A A+ A++

Podpisane w nocy z poniedziałku na wtorek porozumienie o zawieszeniu broni między Armenią a Azerbejdżanem, które określane jest w mediach jako kapitulacja Erywania i tak też zostało ocenione przez samych Ormian, którzy w odruchu gniewu rozpoczęli demonstracje sprzeciwu w centrum stolicy i wdarli się do budynku parlamentu, w środowisku eksperckim uruchomiło dyskusję na temat politycznych skutków rozejmu.

Podzielone oceny

Zarysował się przy tym intrygujący podział opinii. O ile w Polsce większość wypowiadających się jest zdania, że umowa, przewidująca m.in. obecność na linii rozgraniczenia rosyjskiego kontyngentu rozjemczego (1960 żołnierzy) jest sukcesem rosyjskiej dyplomacji, o tyle w samej Rosji i na Zachodzie opinie na ten temat są znacznie bardziej zrównoważone. Można zatem postawić pytanie, kto – z politycznego punktu widzenia, bo z wojskowego sprawa jest jasna – triumfuje w konflikcie w Karabachu? Oczywiście, rozejm nie jest jeszcze pokojem, teraz trwały będą niełatwe targi czy próby reinterpretacji podpisanej umowy, co zresztą już się zaczęło, ale pierwsze oceny można „na gorąco” formułować.

Brytyjski lewicowo–liberalny „Guardian”, w artykule którego główną tezą jest to, iż porozumienie zmienia geopolityczny układ sił na południowym Kaukazie, cytuje Fiodora Łukianowa, jednego na najbardziej wpływowych rosyjskich ekspertów ds. międzynarodowych, który powiedział, że  „Grupa Mińska (Stany Zjednoczone-Francja-Rosja) już nie istnieje, a Turcja staje się ważnym elementem równania”.

Autorzy artykułu umieszczonego na portalu „Bloomberg” są zdania, że porozumienie o rozejmie „jest strategicznym triumfem Recepa Erdoğana”.

Vladimir Frolov, były rosyjski dyplomata, obecnie analityk ds. międzynarodowych, powiedział „Bloombergowi”, że porozumienie „dla Putina jest najlepszym dealem zwłaszcza w sytuacji niechęci i niemożności wzięcia przez Rosję udziału w walkach po stronie Armenii. Pozwala ono – dodał Frolov – utrzymać relacje z Erdoğanem jednocześnie unikając ryzyka starcia na większą skalę”.

Dmitrij Trenin, dyrektor moskiewskiego biura Centrum Carnegie, powiedział w wywiadzie dla portalu „Fontanka”, że wojnę „bezwarunkowo wygrał Azerbejdżan”. Podobne zresztą tezy znaleźć można w dzienniku „Kommierasant”, który napisał , że „w jedną noc Azerbejdżan uzyskał to, czego nie mógł osiągnąć przez 26 lat”. Jeśli zaś idzie o regionalny układ sił, to zdaniem Dmitrija Trenina „Turcja, jak rozumiem, będzie reprezentowana w centrum monitorowania zawieszenia broni. To odzwierciedlenie rzeczywistej roli Turcji na Kaukazie Południowym. Jednocześnie status Turcji jest tu niższy niż Rosji”. W jednym ze swych postów Trenin napisał też, że Rosja zmuszona będzie zaakceptować nową rolę Turcji w regionie.

Inny ekspert Centrum Carnegie Alexander Gabuev powiedział dziennikowi „The Wall Street Journal”, że porozumienie „jest prawdopodobnie najlepszym wynikiem, przynajmniej w krótkim okresie, dla Moskwy i pozwala jej wyjść z sytuacji”.

Aleksander Żilin, ekspert wojskowy, którego opinię przytacza „Niezawisimaja Gazieta” jest zdania, że deklaracja o zawieszeniu broni w wojnie między Armenią a Azerbejdżanem „w pełni odpowiada strategicznym interesom Turcji” oraz, że „Zakaukazia (dotychczas tylko Zakaukazia) wygrał Erdoğan”. Jest on zdania, że Moskwa, zwłaszcza w oczach Ormian i innych mieszkańców regionu, nie wywiązując się ze swych zobowiązań sojuszniczych, a zasłaniając kruczkami prawnymi po to aby uzasadnić nieingerencję, nie reagując nawet na zestrzelenie przez Azerów własnego śmigłowca, poniosła wielkie, praktycznie nie do odrobienia straty reputacyjne. „To może w niedalekiej przyszłości powrócić i grozi utratą całego Kaukazu i nie tylko. Rosja nie ma obecnie już ani jednego, choćby hipotetycznego sojusznika”.

Rosja już nie tak „wszechmocna”?

„Niezawisimaja Gazieta” przytacza też opinie pojawiające się w irańskich kanałach informacyjnych w sieciach społecznościowych, w których dominuje pogląd, że jednym z efektów wojny między Armenią a Azerbejdżanem będzie podważenie przekonania o „wszechmocy” Moskwy na obszarze postsowieckim.

Na podobny polityczny skutek konfliktu zwraca też uwagę Sergiej Markedonow pisząc, że Azerbejdżan jest pierwszym, prócz Rosji, państwem wywodzącym się z byłego ZSRR, które stosując siłę, na co do tej pory monopol wydawało się, że ma Moskwa, doprowadził do zmiany terytorialnego status quo. Taki przykład, może, w jego opinii, zachęcić inne państwa mające problem związany z „zamrożonymi konfliktami” na własnych obszarach.

Umniejszenie roli Zachodu

Timofiej Bardaczow, dyrektor programowy Klubu Wałdajskiego, w komentarzu napisał, że ostatnie wydarzenia na Południowym Kaukazie oraz to, co dzieje się na Białorusi, w gruncie rzeczy przypomina sytuację z XVIII wieku i okresów wcześniejszych, kiedy ówczesnej Rosji wyzwanie o wpływy w państwach buforowych rzucili regionalni gracze – Turcja i Polska. Teraz, w jego opinii jest w gruncie rzeczy podobnie – Turcja chce uzyskać dominację na południowym Kaukazie a Polska przeciągnąć na swą stronę Białoruś. Jednak w jego opinii, o ile „zamiarom” Polski Rosja winna się ze wszystkich sił jakimi dysponuje przeciwstawić, o tyle z Turcją możliwa jest znacznie bardziej zniuansowana rozgrywka. Przede wszystkim z tego powodu, że obydwu państwom – wzrastającej i przejawiającej wole odegrania roli regionalnego mocarstwa Turcji i Rosji, zależy na umniejszeniu roli umownego Zachodu. Dlatego Moskwa bez żalu rozstała się z „formatem Mińskim” bezskutecznie pracującym przez ostatnie 26 lat nad rozwiązaniem karabachskiego sporu, będącym w jej oczach reliktem starej sytuacji, kiedy Moskwa była słaba i musiała „dopuścić” Zachód (Francję i Stany Zjednoczone) do współdecydowania o losie Południowego Kaukazu. Ale warto też zwrócić uwagę na generalną tezę Bardaczowa, który uważa, że współcześnie, w czasie niestabilności porządku międzynarodowego, który nie osiągnął nowego punktu równowagi wszystkie mocarstwa, w tym i Rosja, muszą być bardzo ostrożne. „Rosnąca niestabilność środowiska międzynarodowego – pisze Bardaczow – zmusza wielkie mocarstwa do prowadzenia bardziej rozważnej i powściągliwej polityki w zakresie własnych zobowiązań, a Rosja nie jest wyjątkiem. Trudno się spodziewać, że we współczesnych warunkach jako jedyna zachowa cechy imperialnej postawy tkwiącej w bardzo odległych epokach historycznych”.

Gdyby zatem skrótowo opisać polityczny wymiar rozejmu w Karabachu, to wiadomo, że wojnę wygrał Azerbejdżan a przegrała sprzymierzona z Rosją Armenia. Francja chcąca odgrywać w ostatnich tygodniach aktywna rolę rozjemczą niewiele zdziałała, co pokazuje, że Paryż nie dysponuje realnymi możliwościami w regionie i dlatego ucieka się do retoryki. Stany Zjednoczone, zajęte innymi sprawami, właściwie nie przejawiały większej aktywności, co wydaje się zapowiedzią tego jaki kształt polityka Waszyngtonu będzie miała w przyszłości. Rośnie pozycja Turcji, choć nie można, póki co powiedzieć, że jest dziś, bo nie wiadomo co będzie w nieodległej przyszłości, równa Federacji Rosyjskiej. Sama Rosja godzi się z nowymi realiami. Nie jest już siła hegemoniczną w regionie, swoboda jej działań jest ograniczona, choć nadal z pewnością jest liczącym się graczem. Nie jest też z pewnością podmiotem aktywnym, raczej broniącym ostatnich, ważnych dla siebie rubieży. Czy oznacza to, jak prognozuje Bordaczow ewolucje polityki Moskwy na obszarze postsowieckim okaże się w najbliższym czasie. W Rosji już trwa dyskusja, w której padają argumentu o potrzebie przemyślenia i ułożenia na nowych warunkach, bo stare imperialne wzorce się nie sprawdzają, relacji z państwami wywodzącymi się z ZSRR. Warto tę ewolucję obserwować nie odwołując się do starych „imperialnych” klisz interpretacyjnych.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułŚwiat po Trumpie – cz. I
Następny artykułBorderlands 3 v1.0.14 +69 Trainer (promo) PC