Przeżył 77 lat (bez czterech dni), panował przez 72 lata, trzy miesiące i 18 dni. Rządził najdłużej spośród europejskich władców, a na kartach historii zapisał się jako Ludwik XIV Wielki. I nie bez powodu, choć pod złotą otoczką Króla Słońce kryło się sporo brudu. I to nie tylko dlatego, że monarcha był na bakier z higieną…
Brud, smród i… splendor – tak można najkrócej opisać Wersal Ludwika XIV. Fekalia zalegające na pałacowych korytarzach sprzątano zaledwie raz w tygodniu, a sam władca stronił od kąpieli (miał jej zażyć łącznie zaledwie dwa razy!). Nieprzyjemne zapachy maskował pudrami i ciężkimi perfumami. Zresztą nie była to jedyna rzecz w jego życiu, którą – mniej lub bardziej skutecznie – próbował zatuszować.
Król propagandy
Za jego wizerunkiem wspaniałego Króla Słońce stał… cały sztab artystów pędzla, dłuta, pióra, a także nożyczek czy batuty. Przykład? Po zwycięstwie Francuzów nad Hiszpanami w bitwie pod Rocroi w 1643 roku uwieczniono na rycinie moment, gdy triumfujący władca gratuluje generałowi dowodzącemu francuskimi wojskami. Obrazek nosił znamienny tytuł: „Pierwsze zwycięstwo Ludwika XIV”. Artyście – ani nikomu z otoczenia króla – zdawał się nie przeszkadzać fakt, że monarcha miał wówczas zaledwie pięć lat.
I w zasadzie nic dziwnego, wszak mit Ludwika zaczął powstawać już od dnia jego narodzin (a nawet wcześniej). Sam fakt, że królowa Anna Austriaczka zaszła w ciążę i powiła następcę tronu po przeszło dwudziestu latach płonnych starań powszechnie uważano za cud.
Delfina, który przyszedł na świat 5 września 1638 roku, z miejsca nazwano Dieu Donné, czyli dar Boga. Maleńki Ludwik jakby sam chciał dowieść prawdziwości tego określenia, od razu po urodzeniu prezentując dwa ząbki – co uznano za dobrą wróżbę. Także w późniejszych latach wielokrotnie powoływał się na swe boskie koneksje. Poniekąd też kreował się na Boga, pisząc:
Jestem informowany o wszystkim; słyszę najmniejszego z poddanych; w każdej chwili świadom jestem liczby i jakości moich wojsk i stanu moich twierdz; nieustannie wydaję rozkazy, aby niczego im nie brakowało; odbieram i czytam depesze; sam odpowiadam na niektóre z nich, co do innych zaś, pouczam sekretarzy, jak mają na nie odpowiedzieć; wyznaczam wysokość dochodów i wydatków mojego państwa.
Obraz nieomylnego, miłościwego, absolutnie panującego władcy podtrzymywali nadworni malarze i rzeźbiarze, kompozytorzy i poeci (Molier wychwalał go słowami: „Czyż on sam nie jest cudem widomym na ziemi?”). Historyk Piotr Dmitrowicz w rozmowie z Polskim Radiem komentował: „Rządził w aurze boskości i absolutyzmu. Kiedy umierał, do wzruszonych dworzan miał powiedzieć: »Czyżbyście uwierzyli, że rzeczywiście jestem nieśmiertelny?«”.
Jednak aby gwiazda Króla Słońce przez niemal osiem dekad świeciła jasnym (wręcz oślepiającym) blaskiem, jego „fabryka chwały” musiała działać pełną parą…
Czytaj też: Zapach potu, krwi, nasienia i perfum – królewski fetor w Wersalu
Łoże rozkoszy
Istotnym elementem tworzenia królewskiej sławy były też… podboje miłosne. Jak wielu jego poprzedników i następców Ludwik nie grzeszył wiernością żonie, poślubionej ze względu na interes państwa Marii Teresie Habsburg, która urodziła mu sześcioro dzieci (tylko jedno – pierworodny syn Ludwik – dożyło wieku dorosłego; Wielki Delfin nie doczekał się jednak objęcia tronu, bo ojciec przeżył zarówno syna, jak i wnuka; Ludwik XV był prawnukiem Króla Słońce).
Przez jego – było nie było – królewskie łoże przewinęło się mnóstwo kobiet. Jak twierdzi Vincent Cronin: „Ludwik przestrzegał zasady, by nikt, nawet najbliżsi przyjaciele, nie wtrącał się w jego romanse. »Mając większe niż ktokolwiek w jego królestwie skłonności do romansów«, pragnął kochać swobodnie i w pełni”. Żyjący na przełomie XVII i XVIII wieku pisarz Jean-Baptiste Primi Visconti tak tłumaczył monarszą żądzę:
Każda dama na dworze miała ambicje, by zostać kochanką Króla. Wiele dam tak zamężnych, jak i niezamężnych mówiło mi, że nie jest obrazą ani dla męża, ani dla Boga starać się o to, by być kochaną przez władcę. Musimy więc być wyrozumiali dla Króla, jeśli ulegnie tak licznym pokusom.
Nic zatem dziwnego, że Ludwik doczekał się wcale niemałej gromadki nieślubnych potomków. Co ciekawe, większości z nich nie uznał (choć według jednej z hipotez on sam pochodził z nieprawego łoża, jego ojcem miał być bowiem nie Ludwik XIII, a… kardynał Mazarini).
Ludwikowymi miłostkami żyła cała Francja, a jego faworyty na trwałe zapisały się na kartach historii. Do najsłynniejszych należały Louise Françoise de la Baume le Blanc, Françoise Athénaïs de Rochechouart de Mortemart (markiza de Montespan) czy Françoise d’Aubigné (markiza de Maintenon), z którą wziął sekretny ślub.
Czytaj też: Noce poślubne francuskich władców
Jedzenie rozpływające się w ustach
Władca nie stronił zresztą od rozpusty nie tylko w sypialni. Z równym zapałem oddawał się też… jedzeniu. Mawiał, że dobrego człowieka można poznać po tym, ile je. Był przy tym prawdziwym smakoszem (w królewskiej kuchni pełną parą pracowało około 500 osób, a posiłki były tak wytworne, że monarcha kazał dworzanom bić im pokłony) i niemałym żarłokiem. Wika Filipowicz opisuje:
Przeważnie jedzono w ciszy, król bowiem wolał się skupić na przyswajaniu kolejnych potraw, niż prowadzić konwersacje. Jadł dużo i łapczywie. Ilość pochłoniętego przez niego jedzenia, nawet w czasach gdy, ogólnie rzecz biorąc, jedzono obficie, budziła zdumienie.
Na jego stole – nomen omen – królowały mięsa (m.in. sprowadzone z Ameryki Północnej indyki), zupy, owoce, wyszukane słodycze i sery ściągane z najdalszych zakątków kraju. Swoich kucharzy nakłaniał do komponowania coraz to wymyślniejszych potraw (np. cielęcego ozorka z truflami w cieście francuskim czy szparagów zapiekanych w beszamelu). W źródłach zachowały się opisy jego posiłków, na które potrafił zjeść (na jedno posiedzenie!): „cztery rodzaje zup, całego bażanta, kuropatwę, talerz sałaty, baraninę w sosie własnym z czosnkiem, dwa kawałki szynki i talerz słodkości”.
Nierzadko bywało, że ucztował za cudze pieniądze. Często gościł bowiem u co zamożniejszych poddanych – po koronacji 7 czerwca 1654 roku w zwyczaj weszło mu zaglądanie w porze posiłku do domu tego czy innego notabla. Oczywiście władcy nie można było podejmować byle czym, więc gospodarze na iście lukullusowe uczty wydawane na cześć Ludwika tracili majątki.
Co najmniej raz zdarzyło się też, że królewska biesiada kosztowała życie majordomusa. François Vatel służący na dworze księcia Ludwika II de Condé popełnił samobójstwo, gdy okazało się, że podczas kolacji na dwóch stołach przeznaczonych dla mniej znamienitych gości zaserwowano zbyt mało miejsca, a dostawa ryb na kolejny wieczór się opóźniła…
W (nie)zdrowym ciele…
W rozkoszowaniu się wykwintnymi potrawami przeszkadzała Ludwikowi XIV jedna „drobna” kwestia. Otóż ów słynny władca… nie miał zębów. Z tego powodu jego kucharze musieli wyspecjalizować się w przyrządzaniu pasztetów, zup kremów i rozmaitych innych dań, które można było spożywać bez gryzienia.
Jak doszło do tego, że promienny uśmiech Króla Słońce był bezzębny? Niemałą rolę odegrał w tym jego nadworny lekarz Antoine d’Aquin. Nie bez racji uważał on, że popsute zęby przyczyniają się do chorób, więc – jeden po drugim – usunął „źródło problemów” monarchy. Rozwiązanie okazało się jednak niezbyt skuteczne. Nie dość, że Ludwik musiał do końca życia żywić się wyłącznie jedzeniem, które dosłownie rozpływało się w ustach, to na dodatek wciąż zmagał się z szeregiem mniej lub bardziej poważnych dolegliwości.
I tak na liście jego schorzeń były: migreny i niestrawność (niewykluczone, że wynikające z zakażenia tasiemcem), podagra, a także przetoka odbytu, którą dwukrotnie operowano. To niemal cud, że Ludwikowi udało się dożyć do sędziwego jak na tamte czasy wieku 77 lat. Zwłaszcza jeśli uwzględnić poziom lekarskiej „troski”, którą był otoczony (z raportów nadwornych medyków wynika między innymi, że w ciągu życia wykonano królowi przeszło dwa tysiące lewatyw…).
Ogólnie rzecz biorąc, można jednak powiedzieć, że Ludwik cieszył się dobrym zdrowiem. Jego stan gwałtownie pogorszył się dopiero na krótko przed śmiercią – latem 1715 roku. Vincent Cronin opisuje:
Mocno schudł, policzki miał zapadnięte, stracił sprężysty chód. Jego wygląd przestał zwodzić — to był siedemdziesięciosześcioletni mężczyzna, który nie cieszył się najlepszym zdrowiem. Wieści o stanie zdrowia króla obiegły Europę i stały się tematem rozmów w jej stolicach. W Londynie przyjmowano zakłady, czy Ludwik dożyje do końca września.
Nie dożył. Zmarł 1 września 1715 roku po tym jak w skaleczenie na nodze wdała się gangrena. Pochowano go w bazylice Saint-Denis w Paryżu – zabalsamowane serce spoczęło w osobnej szkatule. Ponoć po złupieniu świątyni podczas rewolucji w 1793 roku trafiła ona w ręce ekscentrycznego kolekcjonera, który… zjadł jej zawartość.
Bibliografia:
- G. Bordenove, Ludwik XIV, Świat Książki 2006.
- P. Burke, Fabrykacja Ludwika XIV, Wydawnictwo Uniwersytetu Warszawskiego 2011.
- V. Cronin, Ludwik XIV, Da Capo 2001.
- P. Gaxotte, Ludwik XIV, Państwowy Instytut Wydawniczy 1984.
- W. Filipowicz, Przy stole z królem. Jak ucztowano na królewskim dworze, Znak Horyzont 2020.
- A. Levi, Ludwik XIV. Epoka intryg i spisków, Bellona 2008.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS