Chyba nikt z nas nie miał wątpliwości, że kiedy świat sportu obudzi się już z letargu, to promotorzy i organizatorzy rozgrywek wszelakich będą chcieli wypchać kalendarze do granic możliwości. Formuła 1 nie jest wyjątkiem. Powiedzmy więcej – pod względem wyboru krajów, w których mają się odbywać wyścigi, Liberty Media właśnie przebiło Berniego Ecclestone’a. Klasyczne wyścigi na Nurburgringu oraz Imoli wróciły na chwilę, ale już za chwilę pojedziemy w zupełnie inny rewir. Celem na kolejny rok są 23 wyścigi Grand Prix, najwięcej w historii. Jeden jednak budzi największe kontrowersje – Grand Prix Arabii Saudyjskiej.
Działania Ecclestone’a doprowadziły do tego, że opłaty na rzecz Formula One Group urosły do rozmiarów niebotycznych. Tylko za organizację GP Wielkiej Brytanii włodarze toru Silverstone przez pięć lat płacić mają na rzecz Formuły 1 100 milionów funtów! Łatwo można policzyć, że roczne wpisowe wynosi zatem 20 milionów. Nie bez powodu co jakiś czas mówi się, że olbrzymie pieniądze wykładane na rzecz promotora doprowadzają do wypadnięcia z kalendarza F1 – i na przykładzie Silverstone widać to najlepiej. 2005, 2009 i 2019 rok – trzy razy w tym wieku brytyjski tor mógł pożegnać się z królową sportów motorowych, co ostatecznie się nie stało.
Pieniądze na rokroczną organizację wyścigów coraz częściej mają tylko najbogatsze kraje. Ścigamy się w Chinach, Azerbejdżanie, Rosji, Singapurze, Bahrajnie, Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Podobny przypadek znajdziemy w MotoGP, które przyjeżdża przecież do Kataru. Jest też jednak inny punkt wspólny – część z tych państw to kraje arabskie, autorytarne, zamieszane w konflikty zbrojne. Formule 1 zdaje się to nie przeszkadzać, skoro teraz wyciągnęła rękę do jednej z ostatnich monarchii absolutnych – Arabii Saudyjskiej.
***
Co na dobrą sprawę wiemy o wyścigu w mieście Dżudda?
🏁 It’s official 🏁 @F1 is coming to the streets of Jeddah in 2021 😍
Follow us to keep up to date on history being made at the first ever #SaudiArabianGP 🇸🇦 #HalaF1 #F1 pic.twitter.com/uqbkKcgRLh— SaudiArabianGP (@SaudiArabianGP) November 5, 2020
Pojawił się niemalże znikąd. O planach jego organizacji mówiło się zdecydowanie mniej niż o podchodach pod wyścigi w Nowym Jorku lub Miami. Grand Prix na ulicznej trasie będzie wyścigiem nocnym. Nitka ma zostać wytyczona wzdłuż wybrzeża Morza Czerwonego. Formuła 1 najwidoczniej uwielbia takie lokalizacje, skoro jeździ w Soczi leżącym nad Morzem Czarnym, a także na Paul Ricard, z którego jest mały kawałek drogi do Lazurowego Wybrzeża. Wolą organizatorów jest przeprowadzić wyścig tutaj zamiast na przykład zmodernizować pod klasę FIA Grade One istniejący Reem International Circuit, jedyny stały obiekt motorsportowy w Arabii Saudyjskiej.
W oświadczeniu na oficjalnej stronie Formuły 1 przeczytamy:
„Arabia Saudyjska to kraj, który w ostatnich latach stał się areną sportowo-rozrywkową dla wielu pierwszorzędnych wydarzeń. Jesteśmy zadowoleni z faktu, że w przyszłym roku ugości on Formułę 1. Region ten jest dla nas bardzo istotny – 70 procent Saudyjczyków to ludzie poniżej trzydziestego roku życia. W związku z tym, jesteśmy podekscytowani, widząc wielki potencjał w pozyskaniu nowych fanów. Liczymy na to, że obejrzymy również fantastyczne wyścigi w tej historycznej i niesamowitej lokalizacji”.
Trudno jednak nam nabierać się na język PR-owy władz Formuły 1 i przedstawianie wszystkiego patrząc na to przez różowe okulary. Wiadomo, że w takiej sytuacji nie powiedzą nam o jakichkolwiek mankamentach.
***
Choć trzeba przyznać, że Saudyjczycy wchodzą do królowej sportów motorowych z buta. Co prawda, na rok przed wyścigiem nie znamy nawet trasy toru, ale „podprowadzkę” pod sam event zrobił najpierw olbrzymi sponsor. Podczas tego sezonu widzimy coraz częściej kolejną arabską markę – Aramco. To saudyjski koncern paliwowo-chemiczny, który należy do rodziny królewskiej. Inna sprawa, że Arabia Saudyjska właściwie mogłaby powiedzieć: „A czemu weszliśmy tutaj tak późno, skoro Bahrajn jest w F1 już od 16 lat?”
O sprawę zapytaliśmy ekspertów audycji „Grand Prix Weszło”. Jest wśród nich m. in. Krzysztof Woźniak, Motowizja:
– Grand Prix Arabii Saudyjskiej było tak naprawdę czymś oczywistym. Państwo Saudów od paru lat „otwiera się” na resztę świata głównie za sprawą sportu. Nieprzypadkowo odbywały się tam wrestlingowe gale WWE czy mecz o Superpuchar Włoch. Paradoksalnie zarówno Arabia Saudyjska, jak i Formuła 1 mają wspólny cel – zmianę swojego wizerunku na bardziej przyjazny środowisku oraz bardziej „liberalny”. Saudowie są skorzy do inwestycji, a Liberty Media potrzebuje pieniędzy, zwłaszcza po takim roku, jak ten, kiedy władze F1 zanotowały stratę rzędu setek milionów dolarów.
W tym aspekcie ma rację. Kiedy czytamy bowiem, że za III kwartał roku 2020 Formula One Group straciła 104 miliony dolarów – dla porównania: w 2019 roku zyskała 44 miliony dolarów – to naprawdę nie dziwimy się, że F1 chce jechać w miejsca, gdzie organizator zapłaci czasem aż za dużo wszystkim startującym zespołom.
– Arabia Saudyjska to nowy, bardzo duży rynek. Zainteresowanie motorsportem na Bliskim Wschodzie jest coraz większe, pomogło w tym chociażby e-Prix Rijadu, czyli runda Formuły E. To także nowe źródło dolarów dla F1, a dla Arabii Saudyjskiej kolejna okazja, by świat zmienił percepcję o tym państwie. To ostatnie będzie jednak niezwykle trudno zmienić, co pokazały reakcje na ogłoszenie Grand Prix w Dżuddzie.
Inny, znacznie mniej miły wątek zauważa za to Karolina Chojnacka z Motocaina.pl:
– W czerwcu tego roku Formuła 1 wystartowała z inicjatywą #WeRaceAsOne, by walczyć z takimi wyzwaniami jak globalna nierówność, brak różnorodności czy rasizm. Tymczasem Arabię Saudyjską oskarża się między innymi o łamanie wolności słowa, nieprzestrzeganie praw kobiet, brak wolności religijnej, dyskryminację osób homoseksualnych oraz o znęcanie się czy wykonywanie kar śmierci na więźniach. Czy tylko ja uważam, że założenia #WeRaceAsOne kłócą się z chęcią organizacji GP Arabii Saudyjskiej? Czy walka o równość i prawa mniejszości kończy się tam, gdzie zaczyna się biznes i olbrzymie pieniądze? W Arabii Saudyjskiej łamane są prawa kobiet. Nie mogą one samodzielnie podróżować czy decydować o swoim ubiorze. Co prawda kobiety stopniowo otrzymują nowe prawa, ale i tak nie przystaje to otaczającej nas rzeczywistości.
***
– Nie bez powodu Arabia Saudyjska ma taką, a nie inną opinię o sobie – dodaje z kolei Woźniak. – Z całą pewnością obie strony będą chciały, aby wyścig przebiegł „jak najnormalniej”, ale nie ma co ukrywać, że na pewno przez cały czas będzie dokonywany „sportswashing” i będziemy karmieni propagandą o tym, że Arabia Saudyjska to już praktycznie normalny kraj, że kobiety mogące prowadzić czy być na trybunach to wielki sukces i tak dalej. Jeżeli ktoś chce bojkotować Saudów i ich wpływ na F1 to proszę bardzo – najlepiej zacząć od bojkotu reszty wyścigów tego sezonu i wszystkich następnych, bo jednym z głównych sponsorów obecnie jest Aramco. Przy całej niechęci do Arabii Saudyjskiej pamiętajmy jednak o tym, że dla wielu mieszkańców będzie to wyjątkowe wydarzenie, bo jeszcze pięć lat temu tam nie działo się nic, w kinach nie było nawet zachodnich produkcji. Pozostaje mieć nadzieję, że Formuła 1 będzie zalążkiem dalszych pozytywnych zmian w tym kraju.
Na pierwszy rzut oka wydaje nam się, że o spełnienie naszych nadziei na dostosowanie się Saudyjczyków do zachodnich standardów będzie trudno. Naprawdę potrafimy sobie wyobrazić, że przykładowa tęcza – symbol akcji #WeRaceAsOne – nie będzie mogła być umieszczona na ochronnej aureoli samochodów McLarena. Obawiamy się podobnych akcji, jak z usuwaniem krzyża z herbu Realu Madryt – działo się to oczywiście tylko na rynkach arabskich, ale niesmak pozostaje.
Inny drażliwy temat to publiczne egzekucje – tylko w ubiegłym roku dane Amnesty International odnotowały 180 publicznych aktów egzekucji wykonanych poprzez obcięcie głowy! Krótko mówiąc, Arabia Saudyjska jawi nam się czasem jako nasze własne Tatooine – pustynia, na której możesz brać ludzi w niewolę i nikomu to nie przeszkadza. Z aktem jedności nic wspólnego to za bardzo nie ma…
Podobnie jak gryzło się, kiedy Formuła E „ścigała się w najbardziej progresywnych miastach świata”. A później w kalendarzu znalazł się… Rijad. Nawet więcej – do tego właśnie Rijadu sprowadzono także kolejną edycję Race of Champions, czyli towarzyskiego wydarzenia, w którym na stadionach ścigają się kierowcy Formuły 1, rajdów samochodowych, wyścigów długodystansowych, a także kierowców samochodów turystycznych. Tak samo powinniście pamiętać, że jeden z etapów Rajdu Dakar również odbywał się na Półwyspie Arabskim.
***
Najciekawiej może jednak wyglądać kwestia archaicznego podejścia Arabii Saudyjskiej do kobiet. Dlaczego? Bo od następnego roku ograniczone będą weekendy Formuły 2 i Formuły 3 jako serii towarzyszących F1. Zamiast tego są plany, że oglądać razem z Formułą 1 będziemy serial W Series, czyli kobiecą(!) serię wyścigową, w której w 2019 roku startowała też Polka, Gosia Rdest.
I ponownie chcemy oddać głos Karolinie Chojnackiej:
– W Formule 1 nie ściga się obecnie żadna zawodniczka, ale kobiet, które pracują w królowej sportów motorowych, jest całkiem sporo. I w takim wypadku uważam, że skoro Formuła 1 koniecznie musi organizować Grand Prix Arabii Saudyjskiej, to powinna pójść drogą Formuły E. Sezon 2018/2019 Formuła E rozpoczęła w Arabii Saudyjskiej. W ramach umowy pomiędzy serią, a promotorem zawodów, każda z ekip otrzymała okazję wystawienia drugiego samochodu podczas testu, pod warunkiem, że będzie poprowadzić go kobieta. Miało to między innymi na celu promocję faktu, że kobiety mogą od niedawna prowadzić samochody w Arabii Saudyjskiej.
– Na liście zgłoszeń znalazły się znane nazwiska – jak startujące przed kilkoma laty w IndyCar Simona de Silvestro i Katherine Legge, kierowca testowy zespołu Alfa Romeo Racing Orlen Tatiana Calderón, najmłodsza mistrzyni Brytyjskiej GT Jamie Chadwick, czy startująca na co dzień w GT4 Beitske Visser. Samochód Formuły E przetestowała też Anna Al Qubaisi, będąca pierwszą kobietą-kierowcą wyścigowym z Emiratów Arabskich oraz Carmen Jorda.
– Formuła 1 też powinna postawić promotorowi Grand Prix ultimatum – przyjedziemy, będziemy się u was ścigać, ale w piątkowym treningu każdy zespół wystawi zawodniczkę, nie zawodnika. Skoro wszyscy w męskim środowisku motorsportu głośno mówią, że czekają na kobietę w Formule 1, to nikt nie powinien chyba mieć z tym problemu. A ze znalezieniem odpowiedniej liczby utalentowanych zawodniczek też nie będzie kłopotu. Tym bardziej, że serią towarzyszącą będzie właśnie W Series.
***
Zrozumcie zatem, o co w całej sytuacji chodzi.
Trudno nam po prostu zignorować rozmaite aspekty związane z pomysłem organizacji wyścigu w Arabii Saudyjskiej. Zaczynamy od prozaicznych rzeczy, takich jak limit 3 silników na 23 Grand Prix, który jest wobec rozszerzenia kalendarza po prostu mało życiowy. Po drugie, trudno nam odbierać ten pomysł jako coś innego, niż pokazanie, że portfele Arabów nie powiedziały ostatniego słowa – tym bardziej, że Saudyjczycy ponieśli porażkę, gdy nie udało im się przejąć pakietu właścicielskiego w Newcastle United.
Ciekawe jest też, czy doczekamy się jakiegoś wystąpienia czołowego i jedynego właściwie ambasadora Formuły 1, Lewisa Hamiltona, którego wprost możemy już nazwać celebrytą. Stał się on na tyle wielkim „światowcem” i autorytetem, że przecież wspiera wszem i wobec akcję „Black Lives Matter”. Pojawia się inne pytanie – czy skoro ostatnio udostępniał w swoich social mediach screeny ze Strajku Kobiet, to czy pójdzie o krok dalej i stwierdzi, że Formuła 1 popełnia błąd, jadąc ścigać się do Dżuddy? Czy jednak usiądzie cicho i powie coś głośno tylko, gdy uzna to za wygodne? Spodziewamy się raczej tej opcji z pozostaniem w strefie komfortu.
Właściciele F1 po prostu napompowali sobie zabawkę, którą teraz bawią się głównie miliarderzy. Dlatego w F1 pojawiają się paydriverzy, czyli Lance Stroll, Nicholas Latifi, Siergiej Sirotkin, Nikita Mazepin, Sergio Perez, a po latach za swoje miejsce musiał też zapłacić Robert Kubica, bo bez tego w obecnych realiach formułowych po prostu by przepadł. Płacisz za miejsce, masz profit. Oczyszczenie stawki z paydriverów w momencie kryzysowym takim, jak ten nie będzie po prostu możliwe. I tak samo będzie z torami takimi jak te w Abu Zabi oraz Arabii Saudyjskiej. Polityką nikt nie będzie się interesował – ona na dwa lub trzy dni zniknie z radarów, a każdy zwróci uwagę tylko na 20 jeżdżących po torze aut.
***
Może zatem powinniśmy uszanować to, że tak już po prostu będzie i wielki biznes po prostu się nie zatrzyma? Może dalej będzie on wspinał się na Himalaje hipokryzji tylko dlatego, że Excel przestał się zgadzać?
– Żyjemy w XXI wieku. Formuła 1 powinna zastanowić się nad swoimi pomysłami organizacji nowych Grand Prix (i tych niektórych obecnych w kalendarzu również), bo dla wielu już nie tylko grubość portfela ma znaczenie. Liczą się też inne wartości, na których podobno F1 też zależy. Niech więc to pokaże – ma jednak nadzieję na sam koniec red. Chojnacka.
Jedyne, co może nas jeszcze zaślepić, to oszołamiający debiutancki wyścig na przygotowywanym torze. Ale ponieważ będzie to tor uliczny, który zapewne będzie przypominał nitkę rodem z azerskiego Baku, to jednak sceptykami pozostaniemy.
To po prostu nie jest dobry pomysł. A ponieważ księgowymi i PR-owcami Liberty Media nie jesteśmy, to możemy o tym mówić głośno.
RAFAŁ MAJCHRZAK
Fot. Newspix
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS