A A+ A++

Pod koniec listopada 1985, Microsoft wydał (po latach obietnic) pierwszą wersję środowiska operacyjnego Windows. Mimo intensywnej promocji i silnej atmosfery antycypacji, produkt ten nie odniósł szczególnego sukcesu rynkowego, z racji wielu ograniczeń. Przez kilka kluczowych lat, Windows stanowił z tego powodu jedynie “plan awaryjny”. Miał go zastąpić inny produkt, OS/2. Jakim cudem o OS/2 nikt dziś nie pamięta, a my dalej używamy Windowsów?

Pisanie rozbudowanych programów na pecety w latach osiemdziesiątych było tzw. ruchomym celem. Platforma umiała mało, pamięć była skromnych rozmiarów, więc oprogramowanie musiało być małe. Bardziej złożone programy były osiągalne na sprzęcie z lepszymi procesorami, jak 286 i 386. Inwestowanie w rozwój oprogramowania, które umiałoby ich użyć, stanowiło jednak kłopot biznesowy.

Błędne koło

Pisanie softu zoptymalizowanego dla 286 wymagało późniejszego przepisania na procesor 386, a większość użytkowników i tak dysponowała tylko słabszym 8088. Dlatego najlepiej byłoby napisać program właśnie dla 8088, ale wtedy z kolei musiałby być odpowiednio mniejszy… To błędne koło. Microsoft zadecydował iść wg. wspólnego mianownika. Stworzył produkt, którego wartość łatwo było podważyć. Ale który działał na najtańszym sprzęcie.

Na kruchym fundamencie trudno było budować. Podjęto więc decyzję, by wspólnie z IBM stworzyć następcę. Miał nim być właśnie OS/2. Z powodu dziesiątek problemów organizacyjnych oraz wskutek nagłego objawienia w zespole twórców Windows, okazało się, że łatwiej będzie sprzedać produkt który jest mniej zaawansowany technicznie i mniej stabilny, ale jednocześnie dostarczający funkcje, a nie obietnice. Rynek nie chciał czekać.

Nie ma nic trwalszego od prowizorki

W ten sposób oryginalny Windows został usprawniony, by korzystać z części funkcji nowych procesorów. Ograniczone środowisko operacyjne przerobiono na średniozaawansowany pulpit, korzystający z trybu chronionego i pamięci rozszerzonej. Łatwy (relatywnie) interfejs przyciągał nowicjuszy, a programy Word i Excel napędzały sprzedaż w biurach. Kto by się przejmował, że to wszystko jedna wielka proteza?

Cóż, Microsoft. Twórcy Windows byli świadomi tego, że ich środowisko ma ograniczenia. Że nie będzie możliwe dodanie do niego obsługi nadchodzącego sprzętu i zapewnienie stabilności. Rozpoczęli więc pisanie systemu od nowa. Projekt NT miał być “uniwersalny”: umieć się zachowywać jak dowolny system, poprzez warstwę tzw. osobowości.

Nie ma sentymentów w biznesie

Początkowo, NT miało oferować osobowości dla OS/2 i Windows. W ten sposób OS/2 miał przestać obiecywać, a zacząć dostarczać, a zgodność z Windows – stanowić most umożliwiający migrację. Problemy z IBM nie zniknęły jednak przez ten czas, a architekt NT nie lubił OS/2. Drwił także z Windows, ale z dwojga złego wolał Okienka.

Rezultatem było przejście na nową bazę, z zachowaniem starej “osobowości”. System wyglądał jak Windows i uruchamiał jego programy, ale technologicznie NT było Windowsem tylko z nazwy. Fakt, nowy OS był ciężki i konieczne było ostatnie wskrzeszenie poprzednika, w formie Windows 95/98, ale NT zapewniło spokojny marsz w przyszłość.

“Fake it till you make it”

Dziś używamy NT w postaci Windows 10. System ten nie umie uruchamiać programów dla pierwszej wersji Windows, zapewnia jedynie częściową zgodność z Windows 95 i dostarcza zupełnie nowe, nowoczesne środowiska programowania. W ogóle nie wygląda jak Windows 1.01, a przecież dalej jest Windowsem.

Da się tutaj sformułować dwa wnioski. Po pierwsze, nie liczy się to, kto jest architekturalnie lepszy, a to, kto zarabia pieniądze. Chybotliwy Windows 3.1 zapewnił Microsoftowi fundusze na stworzenie porządnego następcy. Ale gdy nie był on gotowy, sprzedawano chłam. Tymczasem IBM obiecywał, że kolejna wersja OS/2 będzie naprawdę świetna, tylko trzeba poczekać.

Windows nigdzie sobie nie idzie

Po drugie, liczy się API. System ma wyglądać jak Windows i uruchamiać jego programy. Jeżeli będzie to napisane od zera cudo, uruchamiające aplikacje w chmurowych symulatorach, albo dystrybucja Linuksa z dodanym API, taki produkt zostanie nazwany “Windows”. W ten sposób istotnie Windows pozostanie z nami na zawsze, a przynajmniej tak długo, jak będziemy korzystać z aplikacji dla niego. Wtedy zniknie.

Nie zanosi się jeszcze na to. To nie Windows zarabia dziś w Redmond pieniądze, ale dla przeciętnego nabywcy komputera (konsumenta lub firmy), iPad, Android i Linux będą stanowiły półśrodki. Dlatego Okienka będą się rozwijać wolniej, trzy Panele Sterowania – towarzyszyć nam przez długie lata, z Windows spokojnie dożyje przynajmniej pięćdziesiątki.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułUczniowie I Zespołu Szkół nagrodzeni za najciekawszą relację z IV Biegu Erasmusa
Następny artykułMIĘDZYRZECZ: Edukacja włączająca. 5 prostych zasad na WF