Koronawirus, który dotknął w całym klubie aż 20 osób (z czego 13 piłkarzy), na pewno zostawił swój ślad, jednak póki co nie ma żadnego negatywnego wpływu na wyniki i postawę gdańskiego zespołu. Po pokonaniu Olimpii Grudziądz w meczu 1/16 finału Pucharu Polski (1:0 po golu Łukasza Zwolińskiego), w piątek Lechia w naprawdę dobrym stylu pokonała Śląsk Wrocław 3:2. Po niemrawej pierwszej połowie w drugiej pokazała to, co obserwowaliśmy już przed wymuszoną, covidową przerwą – ofensywną, kombinacyjną grę, nastawioną głównie na atak.
Przełożyło się to na trzy bramki zdobyte po efektownych akcjach. Strzelili je Conrado, Flavio Paixao oraz Zwoliński.
– Kluczem do zwycięstwa była nasza konsekwencja. W przerwie skorygowaliśmy ustawienie bocznych obrońców, bo za dużo osób schodziło pod piłkę i nie było kim grać pod bramką przeciwnika. Śląsk z kolei cofnął się i czekał na kontry, a wtedy gra się trudno. W drugiej połowie więcej zawodników wchodziło w pole karne, mniej graliśmy w poprzek, mieliśmy zdecydowanie więcej podań do przodu, z większym ryzykiem i to przyniosło efekty – analizował po meczu trener Stokowiec.
Fenomenalny Conrado
Nie byłoby zwycięstwa ze Śląskiem, gdyby nie kapitalna gra Conrado. Brazylijczyk w obecny sezon wszedł słabo – w swoich pierwszych sześciu występach zdobył jedną bramkę i zaliczył tylko jedną quasi-asystę (w spotkaniu z Wisłą Kraków przy samobójczym trafieniu Macieja Sadloka).
Lechia Gdańsk – Śląsk Wrocław 3:2. W środku Conrado Fot. Michał Ryniak / Agencja Gazeta
Jednak w spotkaniu ze Śląskiem był już tym Conrado z poprzedniego sezonu. Nie tylko efektownym, ale również konkretnym. Zdobył gola, a potem zaliczył dwie kapitalne asysty. Zagrywał ze skrzydła tak dokładnie, że Flavio i Zwoliński musieli tylko umiejętnie przyłożyć stopę.
– Conrado jest jednym z tych zawodników, który koronawirusem zakaził się wcześniej, bo jeszcze na początku sierpnia. Teraz był w pełnym treningu i widać, że to mu służy. Wcześniej miał jeszcze przerwę spowodowaną kontuzją, wprowadzaliśmy go więc powoli. To jest zawodnik o wytrzymałości szybkościowej, musimy uważać na strukturę jego mięśni, bo u takich piłkarzy jest więcej szybkokurczliwych włókien mięśniowych. Cieszymy się, że fizycznie wytrzymuje mecze coraz lepiej, co potwierdza, że nasza praca przynosi efekty – podkreśla szkoleniowiec Lechii.
Kałuziński dał sygnał
Innym wygranym meczu ze Śląskiem jest 18-letni Jakub Kałuziński. Oczywiście liderem środka pola był Kenny Saief (wiele ciekawych zagrań, wielki udział przy drugiej bramce, której de facto był architektem), jednak młody piłkarz zastępujący przebywającego na kwarantannie Tomasza Makowskiego szczególnie po przerwie wyglądał naprawdę dobrze. Szukał gry do przodu, nie bał się ryzykownych rozwiązań, to on przytomnie zagrał do Conrado przy trzeciej bramce dla Lechii. Do tego był bardzo przydatny w destrukcji.
– Kuba od dłuższego czasu pokazuje się z dobrej strony i pod nieobecność Tomka Makowskiego wykorzystuje swoją szansę. Ale nie tylko on, świetnie w Pucharze Polski pokazał się Kacper Urbański, który wypracował rzut karny. Naszych młodzieżowców cały czas rozwijamy i to jest nasza mocna strona. Chociaż szkoda, że ze względu na pandemię nie mogli w takim wymiarze, jak byśmy tego chcieli, grać w rezerwach – przyznaje trener Stokowiec.
Alomerović dostał szansę
Jedynym zgrzytem był występ Zlatana Alomerovicia, który dość niespodziewanie zastąpił w bramce Dusana Kuciaka. I przy pierwszym golu dla Śląska popełnił duży błąd, przepuszczając strzał Roberta Picha z ostrego kąta. Skąd obecność Serba w pierwszym składzie?
– Pamiętajmy, że Dusan był w gronie zawodników, którzy przechodzili ostatnio koronawirusa, co na 10 dni wyłączyło go z normalnego treningu. W tym czasie Zlatan ciężko trenował i uznałem, że zasłużył na swoją szansę gry. Nie zapominajmy, że też jest świetnym bramkarzem, który dwukrotnie doprowadził nas do finału Pucharu Polski i cały czas jest w dobrej dyspozycji. Błędy popełniamy wszyscy, przy bramce być może mógł się zachować lepiej, na pewno będziemy to jeszcze analizować z trenerem bramkarzy – podkreślił Stokowiec.
W poniedziałek jego zespół zmierzy się w Gliwicach z Piastem (godz. 18, transmisja w Canal+Sport). Rywale po fatalnym początku sezonu wciąż zajmują ostatnie miejsce w tabeli, ale w piątek wreszcie odnieśli pierwsze zwycięstwo – pokonali na wyjeździe Górnika Zabrze 2:1. Zatem o czwarte zwycięstwo z rzędu (licząc mecz Pucharu Polski) nie będzie Lechii łatwo. Tym bardziej, że zagra osłabiona brakiem pauzującego za kartki Michała Nalepy. Zastąpi go prawdopodobnie Kristers Tobers.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS