułem się bardzo słaby, i nie chciało mi się nawet modlić, więc mam świadomość, jak bardzo trudne jest to doświadczenie. Zresztą wczoraj dostałem smutną wiadomość, zmarł kolejny ksiądz z osiedla Czecha, właśnie z powodu koronawirusa. Mam świadomość, jak to jest poważna sprawa, i tym bardziej trzeba w tym kontekście lepiej podchodzić do Pana Boga, siebie nawzajem i to życie właściwie prowadzić.
Czego powinniśmy sobie życzyć? Wiem, że przy wszystkich stołach, będziemy sobie życzyć zdrowia, tym razem ze szczególnym akcentem, ale przy wielu stołach będzie puste miejsce. Nie to miejsce pozostawione dla spóźnionego wędrowca, tylko po prostu dla tych wszystkich, którzy odeszli z powodu koronawirusa.
Przede wszystkim życzyłbym nieba. Niebo to jest to, po co przyszedł Pan Jezus na Ziemię. On narodził się w Betlejem, abyśmy my poszli do nieba, tak bardzo nas Bóg kocha, a byśmy my odpowiedzieli też naszą miłością. To jest druga rzecz. Życzyłbym miłości do Boga, który napełnia pokojem, usuwa lęk, buduje szczęście w naszych rodzinach i pomaga tworzyć takie niebo już tutaj, wśród naszych bliskich i w naszym życiu. Kolejną rzeczą jest to, żebyśmy cieszyli się każdą chwilą, którą możemy spędzić ze sobą nawzajem, żebyśmy umieli docenić to, że mamy zdrowie, pracę. Może też nie tylko trzymać się tego zdrowia, ale widzieć, że życie ma wiele różnych aspektów i duchowych i materialnych. Powinniśmy cieszyć się tym życiem i uwielbiać w nim Pana Boga.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS