Dziś mija okrągła, 30. rocznica pierwszych w Polsce wolnych wyborów prezydenckich, które odbyły się kilka miesięcy po pierwszych po wojnie w pełni wolnych wyborach samorządowych.
W II RP prezydenci byli wybierani nie w bezpośrednich wyborach, ale przez parlament. Urząd prezydencki został zlikwidowany w PRL. Na fali przemian w 1989 roku został przywrócony. Zgromadzenie Narodowe (czyli połączone Sejm i Senat) wybrały Wojciecha Jaruzelskiego.
Od samego początku było to kwestionowane. Chodziło zarówno o osobę lidera partii komunistycznej, który wcześniej przez lata kierował totalitarną dyktaturą, jak też fakt, że wybrał go parlament tylko w części mający demokratyczny mandat, gdyż, jak wiadomo, w wyborach z 1989 w pełni demokratycznie wybrano jedynie senatorów i 1/3 posłów. Z czasem przekonanie o tym, iż trzeba ponownie wybrać prezydenta, który miałby bezpośredni lub pośredni mandat demokratyczny, stawało się coraz powszechniejsze.
Wśród polityków zwyciężyła koncepcja, by prezydent – inaczej niż przed wojną – był wybierany nie przez parlament, ale bezpośrednio przez społeczeństwo w wolnych wyborach. Wybory prezydenckie postanowiono rozpisać przed wyborami parlamentarnymi.
27 VIII 1990 Sejm uchwalił pakiet ustaw związanych z urzędem prezydenckim i organizacją wyborów. Prezydent jest odtąd wybierany w bezpośrednich wyborach na 5-letnią kadencję. Musi mieć ukończone 35 lat. Reelekcja (ponowny wybór) miała być możliwa tylko raz. Kandydat miał otrzymać ponad 50% głosów, w wypadku nieotrzymania dochodzi do drugiej tury z udziałem dwóch kandydatów, którzy mieli najlepsze wyniki w I turze.
Prezydent miał pełnić funkcje reprezentacyjne, być symbolem państwa, zwierzchnikiem sił zbrojnych oraz przyznawać odznaczenia państwowe. Zasady te zostały później wpisane do konstytucji z roku 1997 i obowiązują do dnia dzisiejszego. Zmianom ulegały natomiast prawa bardziej szczegółowe, na przykład charakter zwierzchności nad siłami zbrojnymi czy kwestia prawa prezydenckiego weta i liczby głosów potrzebnej do jego obalenia. Tu były różnice między regulacjami z lat 1989-1990, tak zwaną „małą konstytucją” z 1993 r. oraz konstytucją z roku 1997.
Ustawy z 27 VIII 1990 r. weszły w życie już 2 X 1990 roku. Tego dnia rozpisano wybory. Pierwsza ich tura miała się odbyć 25 XI 1990 roku. Natomiast do 25 X mijał termin zgłaszania kandydatów.
Faworytem od samego początku był lider „Solidarności” Lech Wałęsa, popierany w tym czasie przez partię Porozumienie Centrum (PC). Zadeklarował on chęć ubiegania się o urząd prezydencki już 17 VIII.
Natomiast 4 X oficjalnie zadeklarował chęć kandydowania ówczesny premier Tadeusz Mazowiecki. Popierał go Ruch Obywatelski Akcja Demokratyczna (ROAD). Wydawało się, że to on będzie głównym rywalem Wałęsy. Innych kandydatów lekceważono.
Ostatni dzień rejestracji kandydatów przypominał trochę scenariusz filmu sensacyjnego, do samego bowiem końca – to jest do północy – przybywali kandydaci, by złożyć przed Państwową Komisją Wyborczą 100.000 podpisów, wymaganych, by zostać zarejestrowanym jako kandydat na prezydenta.
Tadeusz Mazowiecki już 16 X przedłożył odpowiednią ilość podpisów i jako pierwszy został zarejestrowany. Lech Wałęsa złożył podpisy 23 X. Dzień później udało się to kandydatowi postkomunistycznej Socjaldemokracji Rzeczypospolitej Polskiej (SdRP) Włodzimierzowi Cimoszewiczowi oraz rekomendowanemu przez Polskie Stronnictwo Ludowego (PSL) Romanowi Bartoszcze.
Natomiast „w przedbiegach” odpadli Jan Bratoszewski, Janusz Bryczkowski, Edward Mizikowski, Janusz Onoszko, Bolesław Tejkowski i Waldemar Trajdos. Nie udało im się zebrać odpowiedniej ilości podpisów.
Jak już wspomniałem wyżej, prawdziwy wyścig z czasem miał miejsce 25 X. Około godziny 16:00 sztab wyborczy Władysława Siły-Nowickiego ogłosił, że ten znany prawnik, obrońca opozycjonistów w czasach PRL, rezygnuje z kandydowania z powodu braku odpowiedniej ilości podpisów. Zaraz po nim z tego samego powodu zrezygnował Janusz Korwin-Mikke. Udało się natomiast zarejestrować kandydaturę Stanowi (właściwie Stanisławowi) Tymińskiemu. O 22:45 przedłożył komisji wymagane 100 tysięcy podpisów i zapewnił, że przed północą dowiezie jeszcze kolejne. O 23:25 dotarł Krzysztof Król z Konfederacji Polski Niepodległej (KPN), który w imieniu Leszka Moczulskiego przedłożył 30 tysięcy podpisów, które w ostatniej chwili przybyły pociągiem z Katowic. Jako że już wcześniej przedłożono 92 tys. podpisów, Leszek Moczulski został zarejestrowany.
O 23:56 przybył Kornel Morawiecki, lider „Solidarności Walczącej”, niosący razem ze swoimi współpracownikami ogromne pudło z podpisami. Pudło to rozpadło się przed drzwiami i podpisy rozsypały się.
Nazajutrz „Rzeczpospolita” i „Ekspres Wieczorny” podały, że jest 7 zarejestrowanych kandydatów: Lech Wałęsa, Tadeusz Mazowiecki, Włodzimierz Cimoszewicz, Roman Bartoszcze, Stan Tymiński, Leszek Moczulski i Kornel Morawiecki. Państwowa Komisja Wyborcza (PKW) ogłosiła jednak, że kandydatów jest sześciu, bo Morawiecki przedłożył jedynie 78 tys. podpisów. On sam zaprzeczył, twierdząc, że dostarczył 102 tysiące podpisów, ale część z nich w tajemniczy sposób zaginęła.
Zaczęła się kampania wyborcza. Długo wydawało się, że właściwe starcie nastąpi między Lechem Wałęsą a Tadeuszem Mazowieckim. Kampania była dość ostra. Wałęsa krytykował politykę premiera Mazowieckiego jako ospałą i niedostosowaną do wymogów chwili, stronnicy tego ostatniego ostro atakowali przewodniczącego „Solidarności”. Redaktor naczelny popierającej Mazowieckiego „Gazety Wyborczej”, Adam Michnik uzasadniał swój wybór: „Wałęsa posiada cechy (…), które dyskwalifikują go jako prezydenta demokratycznego państwa. Wałęsa jest nieprzewidywalny. Wałęsa jest nieodpowiedzialny. Jest też niereformowalny. I jest niekompetentny (…) nie potrafi uczyć się na własnych błędach, bowiem, wedle swego głębokiego przekonania, żadnych błędów nie popełnia. Jeszcze ostrzejsze opinie wyrażali Andrzej Szczypiorski („Wałęsa w życiu nie przeczytał żadnej książki, 99 proc. inteligencji jest przeciwko niemu”) czy Władysław Frasyniuk („Wałęsa przeczytał dwie książki, obie swoje”)
Wybory prezydenckie z 1990 mogą służyć za świetną ilustrację przysłowia „Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta”. Nieoczekiwanie bowiem pojawił się „czarny koń” – Stan Tymiński. Była to postać dość tajemnicza. Jego życiorys pełen był i jest białych plam. W roku 1969 wyjechał z Polski. Za granicą prowadził jakieś interesy, w wyniku których zdobył znaczny majątek (nie wiadomo, jak bardzo). Jednym z tych interesów była stacja telewizyjna w Peru. W kręgach Polonii południowoamerykańskiej nie znano go.
Podobnie jak Wałęsa krytykował on premiera Mazowieckiego, ale jeszcze ostrzej. Stale nosił przy sobie czarną teczkę. Sugerował przy tym, iż znajdują się w niej jakieś materiały kompromitujące jego rywali. Z dzisiejszej perspektywy, gdy znamy już dobrze pojęcie „pijar” i różne techniki psychomanipulacji, widać, że wszystkie jego wystąpienia były dobrze przygotowane pod tym względem. Pojawiły się przypuszczenia, iż mogli za nim stać ludzie z komunistycznych służb specjalnych. On sam przyczynił podsycił je, gdy pytany o stan wojenny, udzielił odpowiedzi dość wymijającej i sugerującej raczej pozytywny stosunek: „”Solidarność” to był ruch wielkiej chwały. Chciałem się przyłączyć, ale nie mogłem dostać się do kraju. (…) Każdy powinien zrozumieć, jak wiele uczynił gen. Jaruzelski dla ratowania kraju z zagrożenia (…) Ja mam za mało wiedzy, by ocenić należycie to, co stało się 13 grudnia”. W ogóle jednak unikał jednoznacznych deklaracji twierdząc, że „nie jest ani z prawicy, ani z lewicy, ani ze środka”.
Taka taktyka okazała się jednak skuteczna – rosło dla niego poparcie w sondażach i w pewnym momencie wyprzedził Mazowieckiego. Mimo to wyniki I tury wyborów, która odbyła się dokładnie 30 lat temu – 25 XI 1990 – były dla wielu zaskoczeniem.
Lech Wałęsa dostał 6.569.889 głosów (39,96%), Stanisław Tymiński – 3.797.889 (23,1%), Tadeusz Mazowiecki – 2 973 264 (18,08%), Włodzimierz Cimoszewicz – 1 514 175 (9,21%), Roman Bartoszcze – 1.176.175 (7,15%), Leszek Moczulski – 411.516 (2,5%). Ogólnie głosowało 27.545.625 osób. Frekwencja wyniosła 59,7%.
Do II tury weszli Lech Wałęsa i Stan Tymiński. Odbyła się ona 9 XII 1990. Miażdżące zwycięstwo odniósł w niej Wałęsa. Zdobył 10.622.696 głosów (74%), prawie cztery razy tyle co jego rywal, na którego zagłosowało 3.683.098 osób (24%). Ogółem oddano 14.650.037 głosów. Frekwencja wyniosła 53,4%.
22 XII 1990 Lech Wałęsa został oficjalnie zaprzysiężony jako prezydent RP. Dzień później ostatni prezydent na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski przekazał mu insygnia prezydenckie przechowywane przez lata na emigracji.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS