A A+ A++

Jakub Bierzyński*: Nie widzę w niej wielkiego biznesowego sensu i to dla obu stron. W przypadku Orlenu to dość oczywiste. Trudno powiedzieć, by stacje benzynowe specjalizowały się w sprzedaży dzienników i tygodników lokalnych albo w prowadzeniu serwisów internetowych. Prezes Orlenu mówi, że kupując lokalne media, spółka zyskuje dostęp do 17 milionów potencjalnych klientów. Tylko by napić się mleka, nie trzeba kupować farmy krów. Większość firm radzi sobie z marketingiem i docieraniem do klientów bez kupowania gazet i portali. Dostęp do klientów można kupić bez konieczności brania na siebie ciężaru wydawania kilkudziesięciu tytułów.

Jest to zatem przede wszystkim realizacja zlecenia politycznego, które wielokrotnie było już przecież zgłaszane przez Jarosława Kaczyńskiego.

Czemu transakcja nie ma sensu dla Polska Press?

– Zaskakująca wydaje mi się cena, o której się mówi: 120 mln złotych. To mało. Niedawno na polskim rynku miała miejsce podobna transakcja: sprzedaż Interii. Tam cena wynosiła 422 mln złotych. Interia ma zasięg i liczbę użytkowników między 10 a 20 proc. większe, niż wszystkie zasoby grupy Polska Press razem wzięte. Dlaczego w takim razie wycena jest kilkukrotnie mniejsza? Zwłaszcza że Polska Press wnosi też cztery drukarnie i tytuły papierowe. Nawet jeśli uznamy, że pozainternetowe zasoby nie przynoszą dochodów i są warte zero, to i tak cena jest niezrozumiale niska. Nie dopuszczono też innych graczy. Mówiło się, że zainteresowana mogła być Wirtualna Polska, jak sądzę także Zbigniew Benbenek, właściciel „Super Expressu”, może Polsat i Agora. Gdyby kilka podmiotów przystąpiło do walki o zakup, udałoby się uzyskać wyższą cenę.

Dlaczego więc Polska Press sprzedała się Orlenowi?

– Moja hipoteza jest taka, że to transakcja wiązana, ma jakieś drugie dno. Trudno uwierzyć, że Niemcy sprzedali swoje inwestycje na polskim rynku poniżej ich realnej wartości, nie próbując podbić ceny, przez dopuszczenie do rozmów innych potencjalnych kupców. Musieli mieć silne argumenty, by zdecydować się na taki krok. Jakie – nie wiem, może przekonamy się w przyszłości.

Przejmując prasę lokalną, Orlen zyskuje dla PiS poważne polityczne narzędzie?

– Oczywiście! To bardzo ważne polityczne narzędzie. Polska Press to 20 dzienników lokalnych i 120 tygodników. Połowa z nich ma dominującą pozycję na swoim lokalnym rynku. Jeśli wiodący lokalny dziennik zacznie pracować na rzecz jednej partii, może przechylić wyniki wyborów lokalnych na jej rzecz. Podstawowym kontekstem tego zakupu są wybory samorządowe w 2023 roku. Bo w samorządach do tej pory PiS szło średnio. Z punktu widzenia polskiej sceny politycznej o wiele ważniejsze jest przejęcie przez PiS monopolu na prasę lokalną niż kontrolowanie jakiegoś ogólnopolskiego dziennika czy tygodnika.

Czytaj też: Premier wie, że zawiódł Kaczyńskiego. W Sejmie nie bronił prezesa, bronił siebie

Kto czyta lokalną prasę w papierze? To nie ci sami ludzie, na których PiS już oddziałuje przez TVP – starsi, mało aktywni, jeśli nie wręcz wykluczeni cyfrowo?

– Nie do końca ci sami. Proszę zwrócić uwagę, że lokalne tytuły – „Gazeta Wrocławska”, „Gazeta Krakowska”, „Dziennik Bałtycki” – nie były politycznie określone. Czytały je osoby, które nie zajmowały jasnego stanowiska we współczesnych polskich sporach: ani po stronie PiS, ani opozycji. Media trafiające do niezdecydowanych wyborców to szczególnie cenny polityczny łup. Klucz do zwycięstwa wyborczego zawsze leży wśród obojętnych, niezdecydowanych. Po co przekonywać przekonanych? Trudno przekonać zagorzałych wrogów. Po drugie, to media skupione na newsach lokalnych, a to inny temat, niż polityka krajowa oraz miejsce, na którym PiS radziło sobie względnie najsłabiej. Wreszcie, po trzecie, każda z tych gazet ma portal internetowy. W sumie Polska Press to 17 mln użytkowników i 4 miejsce na polskim rynku informacji w Internecie. Więcej niż Agora lub TVN! To spory kawałek polskiego internetu i największy polityczny potencjał tego dealu. Do tej pory prawica radziła sobie bardzo słabo w sieci. Ta transakcja może to zmienić.

Ten potencjał jest na tyle duży, by np. pomóc kandydatowi PiS wygrać wybory na prezydenta miasta, jeśli nie we Wrocławiu, to np. w Lublinie albo Bydgoszczy?

– Wszystko zależy, jak będą robione te media. Jeśli propagandziści rządowi zrobią z mediami lokalnymi to, co z TVP – wywalą starych dziennikarzy i wsadzą absolwentów szkoły ojca Rydzyka – to skończy się to utratą czytelników i politycznego wpływu. Inteligentnie robiona propaganda może być jednak bardzo skuteczna. Może wiele zmienić na mapie wyborczej zarówno na krajowym, jak i ogólnopolskim poziomie.

Czytaj też: „Bo uważam, że nie”. PiS latami flirtował z antyszczepionkowcami, teraz zapłaci za to cenę

Inteligentnie, czyli jak?

– Nie chcę wchodzić w rolę doradcy PiS, ta partia nie wynajmie mnie za żadne pieniądze. Tym bardziej nie chcę im dawać porad za darmo.

Chodzi o to, by atakować np. prezydenta Bydgoszczy nie za przynależność do „lewackiej cywilizacji śmierci”, tylko za korki w mieście i dziury w moście?

– Ciągnie mnie pan za język, ale dobrze, nie mówimy niczego, co nie byłoby oczywiste. Tak, chodzi na przykład o to, o czym pan mówi. Przejęte przez PiS media, jeśli mają być skuteczne, to nie mogą zmienić z dnia na dzień oblicza, tak, że odbiorcy przestaną je poznawać. Tak jak stało się w TVP. Muszą zmieniać ton powoli, niemal niezauważalnie. Po drugie, nie mogą włączać się w ogólnopolskie wojny PiS: czy to ze społecznością LGBT, czy Brukselą i zachodem. Wojnę ideologiczną z „cywilizacją śmierci”, czyli wartościami oświeceniowej kultury zachodu, niech zostawią TVP, kościołowi, Karnowskim, Sakiewiczowi i Lisickiemu. Ich już nadto. Mówiąc do obojętnych lub niezdecydowanych powinni delikatnie kształtować preferencje, odwołując się do spraw lokalnych.

Portale Polska Press zbierają sporo informacji o użytkownikach do celów marketingowych. Będzie je można wykorzystać do marketingu politycznego?

– Wymagałoby to olbrzymiej wiedzy i finezji. Szczerze mówiąc, nie sądzę, by PiS je posiadał.

Czytaj też: „Weto albo śmierć” już nieaktualne. Dlaczego rząd zmienił strategię i kto może na tym najwięcej wygrać?

PiS ma w ogóle kadry, by robić media lokalne niewyglądające jak TVP?

– Niekoniecznie musi mieć własne kadry, wystarczy odpowiednio postępować z przejętymi redakcjami. Wyrzucić najbardziej krnąbrnych, resztą zarządzać metodą kija i marchewki. Przecież dziennikarze lokalni nie mają na wielu rynkach innych niż ich pracodawca lokalnych mediów, do których by mogli pracować. Można więc zmuszać ich stopniowo do kolejnych kompromisów. Naginać, zamiast od razu łamać kości pałką. Wielu jakoś to sobie zracjonalizuje. Choć nie wiem, czy PiS ma cierpliwość do takiej polityki. Możliwe, że czeka nas TVP-izacja mediów lokalnych – czyli brutalna propaganda, ideologiczna zajadłość, robiona bardziej pałką, niż piórem. To wydaje mi się najbardziej prawdopodobną opcją, bo taka jest dynamika obozu rządzącego: każda rewolucja się radykalizuje, a w autorytarnych partiach, takich jak PiS, uruchamia się wyścig o to, kto bardziej się przysłuży, kto lepiej wyczuje intencje kierownictwa, kto mocniej dorzuci do pieca.

Zakup Polska Press to pierwszy krok? Można się spodziewać kolejnych zakupów mediów przez spółki skarbu państwa?

– Na pewno będą takie próby, były już wcześniej. To przecież nie jest przypadek, że wszystkie nowoczesne dyktatury – Putina, czy Orbána – wzięły sobie za cel wolne media. Bez wolnych mediów ludzie nie będą w stanie patrzeć władzy na ręce, nie poznają też przedstawianych przez opozycję alternatyw. Dlatego reżimy węgierski i rosyjski są tak stabilne. Węgrzy nie dowiedzieli się z węgierskich mediów o ucieczce nagiego Józsefa Szájera z orgii po rynnie z narkotykami w plecaku. Nie musiał się nawet tłumaczyć. PiS idzie w tym samym kierunku. Pierwszym krokiem było zawłaszczenie mediów publicznych na niespotykaną wcześniej skalę i przerobienie ich w narzędzie tępej, postsowieckiej propagandy, kształtującej rzeczywistość dla zadeklarowanych wyborców PiS. Przejęcie mediów lokalnych to drugi krok. Zaczęło się od Polska Press, bo to było najsłabsze ogniwo. Covid-19 silnie uderzył w rynek prasy, w trzech kwartałach 2020 wydatki na reklamę w prasie skurczyły się o jedną trzecią. Na pewno będą następne. Władza postępuje sprytnie. Nie uchwala ustawy nacjonalizacyjnej. Jedna spółka kupuje na rynkowych zasadach inną, a że wydaje publiczne pieniądze, to nie musi liczyć się z rachunkiem ekonomicznym. Cały proces jest poza jakąkolwiek polityczną kontrolą.

W Polsce operacja taka jak na Węgrzech, czy Rosji może się udać? PiS nigdy nie miał takiego poparcia jak Orbán i Putin, a za przejmowanie mediów prywatnych bierze się, gdy zaczyna się sypać jego poparcie.

– Do przejmowania mediów nie jest potrzebne poparcie, tylko pieniądze. Pieniędzy z kolei rządowi nie brakuje. Dlaczego w Rosji i Polsce media przejmują spółki paliwowe? Bo z ich punktu widzenia to drobne. Orlen jest spółką takich rozmiarów, że 100-200 milionów w tę, czy tamtą to żadna różnica. Kapitalizacji Orlenu jest 250 razy większa niż wszystkich przejmowanych aktywów Polska Press. Jest jak wieloryb, który nawet jeśli połyka kamień, to jest tak wielki, że ten kamień może mu najwyżej utknąć w gardle. To nawet nie jest kamień, lecz ziarenko piasku. Orlen może bezkarnie latami tracić na swoich medialnych inwestycjach. Zawsze można to ukryć, zwiększając budżet marketingowy wydawany we własnych mediach. Rachunek z pewnością będzie się zgadzał.

Jak wiele polskiego rynku medialnego może przejąć PiS przy pomocy spółek skarbu państwa? Polskie media mają siłę, by się bronić?

– Nie bardzo. Specjalnym przypadkiem jest grupa TVN, która jako największa amerykańska inwestycja w tej części Europy ma specjalną ochronę dyplomatyczną. Mimo podchodów nie udało się kupić TVN 24, rząd nie może sobie pozwolić na zbyt agresywny nacisk wobec właścicieli. Nie może, jak Orbán w przypadku RTL7, tak długo nękać inwestora, aż ten uzna, że lepiej pozbyć się swojej własności, wziąć pieniądze i mieć spokój. Pytanie jednak jak długo Discovery będzie właścicielem TVN? Co, jeśli dojdzie do jakiejś kolejnej wielkiej korporacyjnej fuzji, czy przejęcia, a nowi właściciele nie będą tak zainteresowani obecnością w regionie? Widzimy, że Niemcy nie bronią swoich inwestycji w Polsce tak, jak Amerykanie. Więc niemieckie media przy wystarczająco atrakcyjnej cenie mogą chcieć się ostatecznie sprzedać. W końcu to biznes, nie narodowo-wyzwoleńcza rewolucja. Niemieckim właścicielom nic do naszych sporów. Cała ta antyniemiecka histeria to czysty propagandowy humbug. Niestety z rzeczywistością niemający nic wspólnego. Niemcy nie będą bronić w Polsce demokracji. Niemcy będą tu robić interesy. Paradoksalna sytuacja: chciałbym, by propaganda PiS była prawdziwa. Niestety nie jest. Tym gorzej dla wolnych mediów w Polsce. Niemcy od lat robią „Realpolitik”. Nie będą narażać interesów za wolne słowo. Skoro Polacy sami sobie PiS wybrali…..

PiS ma narzędzia oddziaływania na polskie media, takie jak Polsat, czy WP, np. przez dostęp do rządowych funduszy opłacających materiały sponsorowane albo przez ciągłe kontrole urzędów skarbowych. To może prowadzić do ich wasalizacji. Jeśli zmieni się podejście właścicieli TVN, Niemcy się wyprzedają, rząd zastraszy Polsat i WP, to co zostanie?

Opozycja i społeczeństwo są wobec tych procesów bezbronne? Nic nie możemy zrobić?

– Teraz opozycja nie może zrobić absolutnie nic. Co najwyżej na przyszłość może zobowiązać się, że – by uniknąć podobnych sytuacji – wpisze do konstytucji zakaz posiadania przez państwo pośrednio lub bezpośrednio, spółek medialnych.

Także mediów publicznych?

– Tak, media publiczne są dziś w Polsce nie do uratowania. Trzeba je sprzedać. Pokusa ich wykorzystania przez polityków jest zbyt wielka. Budżet TVP jest dziś większy niż wydatki państwa na całą kulturę. To nie może tak wyglądać. Jeśli państwo ma się zajmować kulturą, to niech łoży na sensowne inicjatywy, a nie pompuje miliardy w narzędzia propagandy. Zagrożenia z kontroli polityków nad mediami publicznymi są większe niż korzyści z ich istnienia. Trzeba odebrać małpie tę brzytwę.

Wrócę do pytania, co może w tej sytuacji społeczeństwo? Czy jakąś alternatywą może być tworzenie mediów obywatelskich?

– Społeczeństwo też niestety jest w dużej mierze bezbronne. Możemy ponarzekać, napisać komentarz na Twitterze, ale niewiele więcej. Do robienia profesjonalnych mediów o naprawdę masowym oddziaływaniu potrzeba pieniędzy. Media obywatelskie, medialne start-upy ich nie zastąpią. Nawet te udane, jak Oko.press, mają ciągle dość ograniczony zasięg. Jedyna nasza nadzieja w tym, że PiS z przejmowanych mediów zrobi kolejną TVP i popsuje sobie drogo kupione narzędzia. Zamiast zagrać uwodzącą uszy melodię, wyrwą struny, potem połamią pudło. Władza autorytarna sama jest swoim największym wrogiem. Dziś nikt nie może stanąć realnie na drodze PiS. Wszystko zależy od tego, jak sprawny, zdeterminowany i wewnętrznie spójny w dążeniu do dyktatury jest obóz rządzący.

Czytaj też: Ziobro zażąda dymisji premiera. Sporo ryzykuje, ale też sporo może zyskać

Jakub Bierzyński jest prezesem domu mediowego OMD, był doradcą Ryszarda Petru i Roberta Biedronia.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułDo szpitala w Kędzierzynie-Koźlu trafił nowoczesny laparoskop. Będzie używany podczas operacji onkologicznych
Następny artykuł34-latek OKRADAŁ swojego byłego pracodawcę