Schemat od lat jest znany. Kamil Stoch, Dawid Kubacki i Piotr Żyła biją się o miejsca wśród najlepszych, a za nimi z każdym kolejnym sezonem powstaje coraz większa wyrwa, choć zapowiedzi były inne. W mediach społecznościowych kibice znaleźli nawet na to prześmiewcze określenie zwane “cyklem życia bekadry” (pisownia oryginalna-przyp.red), który polegał na tym, że latem młodzi skoczkowie zdobywali podia, pojawiały się szumne zapowiedzi, ale już w pierwszych zimowych kwalifikacjach na skoczni w Wiśle prezentowali się fatalnie.
Jeśli popatrzymy na tegoroczny piątek na skoczni w Wiśle, to możemy stwierdzić, że “cykl życia bekadry”, która latem została włączona do kadry A, został przerwany. Dlaczego? Tym razem aż ośmiu skoczków skakało bardzo porządnie i jeśli powtórzą to w niedziele, to mają szanse na punkty.
Najtrudniejszy sezon od lat? Trzeba odciążyć liderów
Przynajmniej od dwóch sezonów kibice zadają sobie pytanie, co się stanie, gdy najlepsi zdecydują się na zakończenie kariery. Kto po nich przejmie odpowiedzialność za polskie skoki narciarskie i co po nich zostanie. Nie ma co ukrywać, że nasze skoki czeka prawdopodobnie najtrudniejszy sezon od lat i to z różnych względów.
Po pierwsze i chyba obecnie najważniejsze, sezon w pandemii może promować drużyny, które będą miały najszersze i najbardziej wyrównane kadry. A ewentualne pozytywne wyniki testów czy kwarantanny gwiazd mogą sporo namieszać w klasyfikacjach. W ostatnim sezonie było u nas z tym bardzo krucho i poza Stochem, Kubackim i Żyłą mogliśmy liczyć na pojedyncze punkty.
Po drugie, najlepsi skoczkowie są coraz starsi i z każdym sezonem trudniej będzie im utrzymywać tak wysoki poziom na przestrzeni całego sezonu. Po trzecie, bo mają też coraz więcej obowiązków. Jak choćby Dawid Kubacki, który wkrótce zostanie ojcem. Od kilku tygodni jego myśli zaprząta nie tylko to, jaką pozycję przybrać na rozbiegu, ale głównie to, gdzie będzie rodzić jego żona, kiedy i czy wszystko pójdzie okej w sytuacji pandemicznej. (Więcej w wywiadzie Łukasza Jachimiaka). Niedawno Kubacki przeprowadził się też do własnego, jeszcze nie w pełni wykończonego domu. I to zawsze zajmuje głowę i siłą rzeczy odciąga myślami od treningów. Znany przed laty przesąd mówił, że jak zawodnik tak dużo zmienia w życiu prywatnym, to potem ma dużo słabszy sezon. Miejmy nadzieję, że tym razem tak nie będzie.
Z drugiej strony w drugim sezonie pracy Doleżala i po autorskim przebudowaniu kadry powinniśmy oczekiwać wyników i większego w nich udziału zawodników z “zaplecza”. W piątek pojawił się mały promyk nadziei, że może jednak nie będzie tak źle, a zapowiedzi trenerów o lepszej formie skoczków z tzw. drugiego szeregu znajdują potwierdzenie w rzeczywistości. Na razie trudno jednak jednoznacznie wyrokować, czy tak będzie.
Czy polska kadra odwróci zły trend?
Jeszcze dwa lata temu wydawało się, że naturalnym kandydatem do przejęcia roli lidera może być Jakub Wolny, który w ostatnim sezonie Stefana Horngachera skakał najlepiej w karierze i był nawet blisko pierwszego podium w Pucharze Świata, potem przyszła jednak zapaść formy. Pojawiły się problemy ze zdrowiem, a konkretnie plecami, słychać też o innych sprawach, które w ostatnim czasie zaprzątały mu głowę. Jeśli wierzyć trenerem, to 25-latek zaczął powolną odbudową dyspozycji w okolicach października. I być może będzie gotowy na loty w połowie grudnia, a to przecież jego środowisko naturalne. Niestety, już chyba każdy przestał też za to liczyć, że do formy z końcówki 2016 roku wróci też Maciej Kot, a w piątek kwalifikacje przebrnął na ostatniej, pięćdziesiątej pozycji.
W rezultacie doszło do tego, że poprzedniej zimy regularnie punktowało zaledwie trzech Polaków i mocno odbiło się to na klasyfikacji generalnej Pucharu Narodów. W tej zajęliśmy czwarte miejsce, po serii dwóch zwycięstw i trzeciego miejsca. Ostatni sezon bez podium zdarzył się jeszcze za kadencji Łukasza Kruczka, w sezonie 2015/2016.
Puchar Narodów 2015/2016
- Indywidualnie: 1104 punkty (29 konkursów),
- drużynówki: 1050 (6 konkursów)
- łącznie: 2154 – 6. miejsce w klasyfikacji generalnej
Puchar Narodów 2016/2017
- Indywidualnie 3733 punktów (26)
- drużynówki: 2100 (6)
- łącznie: 5833 – (1. miejsce w klasyfikacji generalnej)
Puchar Narodów 2017/2018
- Indywidualnie: 3245 (22)
- drużynówki: 2550 (8),
- łącznie 5975 (3. miejsce w klasyfikacji generalnej)
Puchar Narodów 2018/2019
- indywidualnie: 3833 (27),
- drużynówki: 2250 (8),
- razem: 6083 (1. miejsce w klasyfikacji generalnej)
Puchar Narodów 2019/2020
- indywidualnie: 2972 (27),
- drużynowo: 1300 (5),
- razem: 4272 (4. miejsce w klasyfikacji generalnej).
Po trzech latach pracy Stefana Horngachera i wyciągnięciu wyników Polaków na niesamowity poziom przyszedł sezon, w którym wyniki całej grupy nieco się pogorszyły. Choć trzeba przyznać, że era sukcesów Horngachera sprawiła sporo trudności zawodnikom z rezerw. Przyjęło się mówienie o “złotej szóstce Horngachera”, która nieprzerwanie jeździła na zawody, a młodsi mieli problemy z tym, żeby posmakować rywalizacji w Pucharze Świata, a jak już się do niego dostawali, to szybko z niego wypadali, bo mentalnie nie byli na niego przygotowani.
Murańka musi wygrać ze sobą
Michal Doleżal zapowiada, że jego celem na ten sezon jest właśnie Puchar Narodów, ale żeby to zrobić Polska musi myśleć przede wszystkim o bardzo dobrych miejscach w konkursach drużynowych i punktowaniu większą liczbą skoczków w konkursie, przy założeniu, że Stoch, Kubacki i Żyła utrzymają swój poziom. Pojawia się więc pytanie, kto miałby być tym czwartym do drużyny.
Wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią, że przynajmniej na początku sezonu może to być wreszcie Klemens Murańka, który przez całe lato skakał na bardzo dobrym poziomie. Zajął trzecie miejsce na Memoriale olimpijczyków w Szczyrku, zdobył też medal mistrzostw Polski. Dobre próby pokazał też w piątek. I jest szansa, że będzie to dla niego przełomowy sezon. Obecnie największą przeszkodą dla Murańki może być jego głowa. I dobre przygotowanie do tzw. trybu startowego.
– Klimek zaufał temu, o czym rozmawialiśmy. I to wszystko się sprawdziło w treningach. On może być zawodnikiem ścisłej światowej czołówki. Uwierzył w to i pracował bardzo dobrze przez całe lato, a przez ostatnie miesiące był blisko najwyższego poziomu. Musieliśmy robić sprawdziany formy wewnątrz grupy, bo brakowało nam zawodów i Klimkowi ta rywalizacja była potrzebna. Jego skoki są bardzo stabilne w ostatnim czasie. Wszyscy wiecie, że wygrał ostatni sprawdzian w Zakopanem i teraz w piątek oddał trzy dobre skoki. Miejsce w kwalifikacjach może tego nie pokazuje, ale miał trochę gorsze warunki. Wiecie, jaką różnicę robi wiatr. Było trochę z tyłu na buli, czyli tam, gdzie skoczek mógłby nabrać wysokości. I z takich niskich prędkości trudno jest odlecieć – zauważył Michał Doleżal.
Dwaj inni kandydaci do drużyny
Innym kandydatem do drużyny jest Tomasz Pilch, który ma za sobą udane lato, choć nie obyło się bez pewnych problemów. W jednym z bardzo długich skoków na zgrupowaniu w Oberstdorfie skoczek nabawił się przeciążenia pleców, wcześniej przytrafiło się jeszcze przeziębienie i pod koniec przygotowań drugi raz odezwały się plecy. Doleżal jednak też wskazuje Pilcha wśród zawodników skaczących najlepiej. Choć w jego przypadku piątkowe skoki były akurat mocno nieudane. Skoczek dostał się do konkursu, ale sam liczył zapewne na dużo lepsze skoki. Jak sam stwierdził, nie jest to wielki problem i szybko powinien wrócić do poziomu skoków sprzed tygodnia.
Najbardziej zaskakiwać może trzecie nazwisko. – Paweł Wąsek, w ostatnim czasie skakał bardzo dobrze – zauważył niedawno w rozmowie ze Sport.pl Michal Doleżal i niezłe próby potwierdził też w piątek.
Wielki eksperyment połączenia kadr. Komu to mogło pomóc?
Dolezal w poprzednim sezonie zaczął od odmrożenia składów i choć wtedy nie wyglądało to najlepiej, to możemy mieć nadzieję, że wiosenne połączenie kadr A i B w jedną całość wszystkim pomogło. Tacy skoczkowie, jak Klemens Murańka, czy Aleksander Zniszczoł mogli na co dzień podglądać Kamila Stocha czy Dawida Kubackiego. A najmłodsi, jak Tomasz Pilch czy Paweł Wąsek mogli równać nie do Murańki (jak w poprzednich latach), a właśnie np. do Stocha. I to na pewno wszystkim pomogło.
Niestety, od lat nie możemy się doczekać wybuchu formy kogoś z grupy, która wychowała się na sukcesach Adama Małysza. Murańka, Zniszczoł czy Andrzej Stękała przez lata dawali nadzieję dobrymi skokami letnimi, ale im bliżej było zimy, tym mieli więcej kłopotów i ostatecznie zawodzili. Czy to będzie przełomowy sezon dla kilku polskich skoczków? Możemy mieć taką nadzieję, bo chyba wszyscy mamy trochę dość zastanawiania się nad tym, kto po Stochu i Kubackim.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS