Warszawski przewoźnik twierdzi, że działania miejskich urzędników podpadają pod Kodeks Karny. Urzędnicy mówią, że działają zgodnie z prawem. Konflikt, który – jak się wydawało – ucichł już rok temu, nieoczekiwanie zaczyna odżywać.
Nagłe zniknięcie
Warszawska firma Warbus zjawiła się w Lublinie w grudniu 2016 r. wraz ze swoimi trzydziestoma autobusami. Był to efekt wygranego przez nią przetargu na obsługę niektórych linii komunikacji miejskiej.
Współpraca skończyła się z hukiem latem zeszłego roku, gdy Warbus z dnia na dzień zaprzestał świadczenia usług. Pewnego wieczora spółka ogłosiła mailem, że następnego dnia jej autobusy nie wyjadą.
Tak też się stało. Komunikacja popadła w zapaść i nawet na głównych liniach zdarzały się w dzień powszedni 1,5-godzinne odstępy między kursami.
Pełzający kryzys
Konflikt zaczął się wcześniej. W lutym 2019 r. firma wypowiedziała miastu umowę. Tłumaczyła, że ZTM niekorzystnie aktualizuje jej stawkę zapłaty za przejechane kilometry. Urzędnicy tłumaczyli, że te same zasady dotyczą wszystkich przewoźników, a zastrzeżenia ma tylko ten jeden.
Po wypowiedzeniu umowy Warbus miał jeździć do końca sierpnia, ale przestał w połowie lipca. Wyjaśniał, że stracił płynność finansową przez miejskich urzędników. Ci odpierali zarzuty. – Są nierzetelne, nieuczciwe, nieprawdziwe, bezpodstawne – mówił Grzegorz Malec, dyrektor Zarządu Transportu Miejskiego.
Z powodu nagłego przerwania kursów ZTM rozwiązał umowę z Warbusem „w trybie natychmiastowym i bez jej wypowiedzenia” oraz naliczył firmie 7,5 mln zł kary. Złożył też w prokuraturze zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez przewoźnika.
– W celu osiągnięcia korzyści majątkowej chciał doprowadzić naszą instytucję do niekorzystnego rozporządzenia mieniem za pomocą wprowadzenia jej w błąd przy użyciu dokumentu zawierającego poświadczenie nieprawdy – wyjaśniała Monika Fisz z ZTM. W zawiadomieniu była mowa również o zniesławieniu miejskiej instytucji.
Co zarzuca ZTM
– Próba wyłudzenia środków dotyczyła złożonych w dniach 22, 23 oraz 24 lipca 2019 r. przez spółkę Warbus raportów przewozów, na podstawie których dokonywano płatności za usługi. Pomimo zaprzestania świadczenia usług w dniu 18 lipca, spółka wykazywała w raportach wozokilometry zrealizowane w tych dniach o wartości kilkuset tysięcy złotych – informuje ZTM i podkreśla, że mogło to doprowadzić do zapłaty za niewykonane kursy.
Przewoźnik przekonuje, że nie chciał niczego wyłudzić. – Zgodnie z umową nasza spółka co miesiąc wystawiała faktury zaliczkowe i zrobiła to także w lipcu 2019 r. Nie wiedzieliśmy, że będziemy musieli zakończyć przewozy w dniu 17 lipca, więc faktura opiewała na zaliczkę na cały miesiąc – tłumaczy Paweł Szymonik, dyrektor generalny spółki Warbus. – Po zakończeniu przewozów skorygowaliśmy fakturę tylko na 17 dni, a ZTM po korekcie ją uregulował – dodaje dyrektor i wyjaśnia, że różnica wyniosła 262 tys. zł.
Śledztwa nie ma
– Prokuratura nie stwierdziła żadnej próby wyłudzenia przez Warbus jakichkolwiek środków, a sprawę umorzyła. Oznacza to, że żądanie zapłaty na rzecz spółki było właściwe, a Warbus miał prawo wypowiedzieć umowę – takiej treści oświadczenie dyrektor firmy Warbus rozesłał do mediów w zeszłym tygodniu.
– Prokuratura sprawy nie umorzyła, a odmówiła wszczęcia, wskazując, że ZTM powinien wystąpić z oskarżeniem prywatnym – odpowiada Zarząd Transportu Miejskiego w odpowiedzi dla naszej redakcji. Twierdzi też, że szykuje prywatny akt oskarżenia.
Ale jest jeszcze coś.
– Prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa w sierpniu 2019 r., dlatego jesteśmy zdziwieni, że Warbus teraz podnosi tę sprawę – podkreśla Monika Białach z ZTM.
Dlaczego ZTM dopiero po roku zamierza składać prywatne oskarżenie? Urzędnicy tłumaczą, że wynikało to „z prowadzonej analizy sytuacji spółki Warbus pod kątem roszczeń sądowych”, z kontaktów z sądowym nadzorcą spółki i ze stanu epidemii, który „w istotny sposób utrudnia organizowanie w tym zakresie wszelkich spotkań i podejmowanie działań”.
– Trzeba też podnieść, że po kilku miesiącach braku odzewu ze strony firmy Warbus, w ostatnich kilku tygodniach spółka ponownie zaktywizowała się na polu nieprawdziwej kampanii medialnej w stosunku do ZTM w Lublinie – podkreśla Białach.
Chcą milionów
W utarczce na oświadczenia pojawia się wątek wspomnianej kary umownej w wysokości 7,5 mln zł, która – jak przyznają urzędnicy – „w części została zabezpieczona z gwarancji należytego wykonania umowy”.
– ZTM nie miał prawa zatrzymać gwarancji wykonania umowy w wysokości bez mała 5 mln zł, ponieważ wypowiedzenie było z winy zamawiającego, czyli ZTM. Miasto tę kwotę będzie musiało niezwłocznie zwrócić – przekonuje dyrektor Szymonik.
Miejscy urzędnicy odpowiadają, że umowę zerwali „wyłącznie z winy spółki Warbus”. Odnosząc się do stwierdzenia, o zwrocie kar przekonują, że taka „interpretacja skutków prawnych” decyzji prokuratury jest „bezzasadna oraz nieprawdziwa”.
Doniosą na ZTM?
W swym oświadczeniu Warbus przekonuje, że działania ZTM podpadają pod Kodeks Karny. – Stosowne zawiadomienia są już przygotowane – informuje Szymonik, który wskazuje na trzy paragrafy.
Pierwszy z nich przewiduje karę do trzech lat więzienia dla tego, kto „przywłaszcza sobie cudzą rzecz ruchomą lub prawo majątkowe”. Drugi mówi o karze do trzech lat więzienia za przekroczenie uprawnień przez funkcjonariusza publicznego. Trzeci dotyczy zniesławienia i grozi karą grzywny lub ograniczenia wolności.
– Wszystkie działania ZTM były zgodne z prawem i dokonywane tylko w oparciu o obowiązujące przepisy w celu ochrony interesów gminy – przekonuje miejska instytucja i zapowiada prywatny akt oskarżenia przeciw przewoźnikowi. – 2 listopada poinformowaliśmy Warbus o zamiarze wystąpienia na drogę sądową z oskarżenia prywatnego o zniesławienie i naruszenie dóbr osobistych ZTM w Lublinie i zasądzenie od spółki stosownego zadośćuczynienia.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS