A A+ A++

Wbrew pozorom, pierwsze bezemisyjne auto Mazdy to nie roadster – choć prefiks MX może mylić, w przypadku tego modelu mamy do czynienia z typowo miejskim crossoverem. Skąd więc wybór nazwy, która jednoznacznie kojarzy się z kultowym MX-5? Jak podkreślają przedstawiciele japońskiej marki, ma ona – podobnie jak w przypadku sportowej piątki czy koncepcyjnych MX-81 i MX-03 – symbolizować nowy rozdział w historii koncernu. Rozdział nie tylko „elektryczny”, ale w szerszym kontekście – „ekologiczny”, bo inżynierowie z Hiroszimy podeszli do tego zagadnienia w sposób kompleksowy. Od bezemisyjnego napędu, przez wykorzystanie materiałów z recyklingu w kabinie, po dobór baterii, której produkcja – z uwagi na niewielką pojemność – ma być mniej obciążająca dla środowiska.

Miejski typ

W praktyce, jak twierdzą przedstawiciele japońskiego koncernu, auto ma być przede wszystkim miejskie i nawet nie próbuje aspirować do czegoś więcej. Trudno się dziwić – napęd e-Skyactiv oferuje 145 koni mechanicznych mocy, przyspieszenie do setki zajmuje mu 9,7 s, a na jedynym ładowaniu przejdziemy maksymalnie 200 kilometrów, co sprawdzi się w codziennym dojeździe do pracy – w końcu statystyczny Europejczyk dziennie samochodem przejeżdża średnio 50 kilometrów.

Mazda MX-30. Sprawdź ceny i atrakcyjne finansowanie

Co z dalszymi wypadami? Raczej o podróży z Krakowa nad morze możemy zapomnieć – kilkukrotna konieczność zatrzymywania się w celu skorzystania z szybkiej ładowarki (o ile w ogóle uda nam się w Polsce tak zaplanować trasę, aby maksymalnie wykorzystać zasięg baterii), potrafi zniechęcić do elektryków nawet zagorzałych ekologów.

Mazda MX-30 – ładowanie Fot.: mat.pras

Dlatego MX-30 ma być samochodem używanym do jazdy po okolicy, który będziemy ładować podczas postojów pod własnym domem. Nieprzypadkowo Mazda z okazji premiery tego auta proponuje promocję, w ramach której do każdego zakupionego egzemplarza oferuje naścienną ładowarkę za symboliczną złotówkę. Gorzej, kiedy mieszkasz w bloku, ale to już inny temat…

Plastikowe butelki i korek

Elektryczna mazda nie odbiega stylistyką od innych samochodów tej marki, no może oprócz otwieranych „na szafę” drzwi. Gabarytowo MX-30 porównywalne jest z popularnym crossoverem CX-30 – oba modele mają tę samą długość i szerokość nadwozia, a nawet identyczny rozstaw osi. MX-30 jest tylko o centymetr wyższa od CX-a. Bagażnik? Dokładnie 350 litrów przy rozłożonych siedzeniach – rewelacji może nie ma, ale torba na laptopa i zakupy z supermarketu na pewno się zmieszczą.

Drzwi otwierane na szafę w Maździe MX-30 Fot.: mat.pras

To, co go odróżnia od innych mazd, to wykończenie wnętrza. W większości wykonano je z nietypowych, ale za to ekologicznych materiałów. Przykład? oryginalnie prezentujący się miękki szary materiał pokrywający drzwi wykonano przy wykorzystaniu recyklingowanych plastikowych butelek. Z kolei w wykończeniu środkowej konsoli wykorzystano… korek. To nie tylko designerska ciekawostka, ale też sympatyczne nawiązanie do historii koncernu, który jeszcze sto lat temu nazywał się Toyo Cork Kogyo i zajmował się produkcją właśnie korka. Co jednak najważniejsze, według zapewnień producenta, materiał do MX-30 pozyskuje się jedynie z kory drzew, bez konieczności ich wycinania.

Kokpit z elementami dekoracyjnymi wykonanymi z korka. Fot.: mat.pras

Elektromobilność po polsku

Przedstawiciele Mazdy zakładają, że do końca 2021 roku na ulice europejskich miast wyjedzie 12 tys. egzemplarzy najnowszej MX-30. Jak wiele tych aut uda sprzedać się w Polsce? Z jednej strony kusi całkiem atrakcyjna cena, porównywalna ze spalinowymi odpowiednikami kompaktów marek premium (samochód w podstawowej wersji Kai ma być sprzedawany za niecałe 143 tys. zł). Z drugiej jednak, system państwowych dopłat do zakupu elektryków nijak ma się do realiów rynkowych i uniemożliwia skorzystanie z dofinansowania w przypadku zdecydowanej większości modeli.

Mazda MX-30 Fot.: mat.pras

Skąd takie ograniczenie? Główną przeszkodą jest przede wszystkim narzucona przez rząd maksymalna cena auta, do zakupu którego można ubiegać się o wsparcie państwa – jest to zaledwie 125 tys. zł, przy dofinansowaniu w wysokości 18 750 zł. To jeden z najniższych limitów w Europie – przykładowo w Austrii ustalono go na poziomie równowartości 260 tys. zł, we Włoszech – 230 tys. zł, a we Francji – 195 tys. zł. Między innymi przez to pilotażowa edycja programu dopłat, mówiąc oględnie, nie okazała się sukcesem, a na mityczny już milion elektrycznych aut będziemy musieli jeszcze długo poczekać.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykuł23 listopada koncert w hołdzie Krzysztofowi Pendereckiemu
Następny artykułPrzydomek, Rondo i Kopernik kończą działalność