A A+ A++

Ponad 100 restauracji, 8 aglomeracji i 49 złotych od osoby za trzydaniowe menu z dopasowanym do niego piwem. Impreza Beer Food Week miała być świętem piwoszy i smakoszy. I pewnie by była, gdyby nie jej termin: 11–18 marca 2020 roku. W organizatorów imprezy – Pawła Światczyńskiego i Macieja Żakowskiego, właścicieli firmy Restaurant Week Polska – pandemia uderzyła w najgorszym możliwym momencie.

– W trakcie pierwszego tygodnia lockdownu porządkowaliśmy sprawy po przerwanym Beer Food Week, musieliśmy między innymi odwołać około 10 tys. rezerwacji. Potem zaczęliśmy przestawiać biznes na nowe tory. Priorytetem było to, żeby nie zwolnić nikogo z naszego 40-osobowego zespołu – mówi Maciej Żakowski.

To się udało. I nie tylko to. W odpowiedzi na lockdown Światczyński i Żakowski zorganizowali Delivery Week – festiwal dostaw, który w pierwszych tygodniach pandemii ściągnął do restauracji ponad 12 tys. gości. A już w czerwcu wystartowali z kolejną edycją swojej flagowej imprezy – Restaurant Week. Pod hasłem #WiwatGoście wyciągnęli do restauracji ponad 90 tys. osób i osiągnęli największą średnią dzienną sprzedaż w historii festiwalu.

Restauracyjny biznes w czasie koronawirusa

– Podczas pandemii po raz kolejny przekonaliśmy się, że świetnie sobie radzimy w sytuacjach kryzysowych. Włożyliśmy już w ten biznes tyle serca i emocji, kosztował nas tyle stresu i poświęceń, że nie pozwolimy go sobie zabrać – mówi Paweł Światczyński.

No właśnie – biznes. Kiedy sześć lat temu Paweł Światczyński, wówczas 22-letni student Kopenhaskiej Szkoły Designu i Technologii, przechodzący krok po kroku wszystkie szczeble duńskiej gastronomii (od zmywaka po zarządzanie siecią restauracji), wymyślił koncept warszawskiego festiwalu kulinarnego, był to bardziej eksperyment. Swoisty test dojrzałości stołecznego rynku restauracyjnego. Światczyński zainteresował nim Macieja Żakowskiego, twórcę agencji Planoia i specjalistę od uruchamiania projektów gastronomicznych, wówczas współwłaściciela restauracji Aioli (obecnie Orzo), MOMU i Banjaluka. Przedsiębiorców dzieliło dziewięć lat życia, ale mieli ze sobą sporo wspólnego: chodzili do tego samego liceum (słynnej Bednarskiej), studiowali w Kopenhadze, a do tego uwielbiali kulinaria.

– Zgłosiliśmy się do Oli Lazar, twórczyni Gastronautów, która stała się dla nas matką chrzestną Restaurant Week. Powiedziała: „chłopaki, to świetny pomysł, spróbujcie”. I spróbowaliśmy. Od początku krążyło nam po głowie, aby wokół festiwalu zbudować organizację, ale wszystko zależało od tego, jak się przyjmie pilotażowa edycja – mówi Paweł Światczyński.

A przyjęła się świetnie. Przedsiębiorcom udało się przekonać właścicieli 32 restauracji, żeby na dwa i pół dnia oddali im połowę miejsc w lokalach. A następnie zwerbowali ponad 11 tys. gości, którzy zarezerwowali w nich stoliki przez internet.

– Nazajutrz po zarejestrowaniu działalności gospodarczej mieliśmy płynność finansową. Rozkręciliśmy ten biznes bez żadnej ingerencji ze strony inwestorów – mówi Maciej Żakowski.

Restaurant Week – przepis na sukces

Po sukcesie pierwszej edycji festiwalu plan był taki, aby organizować kolejne imprezy kulinarne i stopniowo rozszerzać działalność na następne miasta. Ale Światczyński i Żakowski musieli go szybko zmodyfikować. Pierwszy poważny test z zarządzania kryzysowego przeszli w 2015 roku, kiedy to niespodziewanie wyrosła im… 100-procentowa kopia. W dodatku sponsorowana przez koncern jednego ze światowych miliarderów.

Ta sytuacja nas zmroziła, ale i zmotywowała do dz … czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPrzy nowym rondzie pojawiły się wiaty przystankowe
Następny artykuł“Nikt nas nie zapytał, czy podróżujemy służbowo”. Branża hotelarska desperacko się ratuje, aby utrzymać działalność