A A+ A++

W latach 90. XX wieku symbol szalonego kapitalizmu z nutą wschodniej fantazji, centrum handlu na Podlasiu. Dziś szarzyzna, beton, blacha, coraz więcej pustych straganów i rozczarowanych sprzedawców. Tak wygląda niegdyś kultowy rynek przy ulicy Kawaleryjskiej w Białymstoku, który podupada od dłuższego czasu. Teraz dobija go pandemia.

d2hybeq

Kolorowe stragany, tłumy ludzi, tony towaru, skoczna muzyka, gwar przekrzykujących siebie i muzykę Polaków i Białorusinów. Targowisko przy Kawaleryjskiej jeszcze kilka – kilkanaście lat temu tętniło życiem. Kojarzył je każdy mieszkaniec województwa, a także wielu Polaków, ponieważ posłużyło za scenografię do ujęć serii filmów Jacka Bromskiego “U Pana Boga…”.

Teraz na największym podlaskim bazarze można odnieść wrażenie, że sprzedających jest zdecydowanie więcej niż kupujących. W zasadzie są niemal sami handlarze. Aż trudno uwierzyć, że to miejsce kiedyś było zakupowym centrum regionu. Trudno też uwierzyć, że teraz można tam cokolwiek zarobić.

WP

(WP)

Trzeba dokładać do interesu

d2hybeq

Zdaje się, że sami handlarze przestali już wierzyć w rentowność ich małych biznesów. – Jaki ruch? Od początku pandemii nie ma żywej duszy – przyznaje pan Janek, właściciel sklepiku z narzędziami. Senior handlem zajmuje się od lat 70. Na Kawaleryjskiej jest od początku, czyli od wczesnych lat 90. i dobrze pamięta czasy świetności tego miejsca. – Kiedyś z każdej strony ludzie wychodzili, teraz godzinę możesz stać i nikogo nie będzie – żali się senior.

 WP

(WP)

Jak informuje na swojej stronie internetowej miejska spółka Lech, która zarządza obiektem, Targowisko Miejskiej przy ul. Kawaleryjskiej to prawie 90 tysięcy metrów kwadratowych. Na tym terenie znajduje się ponad dwa tysiące punktów sprzedaży.

Kolejny z handlarzy – pan Artur – już zweryfikował te liczby. Ten przedstawiciel młodszego pokolenia sprzedawców (choć na oko też już około pięćdziesiątki) przyznaje, że teraz ma dużo czasu na analizowanie wszystkiego, tylko niestety nie pieniędzy w kasie.

d2hybeq

– Na wiosnę wystawili “budy” do przetargu, bo ludzie porezygnowali, jak się zaczęło z tym COVID-em. Policzyłem, że zaoferowali wtedy prawie 250 miejsc. Nikt się nie zgłosił, żeby wydzierżawić – szacuje handlarz.

Obejrzyj także: Zawód: stolarz mebli kuchennych. “Uczysz się, by robić u kogoś, a potem by ktoś robił u ciebie”

Jak mówi, iskierka nadziei pojawiła się na początku listopada, jednak tak jak szybko zapłonęła, tak szybko zgasła. – Jak zamknęli galerie handlowe, to się trochę ruszyło. Było zero obrotu, a od tego czasu pojawiło się zero i trochę. Zawsze to większa szansa na klientów, a w sobotę i niedzielę to w ogóle zaczynało się dziać całkiem dobrze. Teraz otwierają galerie i znowu będzie lipa – przewiduje pan Artur.

d2hybeq

Pandemia tylko pogłębiła marazm handlarzy z Kawaleryjskiej. Tak uważa dobijający do emerytury pan Wiesław, który pracuje na targowisku od początku jego istnienia. – Kiedyś był taki ruch, że miałem cztery “budy” – trzy handlowe i magazyn. Teraz siedzimy tylko w jednej – na zmianę ja i żona, bo dla dwóch osób nie ma co robić – przyznaje i wspomina z sentymentem, że jeszcze niedawno pod koniec listopada czuć było już przedświąteczny ruch.

Z czego zatem żyją handlarze? Trochę pomogło państwo – skorzystali z tarcz dla mikroprzedsiębiorców, pomogła też spółka Lech, która obniżyła czynsze. To jednak i tak ciągle za mało. – Trzeba wyciągać z szafy worek, brać z niego i dokładać do interesu – gorzko śmieje się pan Janek.

Duże targowisko. Jeszcze większa polityka

Białostoczanka, ekonomistka dr Ewa Tokajuk z Wydziału Inżynierii Zarządzania Politechniki Białostockiej uważa, że sprzedawcy z Kawaleryjskiej przespali czas na zmiany.

d2hybeq

– Prosperity targowiska na Kawaleryjskiej już minęło. Na pewno wpłynęła na to budowa galerii handlowych, które są zdecydowanie wygodniejsze i przyjemniejsze do robienia zakupów. Targowisko przestało być atrakcyjne, przez wiele lat nie rozwinęło się na tyle dobrze infrastrukturalnie, żeby zachęcać do przyjazdu i kupna tam – diagnozuje ekonomistka.

W jej ocenie sprzedawcy przyzwyczaili się do tego, że mają stałych klientów z Białorusi. Handlarze nie wprost, ale potwierdzają tę teorię.

– Ten rynek stoi na Ruskich. Jak Białorusini przestali jeździć przez pandemię, to się skończył handel – przyznaje pan Artur i narzeka na rodzimych klientów.

– Polak to jest bardzo wygodny. Ma zakupy w Internecie, są też galerie. Tam pełna kulturka, nie to co u nas – w syfie, zimnie i błocie. A Ruski przyjeżdżał i musiał wziąć – czy deszcz, czy spiekota. Te dozwolone 26 kilogramów towaru musiał wziąć, żeby na pusto nie jechać – porównuje pan Artur.

d2hybeq

Handlujący sami nie wiedzą, co myśleć o sytuacji politycznej u sąsiadów ze Wschodu. Boją się, że przez napiętą sytuację na Białorusi granica pozostanie zamknięta nawet po pandemii. Nie wiedzą też, czy dla nich lepszy byłby upadek reżimu Łukaszenki, czy obecny układ. Niektórzy sądzą, że jak upadnie dyktatura, nikt na Zachód na zakupy nie będzie jeździł. A na pewno nie na rynek.

 WP

(WP)

– Nie wiadomo, co lepsze: czy jak by Łukaszenka został, czy przeciwnie. I w Polsce, i tam są różne zdania. A dla nas bez Białorusi to będzie koniec – zastanawia się pan Artur.

Problem z peselem

d2hybeq

Kto może i ma pomysł, próbuje z Kawaleryjskiej uciec. Jak mówią sami sprzedawcy, wielu kolegów odeszło z branży. – Dużo facetów poszło z rynku – wielu z nich na przykład jeździ na tirach – przyznaje pan Artur. On sam jeszcze liczy na to, że coś się ruszy. Uważa, że w najgorszej sytuacji są kobiety.

– Moja żona ma 50 lat, to gdzie ona do pracy teraz pójdzie, jak handluje od dziewiętnastego roku życia – zastanawia się sprzedawca.

Pan Wiesław boryka się z identycznym problemem. Przyznaje, że wielu jego kolegów także.

– Pesel już nie ten, żeby szukać pracy. Już nie chcą nawet rozmawiać. Całe szczęście, przynajmniej żona jest już na emeryturze – mówi mężczyzna, któremu pozostało jeszcze kilka lat, aby wypracować świadczenie z ZUS-u.

 WP

(WP)

Pan Janek z kolei jest już emerytem, Kawaleryjską traktuje jak drugi dom. Wydaje się, że przychodzi pohandlować już raczej towarzysko, choć ludzi i okazji do rozmów jest coraz mniej. – Co będę w mieszkaniu z żoną siedział i się kłócił – żartuje z przekąsem.

Deweloperzy zacierają ręce

Nadziei na poprawę sytuacji handlujących za bardzo nie ma. – Nie widzę tu światełka w tunelu. Muszą przeczekać ten okres albo jeszcze lepiej, wykorzystać go w taki sposób, by szukać rozwiązania, jak przyciągnąć miejscowego klienta do siebie – proponuje ekonomistka dr Ewa Tokajuk.

Sami sprzedawcy jednak za wiele nie mogą zdziałać. Oni jedynie dzierżawią stanowiska. Być może gruntowna przebudowa targowiska mogłaby pomóc. Trzeba byłoby jednak zlikwidować tony blachy i dykty, z których zrobione są “budy”, postawić estetyczne, zadaszone pawilony. Handlowcy nie wierzą w to, by bazar doczekał się takiej metamorfozy. Po rynku krążą za to inne wieści.

 WP

(WP)

– Kawaleryjska to kultowe miejsce, ale jest to też łakomy kąsek dla deweloperów – przy pięknym, nowoczesnym Stadionie Miejskim, w pobliżu las – przyznaje pan Wiesław.

Podobne przypuszczenia mają też inni. – Famy na rynku chodzą, że tu już deweloper zaklepał miejsce i nawet zaliczkę wpłacił. Z czasem chyba bloki tu będą. Jeszcze z 200 miejsc handlowych wypadnie i ogłoszą nierentowność – tak twierdzi z kolei pan Artur.

Dr Ewa Tokajuk niczego nie przesądza, jednak stwierdza, że postawienie bloków w miejsce rynku jest bardzo prawdopodobne. – Dobrze wiemy, że Białystok to miasto deweloperów – kwituje ekonomistka.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułZapiski Prymasa Tysiąclecia w wersji filmowej
Następny artykułPobiegnij gdzie chcesz – trwa Mikołajkowy Bieg z Nadzieją