Przez stulecia obecność pań na morzu uznawano za nieszczęście, choć starożytni pisali, że w razie sztormu naga kobieta, wystawiając się do wiatru, może… uciszyć burzę. Mimo to kobiet na statkach nie brakowało. Choć nie zawsze trafiały na nie z własnej woli.
W powszechnej opinii płeć piękną uważano za zbyt słabą do morskiej tułaczki, przesadnie strachliwą i skłonną do histerii, a w dodatku działającą na mężczyzn demoralizująco. A jednak – mimo wielu przesądów i zakazów – kobiety przebywały na statkach w różnych rolach. Czasem zgodnie z własną rolą, często wbrew niej. Wiązały swój los z morzem i mężczyznami różnej profesji, którzy na nie wypływali.
Gdyby walczył jak mężczyzna…
Świat piratów był światem męskim – podobnie jak ówczesny świat biznesu, sztuki czy polityki. Kobiety, które chciały go zawojować, musiały przyjąć męski sposób bycia, myślenia i zachowania, a także wykazać się przedsiębiorczością, odwagą i bezwzględnością. Doskonałym tego przykładem (z epoki poprzedzającej złoty wiek piractwa) była Grace O’Malley (ok. 1530–1603), zwana przez Irlandczyków Gráinne Ní Mháille (Granuaile). Tak pisze o niej Angus Konstam w książce Świat piratów:
Jej ojciec, naczelnik klanu Ní Mháille, inaczej O’Malley, był panem długiej linii wybrzeża w obecnym hrabstwie Mayo, pobierał podatek od rybaków łowiących na pobliskich wodach. W 1546 Gráinne poślubiła Donala O’Flaherty’ego ze szlachetnego rodu, który zajmował się drobnym piractwem. […]
Wdowa kontynuowała mężowskie rzemiosło; rezydowała w fortecy ojca na wyspie Clare Island, przy zachodnim brzegu hrabstwa Mayo. Na polecenie zaniepokojonej administracji lokalnej została w 1577 roku aresztowana (po oblężeniu fortecy), lecz potem wypuszczono ją z więzienia. Jej dzieci zatrzymano w charakterze zakładników. Udała się do Londynu; uzyskała audiencję u Elżbiety I, a w efekcie – uwolnienie latorośli. Starzejąca się piracka królowa do śmierci uprawiała swą niecną, choć pozbawioną rozmachu działalność.
Gráinne Ní Mháille, która doczekała się nawet kilku monografii na swój temat, była jednym z niewielu przypadków kariery płci pięknej w branży: przez cały wiek XVII oraz XVIII piractwo pozostawało domeną panów. Kobiecym powołaniem miał być dom, kuchnia i rodzenie dzieci, a nie żegluga, rabunek oraz walka. Zapewne dlatego ówczesne społeczeństwo tak zszokowała obecność dwóch kobiet – Anne Bonny i Mary Read w załodze Johna „Calico Jacka” Rackama.
Historia dwóch nieustraszonych piratek, które wkradły się do zamkniętej społeczności piratów w męskich przebraniach, zdobywając sobie sławę wulgarnych, bitnych i okrutnych, nawet dziś intryguje i zastanawia. Obie panie najwyraźniej doskonale czuły się w swojej roli, skoro Bonny podczas egzekucji kochanka rzuciła pogardliwy komentarz: „Gdyby walczył jak mężczyzna, nie musiałby zawisnąć jak pies”.
Trzeba im oddać piracki honor, gdyż swoją sławę zawdzięczały wyłącznie własnym przymiotom, pomimo wielu przeciwności zdobywając wolność decydowania o sobie i swoim życiu pod piracką banderą. Stały się symbolem zwycięstwa nad ograniczeniami swojej epoki i zrzucenia okowów „kobiecych” ról społecznych. I choć trudno powiedzieć, czy miały jakieś aspiracje lub marzenia związane z piracką karierą, nie udało im się dokonać w swym fachu wielkich rzeczy. W przeciwieństwie do żyjącej ponad pół wieku później Zheng Shi, zwanej też Madame Zheng, która z powodzeniem kontynuowała spuściznę męża, dowódcy Floty Czerwonej Bandery w 1807 roku. Jak czytamy w Świecie piratów:
Nad pirackim mocarstwem zapanowała kobieta, która wedle tradycji pierwotnie zwróciła na siebie uwagę wielkiego Zhenga, będąc prostytutką w Kantonie. Dowiodła, że ma wrodzony talent kierowniczy. Wykazywała kompetencje i upór, zdobyła uznanie, w ciągu kilku lat rozbudowała Czerwoną Banderę do pokaźnych rozmiarów ośmiuset dżonek. Na okres trzech lat zdominowała całkowicie strefę przybrzeżną od Hajnanu do Formozy.
Zdeterminowana i nieustraszona Madame Zheng nie czuła respektu przed nikim – nie wahała się nawet porywać Brytyjczyków dla okupu, do czego nigdy nie posunąłby się jej mąż. We wrześniu 1809 roku pojmała siedmiu marynarzy ze statku Brytyjskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej zakotwiczonego pod Kantonem. Jeden z jeńców, Richard Glasspole, tak opisał prawa obowiązujące pod rządami Madame Zheng: „kradzież, nieposłuszeństwo, gwałt karane były śmiercią; drobniejsze przewinienia, na przykład dezercja – obcięciem ucha, kciuka, nawet całej ręki bądź nogi”. Karność i dyscyplina były kluczem do utrzymania porządku.
Kariera Madame Zheng zakończyła się po trzech latach. Po wyczerpujących walkach z flotą cesarską uznała swoją klęskę i przyjęła ułaskawienie. Z niewielką liczbą sił wycofała się do Guangdongu, gdzie znalazła sobie inną rynkową niszę, w której mogła realizować swoje przedsiębiorcze talenty. Przez kolejne trzy dekady prowadziła największy na chińskim wybrzeżu przemyt opium.
Czytaj też: Okrutne rabunki, szał destrukcji i… morze rumu. Czy „złoty wiek” piractwa faktycznie był złoty?
Baba? Towar jak każdy inny!
Niektórzy badacze nazywają społeczność bukanierów (poprzedników piratów „złotego wieku”) szowinistami, dla których kobiecość oznaczała wyłącznie słabość i porażkę. Twarde wilki morskie doby renesansu czy oświecenia postrzegały płeć piękną jako nadającą się właściwie wyłącznie do uciech cielesnych, zwykle krótkotrwałych, o czym wspominają autorzy monografii poświęconej piratkom: „Ich opinia o kobietach nie różniła się niczym od poglądów innych najeźdźców. Dla bukanierów kobiety były towarem, który można było rabować, handlować nim lub dzielić się z towarzyszami broni”.
Słynny Henry Morgan „winił nierządnice za ubóstwo, w jakim żyli jego ludzie”, choć sam za młodu każdą chwilę na lądzie spędzał albo w tawernie, albo w burdelu. Zapadł jeszcze przed pięćdziesiątką (co i tak było rekordem jak na pirata) na dnę moczanową, marskość wątroby i miażdżycę tętnic. W ostatnim roku życia, które zakończył jako gubernator Jamajki, znajdował się pod stałą opieką lekarza, który tak pisał o dawnym postrachu mórz: „chudy, skóra ziemista, oczy pożółkłe, wzdęty brzuch, skarżył mi się na brak apetytu na pokarm; miał mdłości lub wymioty codziennie rano i ogólne zawroty głowy”.
Niewielu paniom udało się pójść w ślady legendarnych piratów i zrealizować marzenia o karierze na morzu – najczęstszym powiazaniem między piractwem a losem kobiety były przemoc i prostytucja. Zarówno w relacjach z pierwszej ręki, listach czy pamiętnikach, jak i opracowaniach książkowych z epoki, na czele z Captain Johnson’s General History… wydanej po raz pierwszy w 1724 roku, roi się od handlu żywym towarem, porwań i gwałtów, które były wpisane w piracki fach.
Możemy więc przeczytać o karaibskim Wybrzeżu Moskitów, gdzie każdy pirat miał w zwyczaju za nóż czy siekierę kupować sobie od miejscowych kobietę, o panamskim Wybrzeżu Perłowym, skąd grasujący po okolicznych wodach w XVII stuleciu piraci regularnie porywali mieszkańców, by sprzedać ich potem do niewoli, albo o Indianach z Bocas del Toro, którzy przestali angażować się z bukanierami w jakiekolwiek interesy, gdyż ci regularnie niewolili ich kobiety.
Załoga Edwarda Englanda według jednej z relacji „w nieludzki sposób zmuszała kobiety do zaspokajania swych żądz”, a licząca 21 osób załoga Thomasa Anstisa po wzięciu w niewolę jakiejś nieszczęśnicy dokonała na niej zbiorowego gwałtu, łamiąc jej na koniec kręgosłup i wrzucając do morza. Z kolei marynarze Johna Gowa schwytali dwie młode dziewczyny, które „barbarzyńsko wykorzystano”.
Czarnobrodego – skądinąd znanego z bycia nieskorym do przemocy – posądzano o to, że zmuszał swoją szesnastoletnią (czternastą z kolei) żonę do seksu grupowego z kilkoma członkami swojej załogi. To akurat nie jest prawdą, podobnie jak romantyczna historia ślubu żyjącego w II połowie XVII wieku angielskiego pirata Henry’ego Every’ego z mongolską księżniczką.
Every miał odkryć na porwanym statku wnuczkę cesarza z dynastii Wielkich Mongołów, którą natychmiast poprosił o rękę i poślubił – za jej zgodą – w obrządku muzułmańskim. Jego ludzie pożenili się z kolei z pięknymi służkami księżniczki. Taką wersję mogli przeczytać w 1709 roku Londyńczycy. Prawda jest nieco inna – według dokumentów sądowych oraz zeznań świadków piraci wdarli się na statek, po czym przez kilka dni gwałcili wszystkie znajdujące się tam kobiety. Kilka z nich umknęło oprawcom, skacząc do morza na pewną śmierć lub przebijając się sztyletem.
Czytaj też: Azjatyccy piraci i bitwa na krańcach świata
Diabli balast na pokładzie
Poza licznym gronem pirackich branek, portowych dziewek i „wiecznych narzeczonych” na statkach pływały też żony, przede wszystkim bosmanów, a ich rola bynajmniej nie ograniczała się jedynie do siedzenia w kajucie. Statek często był ich jedynym domem, a te, których mężowie służyli w marynarce, spędzały na morzu wiele trudnych lat.
W marynarce królewskiej panowała surowa dyscyplina, ale obecność „diablego balastu” – czy to żon, czy innych towarzyszek płci pięknej, była powszechniejsza niż wielu sobie życzyło. Admirał John Mennes, rewizor w Royal Navy, utyskiwał w 1666 roku na „plagę kobiet na statkach” i pisał, że na pokładach, zamiast męskich portek, łopotały damskie halki i spódnice. Zaś kapelan marynarki Henry Teonge tak opisywał sceny na fregacie „Assistance” w 1675 roku:
Tutaj wiele żon naszych marynarzy podąża za nimi w morze, a kilka młodych kobiet towarzyszy ukochanym z pieśnią Loath to depart na ustach, żegnając ich ponczem i brandy. Nasz statek był tej nocy pełen zapasów, lecz nieobsadzony załogą, bo niewielu było zdolnych trzymać wartę, gdyby zaszła potrzeba. Ktoś mógłby się dziwić na widok pary wczołgującej się do hamaka czy niewieścich nóg, wiszących po jego bokach. Jacyś kochankowie posnęli na skrzyni, inni, na wpół pijani, trwają w gorących pocałunkach, marynarze pogrążają się we śnie w ramionach kobiet, które wolą wyjść z nimi w morze i tam umrzeć, niźli na lądzie zostać i żyć bez nich.
Nie sposób dziś oszacować, ilu marynarzy było żonatych, ale wiemy, że gdy w 1665 roku eksplodował 76-działowy „London”, którego wrak spoczywa do dziś u ujścia Tamizy, w wypadku zginęło ok. 300 mężczyzn, pozostawiając 50 wdów. Samuel Pepys odnotował kilka sytuacji, w których wysoko urodzeni oficerowie zabierali w morze swoje kochanki, a także jeden przypadek, kiedy to sam król zabronił kapitanowi Williamowi Jenningowi zabrać na fregatę żonę, lecz ta i tak popłynęła za nim na statku handlowym, a mąż robił sobie do niej wycieczki przy każdej możliwej okazji.
Dwieście lat później w brytyjskiej marynarce niektórzy kapitanowie i przynajmniej jeden admirał (nieprzejednany pod tym względem, słynny wiceadmirał Cuthbert Collinwood) nadal zakazywali obecności kobiet na swoich jednostkach, ale przepisy sobie, a życie sobie. W regulaminie fregaty „Indefatigable” z 1812 roku można znaleźć osobne regulacje odnośnie do „kobiet należących do załogi statku”.
Trudno powiedzieć, czy dotyczyły one wyłącznie żon oficerów i marynarzy, ale wiemy, że te panie, które wypływały na morze, często stawały się nieocenioną pomocą dla załogi, na przykład towarzysząc chirurgowi przy pracy albo pomagając w codziennych obowiązkach (choć nie uwzględniano ich w spisie marynarzy i nie otrzymywały wynagrodzenia). Brytyjski marynarz John Nicol pisał o tym, że podczas bitwy morskiej pod Abukirem w sierpniu 1798 roku kobiety obecne na fregacie „Goliath” pomagały chłopcom okrętowym nosić proch do dział:
Niewiasty wykazywały się odwagą i ofiarnością równą mężczyznom, otrzymały wyróżnienie za odwagę. […] Mam dług wdzięczności wobec żony kanoniera, która przynosiła nam od czasu do czasu wino, dodając otuchy i zagrzewając do walki. Niektóre odniosły w bitwie rany, jedna zmarła i pogrzebaliśmy ją na małej wysepce w zatoce. Jedna z niewiast powiła w trakcie walk syna.
Choć poród w towarzystwie dudniących dział, biegającej załogi i wybuchającego prochu musiał być doświadczeniem granicznym, w dobie długich podróży morskich dzieci przychodziły przecież na świat także na statkach. Nawet niechętny obecności kobiet na pokładzie admirał Nelson został ojcem chrzestnym maleństwa, które urodziło się na „Minotaurze” w lipcu 1800 roku.
Dwanaście lat później w starciu morskim pewien marynarz służący na slupie wojennym i jego żona ponieśli śmierć, osierocając trzytygodniowe niemowlę. Na pokładzie nie było innej karmiącej kobiety, ale dziecko uratowano, pojąc je mlekiem pokładowej kozy.
Gdy w 1847 roku przyznano Medal Ogólnej Służby Morskiej za służbę podczas konfliktów i operacji morskich w Royal Navy wszystkim mężczyznom (i tylko mężczyznom) niezależnie od wieku, którzy mogli dowieść swej obecności, jednym z niewielu ocalałych, który otrzymał to odznaczenie za bitwę pod Uschant 1 czerwca 1794 roku, był Daniel Mackenzie z „Tremendous”. Na medalu wygrawerowano jego nazwisko i rangę: „Daniel T. Mackenzie – Niemowlę – H.M.S. Tremendous”.
Ile pań wiernie trwało przy walczących w bitwie i ginęło u boku swych mężczyzn? nie wiadomo. Wiemy za to, że dopiero dwa stulecia później, w 1993 roku, Wielka Brytania poszła w ślady innych krajów i zrównała służące w Royal Navy kobiety z mężczyznami w prawach i przywilejach.
Bibliografia:
- Klausmann, U., Meinzerin, M., Kuhn, G., Women Pirates and the Politics of the Jolly Roger, Montreal 1997.
- Konstam, A., Świat piratów. Historia najgroźniejszych morskich rabusiów, Bellona 2020.
- Kuhn, G., Life Under the Jolly Roger: Reflections on Golden Age Piracy, Chicago 2010.
- Little, B., Złoty wiek piratów, tłum. M. Studencki, Kraków 2017.
- Rodger, N.A.M., The Command of the Ocean. A Naval History of Britain 1649–1815, London 2004.
- Stark, S. J., Female Tars: Women Aboard Ship in the Age of Sail, London 1996.
- Turley, H., Rum, sodomy, and the lash: piracy, sexuality, and masculine identity, New York 1999.
- Woodard, C., Republika piratów, tłum. B. Czartoryski, Kraków 2014.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS