A A+ A++

Andrej Chadanowicz: Skreśliłbym z pani pytania dwa słowa: „być może”. To się zaczęło jeszcze w sierpniu, kiedy po wyborach w całej Białorusi przez kilka dni nie było dostępu do mobilnego ani stacjonarnego internetu. Po partyzancku korzystaliśmy ze specjalnych programów, które traktowały nas jako obywateli zachodnich państw, wtedy udawało się ominąć blokadę. Do teraz strony, które reżim uważa za niebezpieczne są blokowane. Żyjemy trochę w telegramowym świecie. Każdy korzysta z aplikacji telegramowej na telefonie i przesyłamy sobie krótkie komunikaty – szczegóły zatrzymań czy informacje, gdzie i w jakiej dzielnicy pojawia się omonowiec. Oprócz tego przeżywamy rozkwit sztuki na różnych poziomach – krótkie hasła, prosta poezja i piosenki.

Na białoruskich ulicach śpiewa się chociażby przetłumaczone przez pana „Mury” Jacka Kaczmarskiego.

– Tłumaczę wiele piosenek, a ta akurat stała się ostatnio najpopularniejsza. Ludzie znają słowa i wspólnie śpiewają. Już słysząc pierwsze akordy, włączają lampki w telefonach i wygląda to jak tysiące świec. Wyobrażam sobie, że, jak śpiewał Kaczmarski „wyrwać murom zęby krat” jest trudne, ale jesteśmy na dobrej drodze. 26 lat temu popełniliśmy błąd i teraz jesteśmy blisko, by w końcu móc go naprawić. W społeczeństwie nigdy nie było tak wielkiej mobilizacji. Wcześniej na ulice wychodziła tylko stolica, a teraz protestuje cały kraj i nie mamy zamiaru przestać. To będzie trwać do nowych, sprawiedliwych wyborów. Reżim zawsze cyniczny, kłamliwy teraz przekroczył już wszystkie granice.

Zaczęło się od kłamstw w sprawie pandemii?

– Nie mówiono prawdy o skali tej choroby. Lekarzom zabroniono pokazywać informacje. Oficjalne statystyki są dziesięciokrotnie zaniżane. Chorowałem we wrześniu na koronawirusa i miałem doświadczenie jak niechętnie lekarze to rejestrują. Chorowaliśmy całą rodziną i długo walczyliśmy o wykonanie prawdziwego badania. Już wiosną prezydent cynicznie zakomunikował, że mamy do wyboru niebezpieczeństwo choroby i rozłam ekonomii. Pokazał ludziom, że nie są wartością dla swojego reżimu. Nigdy wcześniej nie było też takiej brutalności i kłamstwa już na poziomie przygotowania wyborów.

Białorusini sprzeciwiali się reżimowi już we wcześniejszych wyborach.

– To prawda, ale nie za bardzo też ufali opozycji. Nie było wyraźnych liderów. W tym roku najpierw pojawił się sympatyczny bankier Wiktar Babaryka, który opowiadał ciekawe rzeczy i nagle zamknięto go w więzieniu. Nawet nie został dopuszczony do kandydowania. Taki los podzieliło wiele innych osób, które latem zdobyły popularność i sympatię ludzi. Kolejny błąd reżimu to niedocenianie roli kobiety. Przez 26 lat byliśmy okropnie szowinistycznym państwem, gdzie nie patrzono na kobietę jak na człowieka z takimi samymi prawami. Władza pomyślała, że dopuszczenie do wyborów żony więźnia Siergieja Cichanouskiego będzie świetnym żartem. Już następnego dnia doszło do pojednania trzech sztabów: Swiatłany Cichanouskiej, Maryji Kaleśnikawej i Wieraniki Capkały. Nagle okazało się, że do wyborów idą młode, inteligentne kobiety mówiące o miłości i solidarności. Takiego entuzjazmu nie było nigdy wcześniej.

Jak według pana rozkładają się siły w białoruskim społeczeństwie? Reżimy autorytarne potrzebują chociaż minimalny poziom poparcia by przetrwać.

– Absolutna większość nie chce już tej władzy i nawet spora część tej większości przełamuje swój strach i wychodzi na ulice mimo ostrych represji. Łukaszenko jest już prezydentem wyłącznie urzędników i omonowców, czyli ludzi z gumowymi pałkami. To jest prezydent gumowych pałek i osób, które bezpośrednio finansuje.

Białorusini protestują wyłącznie przeciwko czy też za czymś? Mam na myśli chociażby bliższe relacje z Unią Europejską.

– Nie jestem socjologiem, ale czytałem badania, które pokazują, że przez ostatnie kilka miesięcy zwolenników związków z Rosją jest mniej, a rośnie grupa myślących w stronę Unii Europejskiej. Ludzie boją się bliższych kontaktów z Rosją – wojny czy jeszcze większej utraty niepodległości. I tak można powiedzieć, że w ostatnich latach nasza niepodległość była dość umowna. Białorusini chcieliby przede wszystkim realnej wolności i niepodległości, a potem możemy już mówić o dalszych unijnych perspektywach. Jest wspaniała piosenka z lat 60. Serge’a Gainsbourga z francuskim cytatem mówiącym: „Kocham Cię. Ja Ciebie też nie”.

Obawia się pan, że stosunki między Białorusią a Unią Europejską mogą przebiegać w taki sposób?

– Dokładnie, parafrazując „możemy chcieć być w Unii, a Unia też nie”. Białorusini mają niestety przykład pierwszego i drugiego Majdanu na Ukrainie – bohaterskiej walki o niepodległość. Miliony Ukraińców chciało uciec od Rosji, a od strony unijnej nikt z otwartymi ramionami na nich nie czekał. Nie myślę, by w przypadku Białorusi scenariusz był inny. Czymś innym są słowa i czyny.

Protesty trwają już niesłychanie długo. Spodziewał się pan takiego scenariusza?

– Byliśmy przygotowani na gumowe pałki, ale nie na kule, którymi strzelano. Nie byłem przygotowany na armaty wodne czy gaz łzawiący. Nie przypuszczałem, że nad zatrzymanymi ludźmi zaczną się tortury. Błędem reżimu było wypuszczenie informacji o skali tortur, która miała przestraszyć ludzi, a jeszcze wzmożyła gniew. Protesty trwają już długo, powoli zmieniają formę na jeden wielki marsz w tygodniu, a codziennie ludzie spotykają się koło domów czy klatek schodowych.

To musi ogromnie jednoczyć społeczeństwo.

– Nagle okazuje się, że powstają nowe wspólnoty między ludźmi. Sąsiedzi, którzy wcześniej się nie znali stają się przyjaciółmi i codziennie się spotykają. Zaczyna się od zwykłego picia kawy, rozmowy o polityce, literaci czytają poezję, muzycy śpiewają. W podwórkach obudziło się życie polityczne i kulturalne. Chętnie się do tego dołączyłem i prawie codziennie jeździłem do ludzi, czytałem, śpiewałem. To niesamowita transformacja i do dziś jestem pod wielkim wrażeniem. Tworzymy wspólnoty obywatelskie na poziomie własnej dzielnicy. Niestety władza zorientowała się, że to niebezpieczne, więc omonowcy przeszkadzają już też w spotkaniach. Stworzyli własną mapę niebezpiecznych dzielnic. Mamy taki karnawał pełen radości, kreatywności, ale z możliwością aresztowania. Ostatnio z więzienia wyszło wielu muzykantów masowo aresztowanych za uliczny koncert. Nieprawdopodobna jest skala tych zatrzymań.

Podobnie jest w mniejszych miejscowościach?

– W małych miasteczkach jest inny poziom strachu. Każdy każdego zna, ludzie boją się, że mogą stracić pracę, ale z drugiej strony milicjanci też się boją. Brat będzie bić brata? Przyjaciel przyjaciela? Wielokrotnie słyszałem takie dialogi podczas manifestacji. Reżim reaguje na to i wysyłają milicjantów do miejscowości oddalonych od ich domów. Aresztowania zdarzają się też na kampusach wśród studentów. Dla Polaków to może być niewyobrażalne.

Niekoniecznie. W Polsce coraz częściej mówi się o niebezpieczeństwie białoruskiego scenariusza.

– Niestety zauważyłem to ostatnio. W internecie krążą brutalne zdjęcia z aresztowań podczas protestów w Polsce. Bardzo mnie to boli i z całego serca wspieram moich polskich przyjaciół, którzy walczą o prawa człowieka. Drodzy przyjaciele, naprawdę nie zachęcam do naśladowania Białorusi.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułMax Wrist rozbija Yamahę R6 podczas górskiego pościgu za Subaru
Następny artykułSylwia Król walczy o zdrowie