A A+ A++

Od 1 stycznia 2021 r. firmy będą mogły rozliczać się za pomocą tzw. estońskiego CIT. Nowy system ma wspierać ich rozwój i maksymalnie uprościć rozliczenia. Jego istota jest to, że podatek będzie płacony dopiero w momencie wypłaty zysku, co ma zachęcić firmy do inwestowania pieniędzy we własny rozwój. Resort finansów od początku deklarował, że mechanizm będzie prosty.

Wystarczająca będzie zazwyczaj pomoc księgowego, który prowadzi księgi rachunkowe – mówił w wywiadzie dla DGP wiceminister Jan Sarnowski (“Estoński CIT łatwy do zastosowania” – DGP nr 152/2020). Treść uchwalonej już ustawy przeczy jednak tym założeniom.

Nawet najlepszy księgowy, któremu pomaga sztab doradców podatkowych, nie jest w stanie zrozumieć licznych, zupełnie nowych przepisów i zgadnąć, jak będzie je wykładać Ministerstwo Finansów – uważa Marek Kolibski, radca prawny, doradca podatkowy i partner w Kancelarii Kolibski, Nikonczyk, Dec & Partnerzy.

Estoński CIT zakłada opodatkowanie na czterech poziomach. Już na samym wejściu mogą pojawić się dwa obciążenia: podatek od dochodu z przekształcenia oraz od różnic przejściowych. Następnie CIT pojawia się na poziomie spółki, gdy będzie ona wypłacać dywidendę (ale także inne świadczenia). Firmy muszą się też liczyć z domiarem w sytuacji, gdy ich przychody roczne przekroczą 100 mln zł.

Estoński CIT nie dla spółek komandytowych. "To pułapka"
Estoński CIT nie dla spółek komandytowych. “To pułapka”

Zobacz również

Podatek będzie należny także od wspólnika, a potem również na etapie wyjścia z estońskiego systemu – w razie niedochowania warunków albo rezygnacji z tego sposobu … czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułLegia już na czele
Następny artykułW stalinowskim Disneylandzie