Pod koniec października mieszkańcom Karczewa groziło, że zasypią ich tony nieodebranych śmieci. Powodem kryzysu śmieciowego było wyczerpanie limitu masy odbieranych odpadów, do tego w budżecie skończyły się zabezpieczone na ten cel pieniądze. Sytuacja przez chwilę zrobiła się podbramkowa. Burmistrz i rada miejska początkowo nie mogli dojść do porozumienia. Na czwartkowej sesji udało się jednak wypracować kompromis, a mieszkańcy mogą odetchnąć z ulgą, bo śmieci znów będą od nich odbierane
SYLWIA WYSOCKA
Pod koniec października gmina Karczew znalazła się w bardzo trudnej sytuacji. Pojawiło się zagrożenie, że jeśli w budżecie nie znajdą się dodatkowe pieniądze, nikt nie odbierze śmieci od mieszkańców. Żeby zapewnić odbiór odpadów do końca roku, trzeba było znaleźć dodatkowo 1 mln 800 tys. zł. Brak tej kwoty w budżecie jest m.in. wynikiem niedoszacowania ilości śmieci, które w ciągu roku wytworzyli i nadal produkują mieszkańcy.
Jak to w ostatnich miesiącach w Karczewie często bywa, burmistrz i radni najpierw zaczęli przerzucać się odpowiedzialnością za taki stan rzeczy. Michał Rudzki zarzucił radnym między innymi to, że powodem deficytu w budżecie są zbyt niskie stawki za odbiór śmieci (radni uchwalając wysokość opłat na początku roku, zgodzili się na maksymalną dopuszczalną stawkę tylko dla mieszkańców Ługów, mieszkańcy tzw. starego Karczewa i terenów wiejskich za wywóz śmieci płacą mniej). Z kolei radni wypominali burmistrzowi, że zbyt późno poinformował o problemie i sposobach jego rozwiązania, choć o tym, że może zabraknąć pieniędzy, wiedział co najmniej od września. Ich wątpliwości budził także sam przetarg na odbiór śmieci, który był ogłaszany dwukrotnie. We wtorek, 3 listopada na wniosek kilkorga radnych zwołano w tej sprawie sesję. Problem nieodebranych śmieci wymagał pilnych decyzji.
Pierwsze posiedzenie nie przyniosło rozwiązania problemu. Burmistrz znów zaskoczył radnych. Przy okazji próby zażegnania kryzysu śmieciowego zaproponował zmiany w uchwale budżetowej i przedstawił je tuż przed komisją, na której omawiane były materiały na sesję. Radni przygotowali swoją propozycję, argumentując, że kilkadziesiąt zmian wprowadzanych do budżetu w ostatniej chwili wymaga głębszego i dłuższego zastanowienia. Burmistrz Rudzki i skarbnik Małgorzata Pajek zaproponowali, żeby brakującą kwotę 1 mln 800 tys. zł pozyskać dzięki przesunięciu w czasie wykupu obligacji (1 mln 600 tys. zł) i dokonaniu zmian w wydatkach bieżących (200 tys. zł). Radni mieli podobny pomysł. Też chcieli przesunięcia wykupu obligacji, ale nie serii przypadającej na ten rok, tylko na rok 2021 (zdaniem radnych to, co powinno być spłacone w tym roku, należało spłacić). Proponowali też zmniejszenie o 100 tys. zł kwoty przeznaczonej na wynagrodzenia pracowników urzędu i wydatków na realizację „zadań statutowych”. Takiemu rozwiązaniu stanowczo sprzeciwił się zarówno burmistrz, jak i skarbnik Pajek: – To, co zaproponowali radni, jest niemożliwe do wykonania, nie zabezpiecza płynności finansowej i nie ma odniesienia do budżetu i Wieloletniej Prognozy Finansowej – tłumaczyła skarbnik.
Patową sytuację przerwał jednak radny Piotr Kwiatkowski, który złożył wniosek o przerwę w sesji, która miała pozwolić na przeanalizowanie propozycji zmian w budżecie. Posiedzenie sesji wznowiono w czwartek, 5 listopada. Atmosfera spotkania była już zupełnie inna. Być może podziałały komentarze pod oświadczeniami burmistrza i przewodniczącego rady miejskiej w mediach społecznościowych, w których mieszkańcy w emocjonalnych wpisach apelowali: „Weźcie się do roboty, a nie do przepychanek” lub jak komentowano na samej sesji, współpraca jest możliwa, jeśli każda ze stron jest gotowa na ustępstwa.
Ostatecznie radni przystali na nieco zmodyfikowaną propozycję burmistrza i skarbnik gminy. – Wspólnie doszliśmy do wniosku, że nie będziemy zdejmować 100 tys. zł z wynagrodzeń pracowników, ale nie zwiększymy wydatków przeznaczonych na kulturę – podkreśliła wiceprzewodnicząca rady miejskiej Anna Rudnicka. – Mamy nadzieję, że dzięki podjęciu uchwał dotyczących budżetu i wykupu obligacji uda się zażegnać kryzys, który powstał w ubiegłym tygodniu. Szkoda, że stało się to tak późno, ponieważ był czas, żeby zareagować wcześniej – dodał przewodniczący rady miejskiej Piotr Żelazko. I podkreślił, że radni liczą na uszczelnienie systemu ściągania zaległych opłat za śmieci, których suma wynosi ok. 720 tys. zł. Zaapelował też do burmistrza o działania w zakresie większej kontroli odbioru odpadów w PSZOK-u oraz eliminacji przypadków niezgłaszania lub zgłaszania zaniżonej liczby osób zamieszkujących nieruchomość.
Warto podkreślić, że żadna ze stron nie zaproponowała na obecnym etapie podwyżki opłat dla mieszkańców. Zgodnie z zapowiedzią burmistrza Rudzkiego od piątku, 6 listopada śmieci powinny być odbierane według harmonogramu.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS