Kardynał Dziwisz znalazł się w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Jakąkolwiek decyzję podejmie – będzie źle. Na razie idzie w zaparte – nic nie wiedział, nie słyszał, nie widział. To taktyka trudna do utrzymania w świetle wypowiedzi świadków i treści dokumentów. No, i rodzi coraz głośniej zadawane pytanie – czy papież, Jan Paweł II naprawdę o tym wszystkim nie wiedział? Nie czytał prasy, nie oglądał telewizji, nie rozmawiał z innymi ludźmi, niż Dziwisz i Sodano?
Jeśli kardynał powie nareszcie, że nie wiedział – weźmie całą winę o ukrywaniu przez kościół pedofilii na siebie. A to wcale nie będzie dobre dla opinii o papieżu, bo można to zinterpretować, jako odpuszczanie sobie spraw ważnych na rzecz spotkań z tłumami wiernych i show religijnego, co szło Janowi Pawłowi II wspaniale i za co owe tłumy go autentycznie kochały.
Jeśli zaś kardynał przyzna – ratując siebie – że papież coś tam jednak wiedział, będzie także źle, bardzo źle. Natychmiast przybiorą na sile głosy o wątpliwej świętości papieża.
Co zrobi Watykan? Na razie – swoim zwyczajem milczy, ale przecież tego już się nie da zamieść pod największe nawet kościelne dywany.
I tu moje pytanie – kogo poświęci w imię zachowania jako takiego imienia Kościoła? Czy kardynała, z którym po śmierci papieża długo nie wiedział, co zrobić? Czy też tego innego, niż wszyscy do tamtego czasu papieża – dalekiego od wizerunku oschłego kościelnego biuralisty, człowieka, który porywał tłumy, ale nie za bardzo dbał o kierowanie państwem, jakim przecież jest Watykan? Kogoś na pożarcie trzeba będzie dać.
Bo w to, że ta sprawa przyczyni się do zasadniczych zmian w Kościele, że takie rzeczy już nie będą mogły się zdarzać – to chyba nikt nie wierzy. Nawet wierzący.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS