A A+ A++

Przemysław Gulda: Właśnie ukazała się płyta z twoją muzyką do filmu dokumentalnego o reżyserze Walerianie Borowczyku. Z jakimi założeniami przystępowałeś do pisania kompozycji, które się na niej znalazły?

Stefan Wesołowski: Jeśli chodzi o pracę przy filmach, zawsze staram się znaleźć idée fixe, która poniesie obraz, jakąś podskórną treść i puls o charakterze właściwie fizjologicznym. W przypadku “Love Express” tą ideą był dla mnie umysł Borowczyka, umysł konstruktora przedziwnych urządzeń, marzyciela ukrytego w swoim świecie. Wymyśliłem, że ten film napędzać będzie muzyka nawiązująca do pracy maszyn, kół zębatych, taśmy filmowej. Ludzie lubią myśleć o Borowczyku jako o Wielkim Pornografie, człowieku sprośnej natury, dającemu w swojej twórczości upust swoim perwersjom. A on przede wszystkim był genialnym animatorem, konstruktorem o niezwykłej wyobraźni. Myślę zresztą, że jego późniejsze oddanie filmom o charakterze erotycznym miało tak samo umysłowy charakter. Rozczulające są nagrania, na których z pieczołowitością, skupieniem i pewną niewinnością przygotowuje naładowane seksualnie ujęcie.

Na ile klimat i charakter filmów Borowczyka miały wpływ na twoją muzykę?

– Największy wpływ miały jego wcześniejsze filmy, znakomite animacje i wspomniane konstrukcje, które tworzył. Na samym początku Borowczyk stał się gorącym nazwiskiem eksperymentalnego filmu, zachwycali się nim wszyscy, inspirował się nim Terry Gilliam. Mówi o tym zresztą wprost w filmie, jak bardzo zazdrościł Walerianowi pomysłów.

Jak powstawała muzyka? 

– Materiał nagrałem dzięki uprzejmości Polskiego Radia i życzliwej pomocy Jacka Hawryluka i Małgorzaty Małaszko, w studiu S2 w Warszawie. Do nagrań zaprosiłem Anię Pašić (harfa), Huberta Zemlera (perkusja, metalofon), Pawła Szamburskiego (klarnet) oraz moich braci: Piotra Wesołowskiego (fortepian) i Tomka Wesołowskiego (kontrafagot, fagot). To była dla nas chyba pierwsza od czasów dzieciństwa okazja, żeby pograć coś razem! Na samym końcu poprosiłem jeszcze Misię Furtak, żeby dograła swój głos, który pojawia się w dwóch utworach.

Od premiery filmu minęło już sporo czasu – pierwszy raz został pokazany w maju 2018 roku. Co sprawiło, że płyta ukazuje się dopiero teraz?

– To prawda. Z jednej strony bardzo lubię ten materiał i miałem ochotę go wydać, ale z drugiej niewiele w tej kwestii robiłem. W okolicach premiery filmu nie było nawet czasu, żeby o tym myśleć, potem zająłem się innymi sprawami. W końcu mój agent zasugerował, że może warto byłoby to wydać i wróciliśmy do tematu.

Album ukazuje się pod szyldem słynącej z wydawania nietypowych soundtracków amerykańskiej wytwórni Lakeshore Records. Jak trafiłeś pod jej skrzydła?

– Od początku miałem założenie, że wolę wcale nie wydawać albumu, niż wydać go byle gdzie. Więc ten materiał wysłaliśmy do zaledwie kilku wyspecjalizowanych w muzyce filmowej wytwórni, ale Lakeshore Records nawet wśród nich była absolutnym topem, powiedzmy w pierwszej trójce. Rzeczywiście ukazują się tam mocne niezależne soundtracki: “Stranger Things” Kyle’a Dixona i Michaela Steina, “Monos” Miki Levi, “Mandy” Jóhanna Jóhannssona, “BoJack Horseman” Jessego Novaka czy “Drive” Cliffa Martineza, ale są też wielkim graczem ze ścieżkami dźwiękowymi komercyjnych filmów takich jak: “Star Trek”, “Logan”, “The King”, “Walking Dead” i wiele wielu innych. Nie nastawiałem się, że to się uda, tym bardziej że tyle czasu minęło od premiery. Tymczasem szef Lakeshore, Brian McNelis, odpisał następnego dnia i od razu zaproponował wydanie albumu.

Twoja działalność kompozytorska związana z filmem nabiera rozpędu. 

– Rzeczywiście ostatnio trochę się w tym temacie zagęściło. Cieszy mnie przede wszystkim, że są to świetne rzeczy i praca nad nimi jest ekscytująca. Niedawno miał premierę dokument “Tony Halik” Marcina Borchardta. Pisanie muzyki do tego filmu było przyjemnością, bo to jednak postać-legenda z telewizora, za dziecinnych lat oglądało się “Pieprz i Wanilię” z szeroko otwartą buzią. Kończę też pracę nad filmem “Ucieczka na Srebrny Glob” w reżyserii Kuby Mikurdy, tym razem jest to dokument o Andrzeju Żuławskim. Lubię ten soundtrack i w ogóle lubię pracować z Kubą, bo obdarza mnie dużym zaufaniem i wolnością. Do jego nowego filmu napisałem muzykę na piękne klasyczne syntezatory. Będzie można usłyszeć m.in. legendarnego Jupitera 8 czy radzieckiego Polivoxa, które będą zestawione z kwartetem wiolonczel. W tej chwili rozpocząłem też pracę nad muzyką do irlandzkiego filmu “Wolf” w reżyserii Nathalie Biancheri. Widziałem już pierwszy montaż filmu, wygląda niesamowicie. Główne role grają w nim George MacKay i Lily-Rose Depp, film jest kupiony przez Focus Features, więc będzie w kinach na całym świecie. I dobrze, bo szykuje się znakomita rzecz.

‘Love Express’ oryginalna muzyka z filmu autorstwa Stefana Wesołowskiego materiały prasowe

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułDlaczego potrzebujesz systemu rekrutacji pracowników online?
Następny artykułNie wyrzucaj łusek z karpia!