Jeszcze wiosną wiele mówiło się o tym, że rynek mieszkaniowy załamie się przez epidemię. Dziś więcej mamy dowodów na to, że sprawa rozwija się zgoła odwrotnie – podkreśla w swojej najnowszej analizie Bartosz Turek, główny analityk HRE Investments, ekspert rynku nieruchomości. – Biorąc pod uwagę dane z portali rezerwacyjnych, w porównaniu do marca, z rynku w Polsce ubyło ok. 20 proc. ofert – mówił „Forbesowi” w pierwszej połowie listopada Grzegorz Żurawski, wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Wynajmu Krótkoterminowego, gdy rozmawialiśmy właśnie o rynku najmu lokali na doby. Nie było jednak pełnego obrazu sytuacji. Bartosz Turek przeanalizował dostępne dane i zaprezentował kilka wniosków.
Jak zauważa analityk HRE Investments, jedną z przyczyn potencjalnego załamania na rynku nieruchomości miała być masowa sprzedaż lub wynajem po obniżonych cenach mieszkań przeznaczonych dotychczas na wynajem krótkoterminowy. Tak się jednak nie stało.
Najem krótkoterminowy i 40 tys. lokali
Rynek najmu krótkoterminowego na przełomie 2019 i 2020 roku obejmował ok. 40 tys. lokali. Grzegorz Żurawski wylicza jednocześnie, że liczba podmiotów prowadzących działalność związaną z wynajmem krótkoterminowym lub takich, które są od niego zależne, to ponad 20 tysięcy (zatrudnienie w całym szeroko rozumianym sektorze miało znajdywać 100 tys. osób).
– Istnieją dwa modele prowadzenia biznesu – wskazuje przy okazji wiceszef PSWK. – Pierwszy to typowy podnajem. Firma prowadząca usługi wynajmuje obiekt od właściciela, a później udostępnia w nim usługi zakwaterowania i zarabia na różnicy. Drugi to czynsz dzielony. Posługują się nim szczególnie duże firmy mające po kilkaset obiektów w Polsce. Dzielą się zyskiem z zakwaterowania z właścicielem obiektu – dodał.
Bartosz Turek należał do zwolenników teorii „pandemia niewiele zmieni w branży”. Doprecyzowuje, że spośród wspomnianych 40 tys. lokali, nieco ponad 31 tys. znajdowało się w miastach wojewódzkich. Co najważniejsze, zdecydowana większość była zlokalizowana w trzech miastach – w Warszawie, Krakowie i Gdańsku.
Powołując się na dane AIRDNA, analityk wskazuje, że od kilku lat liczba lokali przeznaczonych na wynajem krótkoterminowy sukcesywnie rosła. W II kwartale 2017 r. w miastach wojewódzkich było ich ok. 17 tys. Natomiast w III kwartale 2019 r. mowa była już o 31,2 tys. mieszkań. I właśnie od tego momentu ich liczba zaczęła spadać. Na początku kończącego się roku na rynku w stolicach regionów było 27 tys. lokali, a w III kwartale – 25,1 tys. I właśnie w tym miejscu pada konkretny szacunek obejmujący zmniejszenie rynku najmu krótkoterminowego – to ok. 6 tys. mieszkań.
Rynek zmienił się już przed pandemią
Bartosz Turek podaje, że przyczyną opisanego stanu rzeczy już pod koniec 2019 r. była duża konkurencja, która skutkowała tym, że sporą część turystycznego tortu zgarniały najsprawniejsze firmy. „W efekcie dla pojedynczych właścicieli nie zostawało za wiele, a nadzieje na znacznie wyższe zyski niż w tradycyjnym najmie długoterminowym, zderzały się z brutalną rzeczywistością” – podaje analityk.
Pandemia tylko utrwaliła tendencję i potwierdziła prawidłowość właściwą nie tylko dla rynku apartamentów, ale także hoteli. Widoczne głównie w okresie wakacyjnym odbicie w turystyce krajowej miało miejsce głównie w regionach stricte turystycznych (morze, góry, jeziora), ale stosunkowo słabo wypadł rynek w największych miastach.
Kraków to miasto, w którym przez epidemię właściciele mieszkań wynajmowanych na doby mocno dostali po kieszeni – podkreśla w swojej analizie Bartosz Turek.
– W dużych miastach zamarł ruch gości zagranicznych, który generował nawet 50 proc. przychodów rocznie. W tym roku przychód z tego tytułu stanowił ok. 5 proc. – potwierdza te słowa Grzegorz Żurawski.
Wpływ na cały rynek wynajmu mieszkań
Bartosz Turek wskazuje, że wszystkich mieszkań wynajmowanych w sposób tradycyj … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS