Praca zdalna zaczyna obniżać morale pracowników, wyczerpują się rezerwy, panuje huśtawka nastrojów w gospodarce i niepewność otoczenia biznesu. Tak wynika z raportu „Polski biznes w sytuacji pandemii” przygotowanego przez ekspertów od zarządzania z Akademii Leona Koźmińskiego. Od kwietnia naukowcy prowadzą serię badań, które na bieżąco analizują, jak polskie firmy adaptują się do kryzysu wywołanego pandemią koronawirusa. Czwarty raport z badań dotyczy okresu od kwietnia do początku października.
Kto jest przepytywany w ramach badań? – To jest grupa absolwentów Executive MBA Koźmińskiego i ich skłonność do uczestnictwa w takich badaniach powinna być wysoka. I na początku była niezła – mieliśmy 120-130 odpowiedzi, a w ostatniej turze do 12 października otrzymaliśmy tylko 50 odpowiedzi. Ale to normalne, że w kolejnych turach jest ich coraz mniej. Zresztą ta ankieta jest nietypowa, bo my zadajemy pytanie, a na końcu każdego jest „Dlaczego?”. Niektórzy odpowiadają czterema zdaniami, a inni 15-20 – mówi prof. Krzysztof Obłój, inicjator i kierownik badań. – Ale ludzie są tak zmęczeni i sfrustrowani, że nawet najaktywniejsi wysiadają. W marcu ludzie byli niesamowicie skoncentrowani i działała adrenalina. W czerwcu było uczucie niepokoju. We wrześniu mieliśmy już frustrację, a w październiku frustrację i strach – dodaje.
Sytuacja firm nie taka zła, ale mimo to nastroje są coraz gorsze
Głównym kryterium decyzyjnym w firmach jest dbałość o bezpieczeństwo pracowników i kondycję finansową firmy, umożliwiającą jej przetrwanie. Bardzo rzadko podejmowane są próby rewizji strategii, modelu biznesowego. Ponadto panuje huśtawka nastrojów i niepewność otoczenia biznesu. Z jednej strony respondenci zgłaszają wyraźne wyhamowanie inwestycji, prywatnych i samorządowych i ograniczenia popytu. Z drugiej strony, po zniesieniu pierwszego lockdownu w wielu branżach nastąpił powrót do względnej normalności i wzrost popytu.
– Wiemy, jaka jest sytuacja gospodarki i że są branże, które zostały uderzone strasznie – takie jak eventy, kultura, sport, motoryzacja, sektor lotniczy itd. Jednak w wielu branżach ta pandemia spowodowała spadek przychodów, ale nie pogorszyła sytuacji przedsiębiorstw. Wśród firm, które nam odpowiadają, są takie, które mają najlepszą sytuację finansową w historii – wszyscy mają trudne życie, bo funkcjonują w sytuacji zagrożenia, ale opływają w pieniądze. Marżowo spora część firm będzie miała najlepszy rok w historii – wskazuje Obłój.
Skąd tak dobre wyniki, mimo pandemii? – Spadły przychody, z wyjątkiem firm software’owych, usług dla firm, dostarczania żywności, e-commercu i tym podobnych. Taka branża jak remonty i wyposażenie mieszkań urosła, podobnie ogrody. Sklepy straciły obroty i klientów, ale sprzedaż przez internet wzrosła ogromnie w wielu sektorach. A tam, gdzie spadły przychody, jednocześnie spadły koszty – m.in. ze względu na zawieszenie ZUS i ograniczenie płac, choć firmy w naszym badaniu rzadko deklarowały korzystanie z tarcz. Ale koszty spadły także, bo samochody firmowe stały – sprzedażowcy zaczęli pracować online. W bardzo wielu miejscach zatrudnienie i czynsze zostały zmniejszone. W korporacjach międzynarodowych trzecim lub czwartym najwyższym kosztem są delegacje – za przeloty, diety i hotele płacono olbrzymie kwoty i nagle ta pozycja zniknęła – mówi Obłój.
Brak delegacji to zaoszczędzone pieniądze w firmie, ale też niższy zarobek pracownika. – Delegacja do Chin na 10 dni to ok. 500 euro diety dla pracownika. A gdy on jeździ do Chin 7–10 razy w roku, to to wcale nie są trywialne pieniądze. Ale to zniknęło, a pracownik traci także to, że nie może się pochwalić, że był w Chinach, coś pozwiedzał, coś przywiózł żonie i dzieciom. To była pewna odmiana od życia. Menedżerowie zawsze narzekali, że byli 200 dni w roku w drodze, ale prawda jest taka, że to lubili. A nagle zostali z żoną, dziećmi i psem w domu. I pracą – zauważa Obłój.
Mamy więc sytuację, w której przy niższych przychodach można realizować podobne zyski, dzięki zmniejszeniu kosztów i wyższym marżom. To oznacza, że firmy, zwłaszcza duże międzynarodowe korporacje, mogą nie chcieć powrotu do stanu sprzed pandemii. – I teraz firmy zaczynają sobie zadawać pytanie: czy to było w ogóle potrzebne? I to może oznaczać rewolucję w zarządzaniu. Ja myślę, że firmy i ludzie będą się jednak przed tym bronić – mówi Obłój.
„Teraz jest gorzej… Ponieważ jest lepiej. Z jednej strony słyszę, że idzie nowy kryzys. W firmie jednak wskaźniki są dobre i dobre perspektywy. Widzę, że wiele firm dookoła ma problemy, choć my mamy wynik lepszy niż rok temu. Mam takie uczucie, jakby wisiało nade mną jakieś olbrzymie zagrożenie (miecz Damoklesa), o którym nie wiem. Mam olbrzymią motywację do działania, by tym zagrożeniem zarządzić, ale go nie znam, nie widzę i prawdopodobnie ono nie istnieje. To chyba coś w rodzaju stresu pourazowego” – napisał jeden z menedżerów.
Ocena tarcz antykryzysowych
– W tym kontekście ciekawa jest ocena wartości tarcz antykryzysowych, która jest bardzo zróżnicowana, od ocen skrajnie negatywnych do bardzo pozytywnych. Wielu respondentów nie skorzystało z tego wsparcia – poza ograniczeniem wpłat na ZUS w początkowym okresie – albo z racji niespełnienia jakiegoś kryterium, albo z racji obaw o późniejsze kontrole – zwraca uwagę Obłój.
Ekspert wskazuje na to, że wśród głosów krytycznych pojawiał się pogląd, że tarcze powinny być skierowane jedynie do branż najsilniej dotkniętych skutkami pandemii. – Jeden z respondentów zwrócił uwagę na uboczne skutki postępu cyfryzacyjnego, do którego administracja nie jest przygotowana. Jego zdaniem wielu przedsiębiorców nawet nie miało szansy wypełnić wniosku, a co dopiero złożyć go szybciej niż automaty wykonujące tysiące zgłoszeń na minutę. Wynikało to z tego, że kryterium oceny była tylko i wyłącznie kolejność zgłoszeń. Natomiast narzędziem do zgłaszania wniosków był formularz internetowy. Taka decyzja zaowocowała uruchomieniem oprogramowania automatyzującego proces wypełniania formularza. Efekt był taki, że w chwili rozpoczęcia przyjmowania zgłoszeń cyfrowe boty blokowały serwery urzędowe – opowiada profesor.
Praca zdalna – zyski i straty
Zdaniem respondentów obieg informacji w firmach w warunkach pracy zdalnej jest utrudniony, a procesy decyzyjne wydłużają się. Poważnym problemem staje się utrzymanie więzi pracowników z organizacją. – Tracimy więzi społeczne, tracimy możliwości podróżowania, tracimy możliwości poznawania ludzi. Ale także bardzo wielu menedżerów w dużych firmach straci swoją władzę, wpływy i autorytet. Gdy przyjeżdża do pana szef, to pokazuje pan swój dział z jak najlepszej strony. Online tego nie ma. Ten system jest bardzo demokratyczny. Ja, gdy prowadzę zajęcia z 50 studentami, to jestem tylko jednym z uczestników – tylko z pewnego szacunku oni mi nie przerywają, ani nie wysyłają wiadomości pornograficznych. Teoretycznie mogę ich wyciszyć, ale oni mogą znów się włączyć. Mogą także sobie pójść zrobić herbatę lub wyjąć piwo z lodówki i robić różne rzeczy w trakcie zajęć. Ja nie mogę na nikogo krzyknąć, a jak ktoś zaśnie, to o tym nie wiem – mówi Obłój.
„Kontakt zdalny – często z uwagi na słabą jakość połączenia bez video – znacząco utrudnia możliwość wyczucia nastroju. Telekonferencje dają możliwość ukrycia pewnych emocji, co z punktu widzenia pracodawcy utrudnia podjęcie właściwych działań na czas” – napisał jeden z menedżerów.
Z jednej strony powtarzającym się w wypowiedziach wątkiem jest większa efektywność wykorzystania czasu pracy, w ramach którego nie ma już rozmów na korytarzu, wspólnych obiadów czy przerw kawowych. Z drugiej strony badani uważają, że w warunkach pracy zdalnej łatwiej o konflikty, a procesy decyzyjne wydłużają się. Zdalne formy kontaktu – telekonferencje, rozmowy telefoniczne – są jedynie niedoskonałym substytutem spotkania.
– Badania pokazują, że zarządzanie w pandemii jest bardzo trudne. Traci się więzi. One murszeją, bo ludzie, z którymi dotychczas byłem blisko zawodowo, są fizycznie niedostępni. Nie mogę wpaść do nich do pokoju i o coś zapytać. Mogę ich zapytać online, ale nie wiadomo, kiedy odpowiedzą. To się robi bardziej złożone. Na razie nie widzimy konsekwencji tego dla firm i ludzi, bo to jest bardzo wczesny etap – mówi Obłój. – W marcu była jeszcze adrenalina – to było coś nowego, czas uczenia się, poznawania aplikacji. Teraz to codzienność i ludzie odkryli, że jest dość beznadziejnie. Internet pozwala wykonać pracę, ale to za mało – dodaje.
„Kreatywność pracowników spada, ponieważ jest ona zazwyczaj stymulowana w wyniku bezpośredniej wymiany myśli i emocji. A bez kreatywności praca staje się nudna i demotywująca (…)” – czytamy w jednej z opinii. „Młode osoby tracą wiarę w to, że nauczą się czegoś nowego, ponieważ nie przebywają z bardziej doświadczonymi pracownikami. Starsi pracownicy z kolei tracą możliwość doszkalania młodszych. Rodzi to pewnego rodzaju frustracje z obu stron” – uważa inny menedżer.
Część osób badanych wskazuje na atuty pracy zdalnej – elastyczność organizacji czasu pracy, możliwość swobodnego wyboru lokalizacji, wzrost sprawczości pracowników, uwolnionych od „pilnującego oka szefa” oraz od poczucia bycia ocenianym przez współpracowników, brak konieczności „udawania”, że się jest w pracy. – Online ułatwia wszystko – można łatwiej zabrać głos, ale można także łatwiej się wyciszyć. Jest tu duże bogactwo strategii. Można pisać na czacie indywidualnie lub grupowo, milczeć, a można zabrać głos w dyskusji. Wszystko jest inne i ciągle mało, o tym wiemy – mówi Obłój.
„ (…) pracują naprawdę tyle, ile trzeba, są wolni, sami decydują, kiedy będą pracować. Mogą nawet wykonać pracę późno wieczorem, a w dzień sadzić kwiatki, robić przetwory, czytać książkę lub bawić się z dzieckiem. Świetnie, cieszę się. Prop … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS