W sobotę 12 grudnia minęło równo pięć lat od przyjęcia historycznego porozumienia paryskiego w sprawie ochrony klimatu. Ówczesna euforia i optymizm dawno już ustąpiły młodzieńczej – i nie tylko – złości na bierność polityków oraz obawie o naszą bezpieczną przyszłość.
W przeddzień rocznicy Unia Europejska przyjęła nowy cel redukcji CO2 o min. 55 proc. do 2030 roku. Nie stawia on nas w roli światowych liderów w walce o klimat, ale i tak gruntownie zmieni naszą polską rzeczywistość. Jak? Oto sześć rzeczy, które powinny się zmienić w naszym kraju, abyśmy przestali być brzydkim kaczątkiem ochrony klimatu.
Marsz dla klimatu w trakcie szczytu klimatycznego w Katowicach w 2018 roku
Pandemia i zawirowania w krajowej polityce odciągnęły w tym roku naszą uwagę od sprawy kryzysu klimatycznego. To, że klimat zniknął z pierwszych stron gazet nie oznacza niestety, że ten przestał się ocieplać (a szkoda). Średnia globalna temperatura podskoczyła już w sumie o 1,2 stopnia Celsjusza. Listopad tego roku był najcieplejszy w historii, a cały 2020 rok – zdaniem Światowej Organizacji Meteorologicznej – będzie jednym z trzech najcieplejszych lat odkąd prowadzone są pomiary. Lepiej niestety nie będzie. Happy end w tej historii to uniknięcie katastrofy klimatycznej i o to toczy się obecnie walka.
Kto zacznie gasić?
Zmiana klimatu jest jak pożar – jeśli nie zaczniemy go zawczasu gasić, wymknie się spod kontroli i późniejsze nawet zmasowane gaszenie, nie uratuje nas przed zgliszczami. Aby tego uniknąć, musimy obciąć emisje CO2 na świecie o prawie połowę w ciągu najbliższych 10 lat. W ciągu kolejnych 20 lat – powinniśmy ściąć je niemal do zera, po drodze wymyślając jeszcze sposób na zwiększenie pochłaniania dwutlenku węgla z atmosfery. Jak wylicza ONZ – przez najbliższe 10 lat musimy co roku zmniejszać emisje mniej więcej w takim stopniu, w jakim zrobiła to pandemia koronawirusa – o 7,6 procent rocznie (w 2020 roku należy spodziewać się redukcji emisji o 7 proc.).
Do tej pory, ochrona klimatu szła nam słabo. Na początku grudnia ONZ wskazywała, że nawet przy założeniu spełnienia obecnie zadeklarowanych przez kraje celów klimatycznych, nie osiągniemy celu z Paryża – tzn. nie zatrzymamy ocieplenia na 1,5 stopnia Celsjusza. Co więcej, czeka nas scenariusz apokaliptyczny – wzrost temperatury o ok. 3 stopnie Celsjusza. Jedno jest pewne – nie możemy iść tą drogą.
Wydobycie ropy naftowej/Bloomberg
W ostatnich tygodniach widać na szczęście pewne ożywienie. Swoje cele neutralności klimatycznej przedstawiły kraje Azji: Chiny (2060) oraz Japonia i Korea Południowa (2050). Prezydent-elekt Joe Biden zapowiedział, że USA również obiorą sobie rok 2050 za cel i powrócą do porozumienia paryskiego. Jednak długoterminowa wizja zielonej zmiany nie wystarczy dla uratowania klimatu. Kluczowe są działania, które podejmiemy w ciągu najbliższej dekady.
Zgodnie z postulatami świata nauki, Unia Europejska powinna do 2030 roku obniżyć emisje o 65 procent. Stąd mniej ambitne zapisy konkluzji szczytu Rady Europejskiej należy traktować jako wstęp do dalej idących zmian. Mimo to, już ten cel – min. 55% redukcji emisji – będzie oznaczał duże zmiany w naszej krajowej polityce.
Polska: Pięć priorytetów klimatycznych
Żeby odpowiedzieć sobie na to pytanie – jak Polska może zmniejszyć emisje, aby sprostać unijnym zobowiązaniom trzeba spojrzeć na to, skąd biorą się nasze emisje i gdzie istnieją możliwości, żeby je ograniczyć. W Polsce mamy pięć sektorów, które wyróżniają się (negatywnie) emisjami. Największym emitentem – co pewnie nie jest dla nikogo zaskoczeniem – jest energetyka. Odpowiada za ponad 115 milionów ton CO2 z ponad 400 milionów, które wyemitowaliśmy w 2018 roku. Ten sektor czeka prawdziwa rewolucja – czyli naprawdę dynamiczne odejście od węgla. Dlaczego? Bo to w elektroenergetyce obniżanie emisji jest najtańsze i najłatwiejsze. Alternatywy dla węgla – jak m.in. wiatraki na morzu i lądzie czy fotowoltaika – są dostępne i relatywnie tanie. Jak wykazała analiza Greenpeace’u, publicznie dostępne plany poszczególnych firm już teraz zakładają, że ogromna większość elektrowni na węgiel zostanie zamknięta do 2035 roku. Nowy cel UE oznacza zatem kilkuletnie przyspieszenie tego procesu.
Drugie w rankingu trucicieli jest ciepłownictwo – z rocznymi emisjami na poziomie 70 milionów ton CO2. Tu również należy się spodziewać podobnych, odrobinę mniej dynamicznych zmian – polegających w pierwszej kolejności na odchodzeniu od węgla. Towarzyszyć temu powinna fala renowacji i ociepleń budynków oraz odważne stawianie na OZE. Te zresztą już się dynamicznie rozwijają, co widać najlepiej na rynku pomp ciepła. W pierwszej połowie roku branża odnotowała 80-procentowy wzrost sprzedaży!
Numerem trzy na liście klimatycznych grzeszników jest transport. Tu o obniżanie emisji będzie trudniej, w ciągu ostatnich 30 lat emisje wzrosły aż trzykrotnie. Forum Energii prognozuje jednak, że i tu uda się zmniejszyć emisji z obecnych 65 mln ton do 37 mln ton za 10 lat. Będzie to wymagało jednak zdecydowanej polityki transportowej państwa nakierowanej na wsparcie transportu zbiorowego, zmniejszenie popularności samochodów spalinowych i elektryfikację transportu.
Czwartym jeźdźcem klimatycznej apokalipsy jest w Polsce rolnictwo – odpowiada za ponad 33 miliony ton CO2. Niestety, w Polsce powstaje coraz więcej przemysłowych ferm zwierząt. Polityka rolna, szczególnie polityka rolna UE musi zatrzymać ten trend i zacząć wspierać rolnictwo ekologiczne oraz produkcję roślinną. Dzisiaj jemy średnio 60 kg mięsa na osobę rocznie – mniej więcej cztery razy za dużo, z punktu widzenia zarówno klimatu, jak i naszego zdrowia.
Piątym sektorem, w którym powinniśmy szukać redukcji emisji jest przemysł. Rząd musi postawić na zwiększenie innowacyjności, promować mniej energochłonne technologie i stworzyć strategie niskoemisyjne dla poszczególnych branż. Sytuację będzie poprawiało odchodzenie od węgla – górnictwo, energetyka węglowa i ciepłownictwo same w sobie są potężnymi poborcami prądu. Te trzy branże zużywają aż 14 procent zapotrzebowania całej gospodarki na prąd! Odchodzenie od węgla pozwoli także na zmniejszenie emisji metanu z kopalń. Jak ujawnił w listopadzie think tank Ember, polskie górnictwo odpowiada aż za 70 proc. emisji metanu kopalnianego w Europie.
Leśny as w rękawie
Lasy były traktowane przez rząd PiS jako as w rękawie, który pozwoli zatrzeć wszelkie niedociągnięcia na innych polach polityki klimatycznej (np. opóźnić odchodzenie od węgla). Narracja w tej kwestii już się jednak zmienia. Próżno w rządowych komunikatach szukać dziś tzw. Leśnych Gospodarstw Węglowych, które jeszcze dwa lata temu były flagowym projektem rządu. Jak wówczas wyliczyliśmy, ten “sztandarowy” projekt w ciągu 30 lat pochłonie… mniej więcej dwutygodniowe emisje e … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS