Ziobro zdradził Kaczyńskiego po Smoleńsku, tyle że „twardości” nie starczyło mu na zbudowanie wówczas politycznej suwerenności. Gowin zdradził najpierw Turowicza i Tischnera (przechodząc drogę od „Tygodnika Powszechnego” i „Znaku” do udziału w zbiorowych prawicowych rytuałach składania Rydzykowi hołdów i darów w postaci publicznych pieniędzy). Zdradził też Donalda Tuska i PO.
Do najbardziej groteskowych elementów tej zdrady należało wspólne z PiS-em oskarżanie PO o współodpowiedzialność za aferę Amber Gold, podczas gdy to on sam Jarosław Gowin był ministrem sprawiedliwości rządu PO, kiedy afera wybuchła. I nawet jeśli nie był wówczas jednocześnie prokuratorem generalnym, to odpowiadał za działania całego wymiaru sprawiedliwości. Mógł zrobić więcej, nie zrobił prawie nic. A w zamian za dopuszczenie do władzy przez nową ekipę wziął udział w chórze ogólnych oskarżeń pod adresem rządu, w którym sam był ministrem sprawiedliwości (nawet jeśli śpiewał w tym chórze zduszonym falsetem, podczas gdy Kaczyński i Ziobro próbowali operowych basów). Także teraz Gowin daje znać wszystkim, że jest obrotowy. Właściwie czyni to przy okazji każdego poważniejszego kryzysu obecnego obozu władzy, zawsze spowodowanego przez jakiś konflikt wywołany przez Kaczyńskiego, którego ulubioną metodą polityczną jest właśnie „zarządzanie przez kryzys”.
Elegancka alternatywa Gowina
O ile alternatywą dla Ziobry jest w tej chwili Konfederacja, narodowcy, budowanie radykalnie prawicowego ugrupowania, do którego po ewentualnym odejściu lub upadku Kaczyńskiego przystąpiłoby także prawe skrzydło PiS, to w przypadku Gowina alternatywa jest bez porównania bardziej „elegancka”. Jest nią przyłączenie się do opozycji w momencie, kiedy Kaczyński albo osłabnie, albo do końca politycznie oszaleje – już nie w sposób „pragmatyczny” i „zimny”.
Gowin testował ten scenariusz parę razy, i to w ciągu zaledwie jednego minionego roku. Pierwszy raz w czasie prezydenckich wyborów, kiedy do pewnego stopnia autentycznie utrudnił bezszmerowe przeprowadzenie „covidowych” wyborów w najszybszym możliwym terminie, który najbardziej odpowiadał Kaczyńskiemu, i w który Kaczyński zainwestował sporo publicznych pieniędzy. Gowin zagrał wówczas z opozycją płacąc za to – na jakiś czas – stanowiskiem wicepremiera. Ciekawy był także jego alternatywny scenariusz dla wyborów w maju – korekta konstytucji i przesunięcie wyborów prezydenckich na rok 2021. Mimo całego ryzyka sprawiłaby on, że Kaczyński wciąż jeszcze miałby dziś związane ręce i nie mógłby rozpocząć („piątką dla zwierząt” i podeptaniem kompromisu aborcyjnego) swojej ambitnej i projektowanej na ponad trzy lata bez wyborów politycznej gry zorientowanej na rozbicie PO, rozproszkowanie całej opozycji i dokończenie budowania zamordystycznego „Budapesztu w Warszawie”.
Oczywiście Gowin osłaniał wszystkie swoje ruchy publicznym powtarzaniem kłamstwa wygodnego dla Kaczyńskiego – że dla wyborów prezydenckich w maju nie ma żadnej konstytucyjnej i prawnej alternatywy, podczas gdy w polskim prawie przez cały czas istniał stan klęski żywiołowej, opisujący także przypadek epidemii. Ukryty za tym parawanem Gowin testował jednak granice niezależności wobec Kaczyńskiego – tym bardziej, im silniejszy był opór społeczny przeciwko majowej dacie wyborów prezydenckich. Gowin budował wówczas także kanały komunikacji z PO, które Platforma być może powinna była wykorzystać nieco bardziej, choć ostrożność polityków PO wobec swego byłego partyjnego i gabinetowego „kolegi” także można zrozumieć.
Później Gowin wsypał Andrzeja Dudę, całkiem świadomie ujawniając lobbing prezydenta, prowadzony przez niego w apogeum kolejnej fali epidemii koronawirusa na rzecz narciarskich biznesowych przyjaciół i wyborców z Południa Polski. Wreszcie bardzo mocno zdystansował się zarówno wobec eurosceptycyzmu Ziobry (co nie byłoby dla Kaczyńskiego w żaden sposób niewygodne), jak też wobec samej groźby zawetowania unijnego budżetu przez Morawieckiego (co już się Kaczyńskiemu niezbyt podobało).
Adresaci Gowina
Za każdym razem te działania i gesty Gowina miały dwóch adresatów i jednego beneficjenta.
Pierwszym adresatem była opozycja, której Gowin mówi wyraźnie: jeśli zdołacie przejąć polityczną inicjatywę, gotów jestem wraz z Wami obalać, a nawet rozliczać Kaczyńskiego i jego najbliższą drużynę. Drugim adresatem jest jednak właśnie Kaczyński, któremu Gowin – dopóki Kaczyński rządzi, a opozycja nie ma politycznej inicjatywy – zapewnia wygodny przebieg tak lubianej przez niego gry w złego (Ziobro) i dobrego (Gowin, robiący ewentualnie maślane oczy do Morawieckiego) policjanta. A taka gra pomaga Kaczyńskiemu definiować swój obóz polityczny jako maksymalnie szeroki, zawierający różne ideowe skrzydła, a jednocześnie wciąż przez swego lidera operacyjnie kontrolowany.
Wreszcie najważniejszym beneficjentem tej gry jest za każdym razem sam Jarosław Gowin, który buduje swój wizerunek konserwatysty, politycznego katolika, jednocześnie dającego znać bardziej umiarkowanym wyborcom prawicy, że w każde szaleństwo Kaczyńskiego nie pójdzie, a w chwili próby jest gotowy wbić mu nóż w plecy.
Oczywiście opozycja powinna podjąć polityczną grę z Jarosławem Gowinem, bo to Kaczyński jest najsilniejszym, a zarazem najsłabszym elementem obozu władzy. To on bierze na siebie całą polityczną odpowiedzialność, ściągając jednak przez to na siebie największy „gniew ludu”, który ani w Polsce, ani na całym świecie (poza momentami rewolucji, które pojawiają się rzadko) polityki właściwie nie lubi. Szczególnie uprawianej tak brutalnie, cynicznie, konfliktowo, jak to robi Kaczyński.
Liderzy opozycji powinni zagrać z Gowinem w momencie, kiedy współpraca z nim da choćby szansę na skrócenie kadencji rządów Kaczyńskiego. I mając pełną świadomość, że ta gra będzie miała sens (nie tylko dla samego Gowina), będzie wspomagała polską demokrację, praworządność i broniła obecności Polski w UE tylko wówczas, kiedy cała opozycja zdoła wydobyć się z obecnej rozsypki, wyłoni silne przywództwo, zaproponuje polityczny scenariusz – w którym Gowin powinien mieć zapewnione miejsce.
Jeśli natomiast opozycja przystąpi do gry z Gowinem podzielona i słaba, to ona zostanie rozegrana – poprzez ujawnienie napięć pomiędzy liberałami i konserwatystami w PO, poprzez pokazanie podziałów i chwiejności wśród liderów PSL, poprzez pokazanie politycznej naiwności i nieprofesjonalizmu Hołowni. Wówczas na tej grze skorzysta wyłącznie Gowin, być może nawet Kaczyński, ale na pewno nie polska demokracja i resztki praworządnego państwa.
Czytaj też: Gowin po raz drugi ratuje Kaczyńskiego przed politycznym samobójstwem
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS