Amityville to małe, spokojne miasteczko, położone na obrzeżach hrabstwa Sufflok w stanie Nowy Jork. Leżąca około 30 mil od Manhattanu, licząca dziś 10 tysięcy mieszkańców mieścina, 45 lat temu, gdy usłyszał o niej cały świat, była typowym, dalekim i sennym przedmieściem wielkiej metropolii, o którym słyszało niewielu. Ot, jeszcze jedna sypialnia ogromnego miasta Nowy Jork. Wszystko uległo zmianie w momencie, gdy pewnej burzliwej nocy, pośród szalejącego deszczu i grzmotów błyskawic, Ronald DeFeo Jr. postanowił rozprawić się raz na zawsze z tyranizującym go ojcem i przyzwalającą na to wszystko matką. Strzały, które padły z potężnej .35 należącej do rodziny, na zawsze odmieniły historię tegoż miejsca.
13 listopada 1974 roku o godzinie 18:35 do pubu Henry’s Bar wpada trzęsący się i dygoczący na całym ciele młodzieniec.
– Musicie mi pomóc! – wrzeszczy, zdzierając gardło – Myślę, że moja mama i ojciec zostali zastrzeleni! – oznajmia i pada na kolana po czym poczyna szlochać pośród towarzystwa zszokowanych przyjaciół. Najlepsi koledzy młodzieńca – Ronalda DeFeo Juniora – Robert “Bobby” Kelske i Jay Yeswit wskakują do stojącego na podjeździe Buick Electra 225, rocznik 1970, należącego do ich przyjaciela. Towarzyszą im znajomi John Altieri, Al Saxton i William Scordmaglia. “Butch”, jak nazywano trzeciego syna Ronalda DeFeo Seniora i jego żony Loiuse, zostaje w pubie, otoczony troskliwą opieką właściciela i gości.
Po przybyciu na miejsce do znajdującego się na 112 Ocean Avenue domu, znanego wśród miejscowych jako “High Hopes”, mężczyźni odkrywają, iż drzwi frontowe są otwarte. Na miejscu panuje nieprzenikniony mrok, nie słychać też żadnych dźwięków aż do momentu, gdy jeden z mężczyzn zbliża się do kuchennych drzwi. Rozlega się wówczas głośne, wręcz histeryczne szczekanie psa. To “Kudłaty”, owczarek niemiecki należący do rodziny, jedyny żywy świadek zajść wczorajszej nocy, który niestety nie mówi ludzkim językiem i nie może o nich opowiedzieć. Przywiązany do drzwi zwierzak jest bardzo niespokojny, szarpie się i skomli, a gdy tylko zostaje uwolniony – pędzi na górę prowadząc za sobą mężczyzn. Widok, jaki ukazuje się ich oczom, gdy tylko przekraczają próg sypialni rodziców, jest makabryczny. W plecach Ronalda DeFeo Seniora widnieje zakrwawiona dziura po kuli dużego kalibru, podobnie jak i u jego przykrytej kocem żony. Krwi jest niewiele, ale cała sceneria przypomina makabreskę dzięki otaczającym łóżko lustrom. Koleje pomieszczenia to kolejne zwłoki. Masakra, będzie jedynym właściwym mianem dla tej okrutnej zbrodni. Wezwana na miejsce policja przybywa szybko. Nie mija nawet 10 minut, gdy funkcjonariusze wchodzą do “High Hopes”.
– Kiedy dotarłem do domu, zobaczyłem Ronalda DeFeo Jr., stojącego na zewnątrz z kilkoma przyjaciółmi i uh, zapytałem go – co się stało? – a on powiedział, że jego matka i ojciec zostali zabici – opowiada emerytowany policjant Kenneth Greguski, który jako pierwszy przybył ma miejsce – I sprawdziłem sypialnię na piętrze i znalazłem pana i panią DeFeo leżących twarzą w dół na swoich łóżkach. Oboje zostali postrzeleni w plecy. Sprawdziłem drugą sypialnię i dowiedziałem się, że dwaj młodsi bracia Ronalda leżą w łóżkach, twarzą w dół , zostali postrzeleni w plecy. Ronald DeFeo powiedział mi, że ma również dwie siostry. Wszedłem na drugie piętro i znalazłem w innej, małej sypialni, młodszą siostrę, postrzelono ją w głowę, opuściłem ten pokój i poszedłem na trzecie piętro, gdzie znajdowały się kolejne dwie sypialnie. W jednej z nich znalazłem starszą siostrę, która została postrzelona w głowę.
Ronnie, w momencie kiedy wróciłem na dół, był w kuchni i powiedział, że nie może sobie wyobrazić, kto mógł to zrobić ani dlaczego, ale nie wydawał mi się zbyt zdenerwowany całą tą sprawą. Nie wiem, czy pił, czy prawdopodobnie był naćpany, albo coś innego, ale wydawał się być dość łagodny i dość spokojny w obliczu całej sytuacji; nie wydawał się tak zrozpaczony, jak każdy, kogo normalnie bym się spodziewał – kończy mieszkający w Amityville “od zawsze” funkcjonariusz.
O godzinie 19 na miejsce przybywa, ciągnąc za sobą tabuny reporterów i gapiów, detektyw Gasper Randazzo, wraz ze swoim zespołem. To właśnie im przypadnie rola śledczych w tej sprawie i to ich metody doprowadzą finalnie do rozwikłania zagadki morderstw DeFeo. Tymczasem teraz siedzą w kuchni, razem z jedynym ocalałym z masakry, Ronaldem. “Kto może być za to odpowiedzialny?” – pyta chłopaka detektyw. Młodzieniec chwilę zastanawia się, a po chwili z jego ust pada nazwisko – “Myślę, że to mógł być Falini. Louis Falini”.
Vito Genovese i stary wujaszek Pete.
2 maja 1957 roku. “To dla Ciebie Frank!” – krzyczy wysoki, przysadzisty i ważący ponad 130 kilogramów, mężczyzna w kierunku starszego eleganta w drogim kapeluszu. Słowa te, paradoksalnie, ratują życie celu – wyglądający na poczciwego dziadka bawiącego wnuki, Frank Costello obraca głowę w kierunku przeprowadzającego zamach Vincenta Gigante, co powoduje, iż wystrzelona z pistoletu kula obciera skroń starego mafiozy i odrywa fragment małżowiny usznej zamiast utkwić w jego czaszce. Zamachowiec ucieka, a próba zabójstwa, choć nieudana, skłania tegoż bossa rodziny Luciano i niegdyś najpotężniejszego gangstera w Ameryce, do przejścia na “wcześniejszą emeryturę”. Vito Genovese, zleceniodawca Gigante, nie mógł sobie wyobrazić lepszego scenariusza. W zamian za pokojowe odejście obiecuje on dawnemu Donowi dostatek i spokój, a ten z kolei zobowiązuje się do milczenia wobec wymiaru sprawiedliwości, zachowując – jak na prawdziwego Sycylijczyka przystało – świętą zasadę “Omerty”.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS