Gdy spojrzeliśmy na skład Herthy Berlin na dzisiejsze derby z Unionem – załamaliśmy się. Mimo kontuzji głównego konkurenta do gry, mimo ciężaru oczekiwań, z jakimi wiązał się jego transfer – Krzysztof Piątek zaczął mecz na ławce. Trener Bruno Labaddia wolał rozpocząć derbowy bój bez klasycznej dziewiątki, niż postawić na Polaka. Dopiero w przerwie, przy wyniku 0:1, zdecydował się na wprowadzenie snajpera.
A ten zadbał, byśmy dziś naprawdę przeżyli superPiątek.
Od razu zaznaczmy – nie mieliśmy wielkich oczekiwań. Piątek jest w tym sezonie właściwie uosobieniem Herthy Berlin – spora cena, ogromne oczekiwania, wielkie ambicje i równie wielkie rozczarowania, właściwie w każdej kolejce Bundesligi. W dzisiejszej zapowiedzi zestawialiśmy nawet obie drużyny. Hertha – mocarstwowe projekty, kupa kasy na transfery, zapowiedzi walki o puchary. Union? Pokora, praca, bardzo tani zespół, za to porządnie zgrany i dobrze prowadzony przez Ursa Fischera. Efekty? Union tuż za pucharowiczami, na szóstym miejscu, Hertha prawie pod strefą spadkową, trzynasta.
Derby jednak – uwaga, uwaga, uwaga – rządzą się własnymi prawami!
Przede wszystkim – w derbach zdarza się, że ktoś kopnie rywala w szyję. Nie ma sensu zaczynać od czegokolwiek innego – to zdarzenie z 24. minuty zdefiniowało spotkanie. Wcześniej padł gol dla Unionu, Awoniyi wykorzystał doskonałe prostopadłe podanie Ingvartsena. Ale generalnie – gospodarze wyglądali tak, jak wcześniej w tym sezonie, niespecjalnie interesowali się tworzeniem sytuacji czy ogólnie poprawnym wykonywaniem piłkarskich zagrań. No ale koło ratunkowe rzucił im Andrich.
My wszystko rozumiemy. Kibice patrzą, to derby, wojna, walka, surowa wołowina. Ale do diabła, przyfanzolić przeciwnikowi takiego high-kicka, żeby mu prawie głowa z szyi zleciała? Czerwona kartka i długie zawieszenie, byliśmy absolutnie zaszokowani, że musi tutaj w ogóle wkraczać do akcji VAR. Bandytyzm został skarcony przez arbitra, ale potem też Hertha wzięła odwet na brutalu. W przerwie Labaddia wprowadził Piątka i Dilrosuna.
I zaczął się czas zemsty.
Początek był dość niewinny – chyba jednak lekki błąd Luthe, który najpierw wypluł niespecjalnie mocny strzał, a potem nawet nie zainterweniował przy równie anemicznym kopnięciu Pekarika. Sześć minut po przerwie zrobiło się 1:1, Hertha miała w perspektywie grubo ponad pół godziny gry w przewadze. Wtedy na scenę wkroczył Krzysztof Piątek.
Przy pierwszym golu mieliśmy jeszcze trochę absmak. Nie zrozumcie nas źle, ostatnio cieszymy się z każdego gola Piątka, ale jednak – bardzo mocno pomógł mu tutaj rykoszet, piłka poleciała właściwie w drugą stronę, niż on sam chciał ją skierować. Z drugiej strony jednak – to właśnie Piątek swoim pressingiem wymusił błąd na bramkarzu, potem zaś dobrze przyjął piłkę i uderzył z półobrotu. Byliśmy zadowoleni, ale razem z komentatorami liczyliśmy, że to nie koniec.
No i to nie był koniec. Drugi gol to już Piątek, jakiego znamy i kochamy. Okej, trochę mu nie wyszło początkowo przyjęcie, ale po chwili, gdy piłka do niego wróciła, uderzył z powietrza, sytuacyjnie i intuicyjnie, ale przede wszystkim czyściuteńko, celnie i mocno. Pyk, 3:1. Dwa gole Piątka w derbach, coś jak wykupienie kilkunastu tysięcy karnetów dla fanatyków, którzy ten mecz przecież będą wspominać przez pół roku.
Jakże przyjemnie nam się zrobiło, gdy Piątek wykonywał te swoje pistoleciki.
Po prostu tęskniliśmy za takim widokiem, za takimi golami. Ale przede wszystkim – kiedy udowadniać swoją przydatność, jeśli nie w derbach, w dodatku w takich, gdzie trener nie zdecydował się na wystawienie napastnika od początku, stawiając na jakiś dziwny fikołek taktyczny? Kurczę, idealny moment, idealna chwila, idealne okoliczności. Tak jak przy trzecim golu oglądaliśmy ten niemal zwierzęcy, napastniczy instynkt, tak i sam fakt zdobycia dwóch bramek dzisiaj ma swoją wymowę.
Oby to był przełom dla Piątka, oby to był przełom dla Herthy. W najbliższych tygodniach grają z ligowym dżemikiem, Mainz, Freiburg, potem Schalke. Byłoby dobrze, gdyby Piątek teraz nie tylko odzyskał miejsce w jedenastce, ale też swoją strzelecką formę. Już najwyższy czas, jeśli chcemy zaskoczyć naszym napastnikiem na Euro, choćby w takiej roli jak dzisiaj – zmiennika i egzekutora.
Hertha – Union 3:1 (0:1)
Pekarik 51′, Piątek 74′, 77′ – Awoniyi 20′
Fot.Newspix
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS