Na łamach “Gazety Działdowskiej” chcemy pokazać ciekawych ludzi z powiatu działdowskiego. Znasz kogoś o kim warto napisać? Napisz do nas: [email protected]. W tym tygodniu rozmawialiśmy z Witoldem Gromowskim.
– Jak zaczęła się pana przygoda z taekwondo?
– Dla mojego pokolenia takie dyscypliny jak karate, taekwondo czy kung-fu to było coś tajemniczego, nieodkrytego. My, jako młodzi ludzie bardzo ciekawiliśmy się tym, a że żyliśmy w dziwnych czasach, bo w środku komuny, to nie mieliśmy dostępu do tego typu rozrywek. Dopiero w późnych latach 80-tych, kiedy do polskich kin wszedł film „Wejście Smoka” dowiedzieliśmy się, jak wyglądają kopnięcia, jak się walczy przy użyciu nóg i rąk. Wtedy moja ciekawość została spotęgowana. Pamiętam, jak szedłem do szkoły średniej i zobaczyłem na tablicy ogłoszeń plakat z Bruce’em Lee. Na tym plakacie był taki tekst: „Nie każdy może być mistrzem, ale każdy może spróbować”, była też informacja o treningach. Robiłem wszystko, aby rodzice wyrazili zgodę, żebym mógł zapisać się na treningi. Drugiego października 1986 roku w szkole podstawowej nr 2, na małej sali, miałem swój pierwszy trening.
– Jak pan go wspomina?
– Byłem zafascynowany ludźmi, trenerem i całą otoczką czegoś „innego”, czego nigdy wcześniej w życiu nie spotkałem. Stwierdziłem po pierwszym treningu, że to jest to, co chce robić w życiu. Wiedziałem, że to będzie moja pasja i sposób na życie. I tak jest.
– Jak później potoczyła się pana kariera?
– Mój trener, kiedy zaczynaliśmy treningi miał niebieski pas, czyli w zasadzie był uczniem. Był instruktorem, natomiast nie mógł przeprowadzać egzaminów na pasy, czyli nie mógł nas “awansować” na wyższy stopień wtajemniczenia. Pierwszy egzamin jaki odbyłem, był wtedy, kiedy mój instruktor miał już czarny pas. Pamiętam, że wtedy z niczego, czyli z białego pasa, zdobyłem zielony pas, czyli przeskoczyłem jednorazowo cztery stopnie i to po roku trenowania (śmiech). Później systematycznie zdobywałem kolejne stopnie. Przez okres 8 miesięcy był nawet w Działdowie koreański instruktor z czwartym stopniem mistrzowskim, który przeprowadził mi egzamin na przedostatni stopień uczniowski, a z tego stopnia przeskoczyłem i zdobyłem swój pierwszy stopień mistrzowski.
– Wow…
– Chciałbym zaznaczyć, że od stopnia zerowego, czyli od niczego, do zdobycia stopnia mistrzowskiego minęły tylko 2 lata i osiem miesięcy. Nikt w Działdowie, Mławie, a nawet i w Polsce nie zdobył w tak krótkim stopnia mistrzowskiego.
– Czyli Działdowo może być z pana dumne!
– (śmiech) Robię wszystko, aby Działdowo było ze mnie dumne.
– Widziałam, że pana nazwisko jest również znane w innych miastach.
– Od najmłodszych lat moi synowie Damian i Kuba fascynują się sztukami walki. Oboje poszli w ślady ojca. Mieli po 5 lat, gdy zawitali na sali. W tej chwili są czynnymi instruktorami. Starszy syn prowadzi zajęcia w okolicach Torunia, młodszy w okolicach Warszawy.
– Czyli zaraził pan synów swoją pasją
– Zaraziłem pasją nie tylko synów, ale też bratową. Trenowała u mnie w Mławie, później została instruktorką i prowadzi zajęcia. Brat z urzędu też musiał się zarazić i zapisać na treningi (śmiech).
– Nie ma to jak osoby z którymi można dzielić się pasją.
– Tak, dzielimy się pasją, cieszymy się nią. Spotykamy się na seminariach, kursach, ale też na sali od czasu do czasu, bo zdarzają się takie treningi, gdzie ćwiczy cała rodzina Gromowskich. Żona też ćwiczyła, ale gdy zdobyła stopień mistrzowski przestała (śmiech).
– Organizujecie fajne wydarzenia, bierzecie też udział w akcjach charytatywnych…
– Tak, Siłownia u Jacka miała swój cykl imprez charytatywnych, wystarczył jeden telefon z pytaniem, czy będziemy brać w tym udział. Od razu się zgodziliśmy i bardzo nam się podobała ta współpraca. Mam nadzieję, że będziemy dalej wspólnie działać. Organizujemy zawody – Mistrzostwa Warmii i Mazur, organizujemy seminaria szkoleniowe, najczęściej ze mną, bo mój stopień zobowiązuje, żeby szkolić trenerów, instruktorów i zawodników. Jeździmy też na zawody międzynarodowe.
– Czy taekwondo cieszy się zainteresowaniem? Ludzie chcą trenować sztuki walki?
– Jeżeli chodzi ogólnie o sztuki walki, to zainteresowanie jest, było i pewnie będzie ogromne. W Działdowie, na miasto liczące 20 tys. mieszkańców ćwiczy u mnie około 100 osób. I to w różnym przedziale wiekowym, bo od 4 do 60 lat. Zainteresowanie jest spore. Wystarczy przyjść na jeden trening, poćwiczyć i obiecuje, że kolejną rzeczą jaką pani zrobi, to namówi do trenowania swoją koleżankę.
– Jak z mobilizacją, jest większa u dzieci czy osób starszych?
– Ogólnie najwięcej ćwiczy dzieci w przedziale wiekowym od 4 do 10 lat. Pomagają im w tym rodzice. Chyba rodzice zrozumieli, że siedzenie przed komputerem i spacery nie wystarczą. Na treningach dzieci uczą się samodyscypliny, samokontroli, odwagi. Starsze roczniki +30 lat, gdy zaczną trenować, to trudno im później przestać. Nie wiem jak działa narkotyk, ale mówią że treningi działają tak samo. Uzależniają.
– Jak wyglądały i wyglądają treningi podczas trwania pandemii?
– Na początku, w marcu, gdy wprowadzono pierwszy lockdown musieliśmy zawiesić zajęcia, ale treningi odbywały się online. Dużo osób ćwiczyło ze mną w domu, przez Internet. Gdy tylko pojawiła się możliwość trenowania na powietrzu, to zaczęliśmy ćwiczyć na orliku. Od czerwca ćwiczymy na sali. Nie ma zakazu uprawiania sztuk walki.
– Jakie korzyści płyną z trenowania taekwondo?
– Przede wszystkim szczupła sylwetka, super rozciągnięcie – bo nie ma taekwondo bez rozciągania. Zawodnik trenujący taekwondo potrafi opanować emocje. Taekwondo uczy dyscypliny. Często słyszę od rodziców „Co pan z nimi robi, że są tacy spokojni, że pana słuchają?”, po jakimś czasie przychodzą i mówią, że działa to również w domu!
– Chciałby pan coś dodać?
– Tak, każdy kto ma z tyłu głowy myśl, żeby zapisać się na taekwondo niech to po prostu zrobi! Z całego, szczerego serca polecam!
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS