Oczywiście, że ostatecznie uzna swoją porażkę. Podczas ostatniego briefingu prasowego nie mówił już o fałszerstwach wyborczych. Ba, mówiąc, że jego administracja nie wprowadzi lockdownu, dał do zrozumienia, iż dopuszcza do myśli, że rządzić będzie inna ekipa. „Ta administracja nie wprowadzi lockdownu. Mam nadzieję, że cokolwiek się stanie w przyszłości, a kto wie, która administracja będzie rządzić? Czas pokaże, ale mogę teraz wam powiedzieć, że ta administracja nie wprowadzi lockdownu”- powiedział prezydent USA.
Trump wie dobrze, że jego narracja na temat fałszerstw nie ma podstaw, skoro nawet sprzyjająca mu Fox News przerwała kilka dni temu przemówienie jego rzeczniczki Kayleigh McEnany, mówiącej o oszustwach wyborczych sztabu Bidena. Ponowne przeliczenie głosów i znalezienie nieprawidłowości, które w dobie mediów społecznościowych i dyktatury memów urastają do rangi dowodu na powszechny spisek, nic nie zmieniają w bardzo wysokim poparciu dla Joe Bidena. Zanosiło się, że Demokrata będzie miał przewagą równą tej ze starcia Reagana z Carterem. Prawie to osiągnął. Biden zdobył prawie 6 mln głosów więcej w popular vote. Ma w garści 290 elektorów (270 potrzeba do elekcji), zaś Trump 232. To nie jest starcie „łeb w łeb” z Florydy w 2000 roku. Zresztą nawet prawnicy zaangażowani w walkę Bush-Gore sugerowali kilka dni temu, że przewaga jest zbyt wielka, by Trump mógł marzyć o innym rezultacie po ponownym przeliczeniu głosów.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Jeżeli Joe Biden wygra wybory, to będzie drugim w historii USA prezydentem katolikiem. Czy jego wiara będzie miała znaczenie?
Tak, powaliła go pandemia COVID-19 i chaotyczna reakcja jego administracji na nią. Jestem pewien, że Trump by wygrał, gdyby nie pandemia. Bezrobocie miał rekordowo niskie, Wall Street pękało ze szczęścia, a lewica potykała się o własne nogi. Radykalizm ideologiczny wcale jej nie służył, co pokazała prawyborcza porażka lepszego medialnie niż Biden, Bernie Sandersa. Przecież Trump zwiększył ostatecznie poparcie u białych kobiet, czarnoskórych mężczyzn i Latynosów. Miał sukcesy w z pozoru chaotycznej polityce zagranicznej, o których mówi nawet legendarny Henry Kissinger.
Złamanie paradygmatu w relacjach Chinami, zwrócenie uwagi na nierówne zaangażowanie poszczególnych państw w finansową stabilność NATO i złamanie norm poprawności politycznej ( za to ostatnie chwalę go ja)– to są realne osiągnięcia jego ekipy. Sama Partia Republikańska zmieniła się też w ostatnich latach. Do Izby Reprezentantów weszło w tym roku 13 kobiet z prawicy. Różnorodnych etnicznie i rasowo, co też przeczy propagandzie o destrukcyjnej sile Trumpa w przemianie prawicy. Pandemia plus błędy z polityczne kosztowały go reelekcje. Wiele było błędów, które analitycy dopiero opiszą. Ja zwrócę uwagę na jeden: naprawdę ktoś jest zdziwiony, że pierwszy raz od 24 lat (od starcia Clinton-Dole) Arizona stała się niebieska, skoro Trump w haniebny sposób szydził ze ikony tego stanu, bohatera wojennego z Wietnamu senatora Johna McCaina? Jestem pewien, że kilka potrzebnych głosów przepadło po stronie prawicy z tego powodu
Ma rację Victor Davis Hanson, który na łamach prestiżowego konserwatywnego National Review przypomina w kontekście Trumpa postać Ajaxa, opisanego przez Sofoklesa. Ajaxa-wściekłego, starego ale nadal nieustraszonego wojownika. To tragiczny bohater spod Troi, którego wybuchy dumy i poczucie skrzywdzenia obraziły Atenę. Hanson widzi ten archetypiczny obraz w uwielbianych przez Trumpa westernach. „The Searchers” Johna Forda, „W samo południe” Zinnemanna i innych. Pisałem tuż po wyborach, że Trump rozpoczyna właśnie swój show. Przemyślanie wyreżyserowany, obliczony na medialny sukces. Trump myśli takimi kategoriami od zawsze. To on pierwszy umieszczał na swoich złotych pałacach, samolotach i kasynach nazwisko Trump. To on grał chętnie w filmach, prowadził niezwykle popularny program w telewizji i miał gwiazdę hollywoodzkiej Alei Sław. On myśli hollywoodzkimi schematami. On rozumuje prawidłami showbiznesu. On lubi też sequele (ba, zagrał nawet w sequelu przygód Kevina) i zna prawidła dobrej narracji.
Dlatego teraz przyszedł czas, by zacząć kręcić swój sequel. Melania Trump nie przez przypadek zaprosiła na ostatnie święta Bożego Narodzenie w Białym Domu. Natomiast Trump niebawem uzna swoją porażkę, zaznaczając, że bój to był nie ostatni, a on powróci w 2024 roku, stając do pojedynku z „łajdakami i oszustami”. Ma za sobą 71 milionów głosów. Ma potężny aparat Republikanów w postaci przewagi w Senacie. Może się przebrać w szaty wygnanego szeryfa, który dopiero w sequelu powraca do miasteczka. Wiemy, że ten dwukrotny rozwodnik, który u skandalisty Howarda Sterna opowiadał chętnie o walorach ciała Melanii i rozmawiał z gwiazdami porno, przekonał wielu chrześcijan, że jest bożym wysłannikiem. Myślicie, iż nie przekona do tego, że jest Johnem Waynem? Think again.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS